W związku ze swoją książką „Basquiat - nowojorska opowieść filmowa”, która ukazała się w Polsce w końcu lat dziewięćdziesiątych Lech Majewski odbywał szereg spotkań. Jedno z nich odbywało się w Łodzi. O malarzu pisał: „Basquiat nazywany jest Czarnym van Goghiem lub Hendrixem Świata Sztuki. Przeszedł jak meteor przez nowojorską scenę i umarł podobnie jak Hendrix, Joplin i Morrison, w wieku dwudziestu siedmiu lat, z przedawkowania heroiny”. Malarz był najbardziej rozpoznawlnym i najdrożej sprzedającym się czarnym artystą. Zawdzięczał to trochę Andy Warholowi, który zafascynowany jego energią i rozbrajającą wolnością wprowadził go do najpoważniejszych domów sztuki. Po skończeniu „Prisoner of Rio” Lech zamieszkał przez chwilę u nas na Brooklynie. Właśnie wtedy Basquiat odszedł i duży artykuł Anthony Haden-Guest’a, który się o nim ukazał się w „Vanity Fair” dałem Lechowi do przeczytania. W swojej książce „Oficjalne centrum świata” Lech zapisał „…w Nowym Jorku, pół roku później, poprzez zbieg okoliczności (czy istnieją? Leibniz twierdzi, że nie ma przypadku - są tylko prawa, których nie znamy) i przyjaźń z Januszem, który dał mi artykuł mówiący o śmierci Basquiata…”. Tekst Lechem wstrząsnął. Spotkał autora i przez niego dotarł do ludzi, którzy Basquiata znali. Jednym z nich był Julian Schnabel. W tamtym czasie prawie, albo nawet na pewno Schnabel był uważany za najważniejszego żyjącego malarza. Też się tak zachowywał. Zaproponował Lechowi współpracę przy pisaniu scenariusza. Zgodził się i było to jego najszybsze wejście w najpoważniejszy na świecie rynek sztuki i w krąg jego animatorów. Ich przywódcze osobowości nie wytrzymały jednak ze sobą i doszło do separacji. Za odpowiednią sumę Schnabel odkupił na dwa lata prawa do scenariusza i postanowił ten film sam wyreżyserować, Swój pierwszy film. Zdjęcia rozpoczęły się dwa dni przed upływem terminu. Gdyby został przekroczony, zarówno scenariusz, jak i prawa do filmu wracałyby do Lecha i on sam by się zajął produkcją i reżyserią. Film „Basquiat” miał swoją premierę w1996 roku. Lech ma w filmie dwa kredyty, jako autor historii, na bazie której został napisany scenariusz i jako koproducent. U Schnabla zagrali David Bowie, Dennis Hopper, Gary Oldman i Jeffrey Wright, który zagrał Basquiata.
Kiedy oglądałem kolejny urzekający i wzruszający film Schnabla „The diving bell and the butterfly” (polski tytuł: „Motyl i skafander”) pomyślałem o niezbadanych drogach Opatrzności. Niepozornym wręczeniem artykułu w gazecie sprowokowałem sytuację, która uczyniła Schnabla reżyserem. Znakomitym reżyserem. Miałem poczucie jakiejś dziwnie połączonej natury wszechświata, który łączy zdarzenia pozornie bez związku. Żyjemy w objęciach przypadku, ale przypadek to ostatnia szansa Boga, by zwrócić naszą uwagę*.
Jak rozumieć przypadek? Czym jest Opatrzność? Co jest naszą wolną wolą, a co koniecznością - pytania, które każdy człowiek musi sobie kiedyś zadać. Kiedy przyszedł czas na mnie, jak Błażej Pascal dokonałem pewnego wyboru. Jego pomysł nazwano później zakładem Pascala. Pascal po znakomitych osiągnięciach w matematyce, fizyce, filozofii, pod koniec swojego krótkiego życia - żył 37 lat - doznał olśnienia i bezgranicznie poświęcił się Bogu. Myślał i pisał. Chcąc przekonać do Boga ludzi, ale pewnie przede wszystkim siebie - rozwinął bazujący na rachunku prawdopodobieństwa pewien zakład (Pascal był jednym z twórców tego rachunku). „Bóg jest albo Go nie ma”. Jeżeli Bóg jest i w niego wierzymy osiągniemy życie wieczne; jeżeli Bóg jest, a my w niego nie wierzymy - żyjemy tylko swoje banalne ileś tam lat tracąc nadzieję na wieczność. Jeżeli Boga nie ma, a my w niego wierzymy - nasza pomyłka jest niewspółmiernie mała w stosunku do zysku jaki daje wiara właśnie wieczność obiecująca. Pascal pisze: „... jeśli wygrasz, zyskujesz wszystko: jeśli przegrasz nie tracisz nic. Zakładaj się tedy, że jest, bez wahania”. Nawet groźba pomyłki ma też sens - najwyżej w ciągu swojego życia: „...będziesz wierny, uczciwy, pokorny, wdzięczny, dobroczynny, przyjacielski, szczery, prawdomówny.” (Blaise Pascal, „Myśli, Pax Warszawa 1989, str. 232, 233, 236). I jakże tu choćby w imię wspomnianej „uczciwości”, „prawdomówności” i „przyjaźni” nie wybierać wiary! Jeżeli zaś Boga nie ma i my w niego wierzymy zostaje nam kruchość świata, bezsens pojawienia się, brak nadziei i parę książek Marksa, Lenina, czy Dawkinsa. I marność.
Mój „zakład” był oczywiście prostszy i przede wszystkim odnosił się do mnie. Nie wiem, czy życie jest przypadkowe, czy nie. Ale jestem świadom obu tych możliwości i zdaję sobie sprawę, co one obiecują; albo życie jest przypadkowe i do jego trwania trudno przywiązywać jakieś znaczenie, albo nie jest przypadkowe i wydarzające się rzeczy, pomimo, ze je nie do końca rozumiemy, mają swój powód i cel. Ja przyjąłem tę drugą możliwość. Założyłem, że od tej pory zdarzenia w moim życiu będę traktował jako nieprzypadkowe. Czyli, że będą musiały się wydarzyć. Z tego prostego założenia wynikają bardzo znaczące i pragmatyczne konsekwencje. Moje spotkania z ludźmi są – przynajmniej z mojej strony – bardziej ważne bo ja jestem bardziej uważny. Każdy człowiek w moim życiu staje się człowiekiem koniecznym i niezbywalnym. Podarowanym. Nawet jeżeli tego od razu nie rozumiem – każdy ma sens. Moje spotkanie z nim jest jedyne i wyjątkowe. W mojej drodze – a przecież nie mam innej – nie szukam ważniejszych, mądrzejszych, czy ciekawszych spotkań. Zależy mi na każdym człowieku. Każde spotkanie jest ważne, mądre i ciekawe. Ludzie stają się materią mojego życia, świata i zadumy nad nim. Nie ma nic bez niczego. Nie ma mądrzejszego świata ponad ten, który jest w naszych głowach. Urodziłem się na wsi, gdzie mieszkało 100 osób. Miałem konkretną Matkę Mariannę i miałem mojego Ojca Michała. Wszystko w tym świecie jest ważne. Albo nic nie jest ważne. W rozsypanym świecie tak naprawdę potrzeba tylko parę zasad, które jeżeli się przyjmie i wynegocjuje z życiem, należy jednak przestrzegać.
Później u amerykańsko-hinduskiego lekarza, pisarza, filozofa Deepaka Chopry w książce „How to know God, The Soul’s Journey into the Mystery o Mysteries” (Jak poznać Boga, Podróż Duszy w głąb Tajemnicy Tajemnic; Three Rivers Press, New York, 2000) przeczytałem, że człowiek ma siedem stopni w swoim rozwoju budowania obrazu Boga (Bóg jest jaki jest) i dopiero na piątym poziomie jest w stanie zauważyć, że życie nie jest przypadkowe. Przyjmując na początku, że moje życie nie jest przypadkowe, a akceptując hierarchię Chopry, w pewnym sensie wyprzedziłem swój ewentualny rozwój. Będąc na niższym poziomie zachowywałem się wobec kosmosu jakbym był bardziej świadomy i rozgarnięty. Bo skądinąd to, czym chcielibyśmy być, powtarzane bezustannie musi się stać nasza drugą naturą. Nawet pozorne oszukiwanie siebie i niezrozumiałe aspiracje stają się po latach, jeżeli uczciwie chciane, właściwym, czy prawdziwym życiem.
W upojnym socjalizmie lat 60. ubiegłego wieku w szkole podstawowej miałem piątkę z tego, że jest Pan Bóg i piątkę z tego, że pana boga nie ma. Chodziłem na zajęcia w szkole i osobno na lekcje religii. Byłem dobrym uczniem. Otrzymanie piątki, wtedy najwyższej oceny, wydawało mi się bardzo prostym i łatwym zadaniem. Trzeba było chodzić na zajęcia, słuchać, co mówi nauczyciel i kiedy on się potem pytał, co mówił – dosłownie mu to, co mówił – powtórzyć.
Ale te metaforyczne dwie piątki przede wszystkim znaczyły, że miałem wyuczoną ilość argumentów uczciwie broniących każdej ze stron. Dopiero więc w 1970 roku, na początku studiów na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej, kiedy pierwszy raz zacząłem myśleć na własny rachunek dotarło do mnie to o wiele bardziej fundamentalne pytanie - Jest, czy go nie ma? Jak jest możliwe, że na temat Boga/boga wypowiadamy dwa sprzeczne zdania i bardzo głęboko w nie wierzymy. Jak jest możliwe, że my ludzie po tylu latach istnienia nie jesteśmy w stanie na nie odpowiedzieć rozstrzygająco? cdn.
*Zdanie z mojej książki „Plus Minus, podręcznik do myślenia”, Zysk i S-ka, 2014
Czytaj także
Deliberatio.eu: Janusz Kapusta - XIII Kongres Polska Wielki Projekt
Janusz Kapusta - artysta o zainteresowaniach matematycznych i filozoficznych, ilustrator, scenograf, odkrywca K-dronu, laureat Nagrody im. Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego, wręczonej podczas XIII Kongresu Polska Wielki Projekt - opowiada o swojej drodze intelektualnej.
Komentarze (0)