Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak głęboko w ciągu ostatnich 20 lat Putinowi udało się zinfiltrować Francję. Przywódcy polityczni, tacy jak Nicolas Sarkozy, to tylko najbardziej widoczna część większego problemu, w którym uczestniczą osobistości świata polityki, wysoko postawieni urzędnicy, prorosyjscy influencerzy w sieciach społecznościowych, czołowi działacze prawicowych partii politycznych, niemal wszyscy popularni intelektualiści suwerenistyczni, a także wszystkie, bez wyjątku, ruchy antysemickie i antysyjonistyczne. Ta niebywała sieć ukrytych powiązań, którą Moskwa oplotła wszystko dookoła, docierając zarówno do najbardziej zaśniedziałych komunistów, jak i do tiktokerów o poglądach rojalistycznych, jest już samowystarczalna i żyje własnym życiem, a więc obywa się bez bezpośredniej ingerencji Kremla. Zanurzmy się na chwilę w tym polimorficznym świecie, którego przedstawicieli łączy jedna cecha, mianowicie niecierpliwa żądza przejęcia władzy wszelkimi możliwymi środkami.
Kwestia Sarkozy’ego powinna wyleczyć nas z wszelkiej naiwności wobec tych, którzy uprawiają prorosyjską retorykę.
Sprawa Nicolasa Sarkozy’ego jest na tyle pouczająca, że warto przyjrzeć się jej nieco bliżej. W sierpniu br. znów zrobiło się głośno o byłym prezydencie Francji po jego kontrowersyjnych wypowiedziach nt. Ukrainy. Sarkozy zasadniczo wezwał do stworzenia neutralnego państwa ukraińskiego, wypowiadając się jednocześnie na rzecz rosyjskości Krymu oraz zorganizowania we wschodniej i południowej części Ukrainy referendów celem rozstrzygnięcia kwestii przynależności tych terytoriów do Rosji lub Ukrainy. Otóż, trudno wyobrazić sobie przeprowadzenie uczciwych referendów bez wycofania z okupowanych terytoriów wojsk rosyjskich. Nie sposób pomyśleć choćby przez chwilę o wolnym i transparentnym referendum przebiegającym pod lufami rosyjskich żołnierzy, opowiadającymi się za przyłączeniem tych regionów do matuszki Rosji. Trzeba być człowiekiem szczególnie naiwnym, aby uwierzyć, że Putin dopuści do wymiany przeciwstawnych poglądów, bez której nie ma mowy o żadnym referendum. Poza tym któż miałby być uprawniony do głosowania? Ludzie, którzy zamieszkiwali te tereny w 2014 r. czy może w 2022 r.? Uchodźcy, którzy opuścili te ziemie? Tysiące Rosjan sprowadzonych tam przez Putina? Zamiast głosowania mielibyśmy niewysłowiony galimatias i niemożliwą do rozwiązania łamigłówkę, ponieważ Putin nigdy nie pozwoliłby na wolne i transparentne referendum. Gdyby przegrał, oznaczałoby to początek końca jego rządów. Propozycja Sarkozy’ego może przynieść wyłącznie zamrożenie konfliktu i jako tako bezbolesne pożarcie przez Putina terytoriów, o których mowa. Sarkozy na pewno zdaje sobie z tego sprawę.
Pamiętajmy, że Sarkozy podpisał z rosyjskimi funduszami umowy dotyczące porad prawnych (3 mln €) oraz m.in. uczestnictwa w konferencji, podczas której wychwalał Władimira Putina (300 tys. €). Będąc prezydentem, usiłował sprzedać Rosjanom okręty desantowe typu Mistrial (gdyby nie sprzeciw Françoisa Hollande’a, Rosja mogłaby zająć Odessę za pomocą francuskich okrętów), a także odstąpił Rosjanom siedzibę Météo France, którą zamieniono w prawosławną katedrę. Problem w tym, że owa decyzja nie tylko stała się wodą na młyn rosyjskiej propagandy, przedstawiającej Putina jako spadkobiercę carów i obrońcę prawosławnej cerkwi, przepowiadając powrót wielkiej imperialnej Rosji, lecz również zagroziła, i nadal zagraża, żywotnym interesom Francji. Cerkiew, o której mowa, sąsiaduje z Pałacem de l’Alma, będącym siedzibą pracowników Pałacu Elizejskiego, m.in. członków gabinetu prezydenta Republiki i jego osobistego Sztabu Generalnego. To Sarkozy’emu zawdzięczamy sytuację, w której ludzie, posiadający dostęp do najważniejszych tajemnic naszego państwa, pracują w pobliżu olbrzymiej konstrukcji zaprojektowanej i wybudowanej przez reżim zarządzany przez funkcjonariuszy KGB. Biorąc pod uwagę dzisiejsze metody podsłuchiwania i przechwytywania połączeń, trzeba przyznać, że to szaleństwo. Choćby informacja o tym, że o godzinie drugiej nad ranem Szef Sztabu Generalnego w pośpiechu wyszedł z domu albo że od tygodnia żona przestała codziennie do niego dzwonić, ma kapitalne znaczenie. A co powiedzieć o tzw. polityce afrykańskiej Nicolasa Sarkozy’ego, która okazała się de facto szczególnie katastrofalna dla Francji i jednocześnie wyjątkowo korzystna dla Rosji. To on zniszczył ostatnie przyjazne relacje, jakie pozostawały nam jeszcze w Afryce, dając do zrozumienia tamtejszym przywódcom, że Francja nie traktuje ich jak przyjaciół, lecz jako kontakty biznesowe, ci zaś kazali nam wobec tego przystąpić do konkurencji z Rosjanami. To on zamknął tzw. wysuniętą bazę operacyjną w Birao, za którą prawie nic nie musieliśmy płacić i która miała dla nas strategiczne znaczenie, ponieważ umożliwiała monitorowanie całej Afryki Środkowej. Rosjanie, rzecz jasna, skorzystali z okazji i natychmiast ją przejęli, umieszczając w niej swoich żołnierzy oraz bojowników z Grupy Wagnera. Stamtąd Rosjanie prowadzą swoje nieuczciwe operacje w całym rejonie Sahelu i całej francuskojęzycznej Afryce. Mógłbym jeszcze wspomnieć o francuskiej interwencji w Libii, która przyniosła chaos w Sahelu, umożliwiając Rosjanom zadomowienie się na tym terenie i zainstalowanie w poszczególnych krajach prorosyjskich rządów, albo o tym, że Sarkozy oddał wszystko, na czym Putinowi zależało po agresji przeciwko Gruzji.
Załóżmy, w najlepszym razie, że teoretycznie moglibyśmy zrzucić wszystkie owe brzemienne w skutki decyzje na karb braku kompetencji Sarkozy’ego w polityce międzynarodowej. Byłoby to jednak dla niego dyskwalifikujące jeśli chodzi o ferowanie opinii w kwestiach tak strategicznych i istotnych, jak Ukraina. Gdybyśmy nawet zapomnieli o wszystkich grzechach Sarkozy’ego, wciąż musielibyśmy pamiętać o nieuczciwości jego wypowiedzi. Jego argumenty jota w jotę pokrywają się z tym, co prorosyjscy influencerzy wypisują w mediach społecznościowych:
- Rosja jest zbyt potężna, dlatego trzeba przestać zbroić Ukrainę, ponieważ takie działania jedynie przedłużają wojnę i przysparzają cierpień Ukraińcom.
- Ktokolwiek dozbraja Ukrainę, jest podżegaczem wojennym.
- Rosja zawsze będzie naszym sąsiadem, dlatego musimy znaleźć modus vivendi.
Sarkozy tak naprawdę prosi nas, abyśmy naciskali na ofiarę, czyli na Ukrainę by zmusić ją do przystania na żądania jej kata, mianowicie Rosji. Ten rodzaj retoryki nawołującej do współpracy z Moskwą, jak najbardziej korzystnej dla zbrodniarza wojennego Putina, trzeba określić mianem prorosyjskiego, oczywiście pod warunkiem że jest się człowiekiem uczciwym. Akceptacja warunków Sarkozy’ego oznaczałaby ni mniej, ni więcej tylko całkowitą kapitulację wobec Kremla, a przecież były prezydent Francji nieustannie przypomina o swoim rzekomym przywiązaniu do generała de Gaulle’a i, o zgrozo, posługuje się nawet swoim gaullizmem jako uzasadnieniem prorosyjskiego dyskursu. Generał de Gaulle jest tymczasem bezsprzecznie symbolem oporu przeciw najeźdźcy i odmowy poddania się prawu silniejszego. De Gaulle był gotów, jak mawiał Churchill, bić się wszędzie, a więc w powietrzu, na morzu, lądzie, polach, ulicach i plażach. Antyteza generała de Gaulle’a, marszałek Pétain miał na ten temat odmienne zdanie i namawiał do uległości wobec silniejszego; negocjował z najeźdźcą, usiłując uczynić z nas posłusznych niewolników. To samo proponuje dziś Nicolas Sarkozy. Zważywszy na jego przeszłość, nie dziwi nas, że Sarkozy zdaje się nie dostrzegać tej, zdawałoby się, oczywistej sprzeczności. Sprawy zaszły tak daleko, że nie ma już mowy, aby były prezydent nie rozumiał, o czym mówi. To zwyczajnie zła wola i ochrona potężnych interesów, a pozowanie na spadkobiercę de Gaulle’a to nic innego, jak ordynarna propaganda na rzecz wrogiego nam zagranicznego mocarstwa, jakim jest Rosja.
Niestety, Nicolas Sarkozy nie jest jedynym francuskim politykiem wyspecjalizowanym w uprawianiu za odpowiednią odpłatą rosyjskiej propagandy. Zwróćmy uwagę, że, oprócz Sarkozy’ego, także byłego francuskiego premiera Françoisa Filona, oraz wszystkich najważniejszych kandydatów francuskiej prawicy, którzy w ciągu ostatnich 15 lat startowali w wyborach prezydenckich, łączyła z Władimirem Putinem wspólnota interesów, dlatego, w którymś momencie swojej kariery, wszyscy oni uprawiali tę samą prorosyjską retorykę. Lewica też nie jest bez winy. Wymieńmy choćby takie nazwiska, jak Jean-Luc Mélenchon (lider radykalnej lewicy), Ségolène Royal (była kandydatka Partii Socjalistycznej w wyborach prezydenckich) i Jean-Pierre Chevènement (były minister spraw wewnętrznych, czołowy przedstawiciel francuskiego lewicowego suwerenizmu i doradca prezydenta Macrona). O drugoligowych politykach wszystkich orientacji nie zamierzam się rozpisywać, ponieważ nie ma na to czasu, trzeba jednak zauważyć, że przez ostatnich 15 lat ludzie ci, całkowicie bezkarnie, zatruwali Francuzów fałszywymi informacjami na temat Kremla. Podobnie nie mam zamiaru rozpisywać się o powiązaniach z Rosją magnatów francuskiej prasy, jak np. czeskiego miliardera, którego dochody w przeważającej mierze są uzależnione od rosyjskiego gazu, a który nabywa coraz to kolejne francuskie tytuły prasowe, jak np. Marianna, której redaktor naczelna Natasza Polony, znana przedstawicielka ruchu suwerenistycznego, lobbuje gdzie się da na rzecz Rosji i rosyjskiego gazu. Jeśli zadacie sobie trochę wysiłku, znajdziecie te informacje w prasie, w przeciwieństwie do informacji dotyczących rosyjskiej siatki wpływów ulokowanej we francuskiej administracji.
Na wysokich szczeblach francuskiej administracji zatrudniano nieudaczników czy może rosyjskich agentów?
Okazuje się, że francuscy politycy, służby wywiadowcze, jak również przytłaczająca większość naszych dyplomatów i najważniejszych ekspertów niczego się nie spodziewali, a rosyjska agresja przeciwko Ukrainie całkowicie ich zaskoczyła. Co gorsza, wydaje się, że oni nadal nie rozumieją tego, co się wydarzyło. W odniesieniu do francuskiego wywiadu istnieją trzy możliwe wytłumaczenia zaistniałej sytuacji. Być może należałoby zacząć od wersji najbardziej łagodnej, a więc braku kompetencji. Za każdym razem, kiedy mam do czynienia z wysoko postawionymi francuskimi funkcjonariuszami i wysokiej rangi wojskowymi, nie mogę nadziwić się tym wszystkim prymitywnym stereotypom na temat krajów słowiańskich oraz bezpretensjonalnej pyszałkowatości tych ludzi, którzy nawet nie próbują ukrywać swoich uprzedzeń. Na obronę francuskich służb można powiedzieć, że ich uwaga skupiała się na Afryce i dżihadystach, podczas gdy w sprawach Europy Wschodniej nasz wywiad w zasadzie polegał na analizach swoich niemieckich kolegów. Biorąc pod uwagę niemiecką wyrozumiałość wobec Władimira Putina, można zaryzykować tezę, że niemieckie służby przekazywały naszemu wywiadowi uspokajające analizy dotyczące Rosji. Można by jeszcze wspomnieć o prorosyjskich think tankach, które w ostatnich latach wyrastały we Francji jak grzyby po deszczu, a co do ich źródeł finansowania pozostaje wiele niejasności. Owe think tanki licznie zatrudniały francuskich generałów i dyrektorów francuskich służb. Zważywszy na wątłe przygotowanie intelektualne tych osób i ich poczucie niedowartościowania, nierzadko idące w parze z wykonywaną przez nich pracą, wpojenie im rosyjskiej propagandy nie było trudnym zadaniem, zwłaszcza że, jeszcze kilka miesięcy temu ta sama propaganda była obecna w mediach głównego nurtu i nawet teraz bynajmniej nie zniknęła z mediów społecznościowych.
Spójrzmy choćby na Francuski Ośrodek Badań nad Służbami Wywiadowczymi (CF2R) kierowany przez Érica Denécé, byłego oficera wywiadu zatrudnionego najpierw w Marynarce Wojennej, następnie w Generalnym Sekretariacie Obrony i Bezpieczeństwa Narodowego. Jego prorosyjska retoryka jest tak bezwstydna, że chyba zadziwiłaby samego Putina, a jednak zapraszano go do wszystkich mediów i przedstawiano jako eksperta, mimo że Denécé najpierw (jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę) oskarżył Amerykanów o „posługiwanie się widmem rosyjskiej agresji i straszenie nieistniejącym rosyjskim zagrożeniem”, po czym, w marcu 2022 r., wezwał Wołodymyra Zelenskiego, aby przeprosił za „doprowadzenie do wybuchu wojny na Ukrainie i przyczynienie się do zagłady ukraińskiej ludności”. W CF2R znajdziecie wielu podobnych ekspertów, będących stałymi bywalcami studiów telewizyjnych, rozgłośni radiowych i sieci społecznościowych. Kolejnym takim ekspertem jest szwajcarski pułkownik Jacques Baud, były członek strategicznych służb wywiadowczych, który, gdzie tylko się dało, wypowiadał następujące słowa: „w Donbasie, przed 23-24 lutego 2022 r., nie było żadnych rosyjskich wojsk, a Moskwa nigdy nie zbroiła separatystów”. Cóż, nawet cytowane przez Bauda źródła podawały informacje zgoła odmienne od tego, co przekazywał, mianowicie informowały, że przywódcy-założyciele powstałych w 2014 r. samozwańczych separatystycznych republik, jak słynny rosyjski bohater wojenny Igor Girkin vel. Striełkow, nawet nie urodzili się w Donbasie, lecz są Rosjanami. Striełkow urodził się Moskwie i do marca 2014 r. nigdy nie mieszkał w Donbasie. W 2014 r. pełnił na Ukrainie funkcję dowódcy GRU, tj. generalnej dyrekcji rosyjskiego wywiadu wojskowego. Zorganizował zbrojną rebelię separatystycznych republik i został nawet tzw. Ministrem Obrony Donieckiej Republiki Ludowej. To samo można powiedzieć o Wadimie Szestowie i Aleksandrze Borodaju, odpowiednio ministrze bezpieczeństwa i premierze DRL.
Kolejną tego typu postacią jest Alain Juillet, były dyrektor wywiadu Dyrekcji Generalnej Bezpieczeństwa Zewnętrznego i były pracownik Russia Today, bez najmniejszego wstydu prezentujący kremlowski dyskurs w sieciach społecznościowych. Christophe Dumart, były Dyrektor Wywiadu Wojskowego, odszedł wprawdzie niedawno z CF2R, nie przeszkodziło mu to jednak umieścić na YouTube nagrania, gdzie wspólnie z Alainem Juillet przedstawił najbardziej ordynarne kłamstwa rosyjskiej propagandy. I jeszcze Pierre Lellouche (były minister Nicolasa Sarkozy’ego), który kilka miesięcy temu urządził w telewizji dokładnie taki sam prorosyjski teatr, jaki nieco później zafundował nam Nicolas Sarkozy, używając identycznych argumentów.
Jeszcze tylko kilka nazwisk, gdyż doprawdy nie jestem w stanie przedstawić wyczerpującej listy: Alain Chouet, były Szef Służb Bezpieczeństwa i Wywiadu (SRS) Generalnej Dyrekcji Bezpieczeństwa Zewnętrznego (DGSE); Generał Brygady Kawalerii Powietrznej Pascal Legai, były dowódca Centrum Połączonego Tworzenia i Interpretacji Obrazów (CF3I) Dyrekcji Wywiadu Wojskowego (DRM) w latach 2004-2006, były dyrektor Centrum Satelitarnego Unii Europejskiej i Senior Advisor Dyrektora Europejskiej Agencji Kosmicznej; i wreszcie Pułkownik Igor Nicolaevich Prelin (Rosja), weteran sowieckiego wywiadu, który przez całe swoje życie zawodowe (1962-1991) służył w KGB, gdzie był zatrudniony kolejno w Służbie Kontrwywiadu, Służbie Wywiadu (Gwinea, Senegal, Angola), w Szkole Wywiadu, gdzie pełnił funkcję instruktora Władimira Putina, oraz jako rzecznik prasowy generała Kriuczkowa, ostatniego szefa KGB.
Co do żałosnej porażki naszych dyplomatów i ekspertów – no cóż, być może dali się oszukać rosyjskim elitom, których przedstawiciele, kiedy trzeba, potrafią być wyjątkowo otwarci, uprzejmi, ciepli i przymilni. A przecież wystarczyło udać się do rosyjskich księgarni lub pooglądać rosyjską telewizję, aby zrozumieć, że Kreml rehabilituje Stalina i przygotowuje swój naród na wojnę z Ukrainą, wmawiając Rosjanom, że NATO pragnie ich zguby. Jak można było nie zauważyć, że rządzący Rosją klan byłych funkcjonariuszy KGB to dawni żołnierze zimnej wojny, i że oni marzą o zemście. Francuskim dyplomatom nie brakuje co prawda encyklopedycznej wiedzy o Rosji, którą to wiedzą potrafią wykazać się podczas szczerych i imponujących rozważań, jednak problem polega na tym, że ci ludzie niemal zawsze się mylą. Przykładem takiego dyplomaty jest Jean de Gliniasty, były ambasador Francji w Moskwie, wybitny znawca rosyjskiej kultury i historii, ekspert telewizyjny, Dyrektor ds. Badań w IRIS, ekspert ds. Rosji w IRIS (Instytut Stosunków Międzynarodowych i Strategicznych), a więc w najważniejszym i największym francuskim think-tanku ds. geopolityki i strategii. Choć Jean de Gliniasty otrzymał z pieniędzy publicznych miliony euro a z założenia jego dochody pochodzą wyłącznie z ministerstw (przede wszystkim z ministerstwa obrony) oraz instytucji publicznych, to jednak nigdy ich nie ujawniono. Jego pracodawcą jest Pascal Boniface, który, (podobnie jak de Gliniasty), o ile w mediach głównego nurtu wypowiada się w sposób raczej neutralny, to już na YouTube puszczają mu hamulce; rosyjską propagandę uprawia on tam bądź to samodzielnie, bądź to za pośrednictwem swoich gości. W listopadzie 2014 r. tj. po tym, jak dziennik Libération napisał o rosyjskich wpływach w zarządzanym przez niego instytucie, Pascal Boniface odmówił dziennikowi zgody na publikację udzielonego wcześniej wywiadu nt. finansowania IRIS. Boniface organizuje za pośrednictwem IRIS wydarzenia i konferencje ze stowarzyszeniem Dialog francusko-rosyjski i jego przedstawicielami, mianowicie z Thierrym Marianim (w jego sprawie toczy się śledztwo o korupcję z Rosją w tle) i Władmirem Jakuninem. Obu panów należy uznać za istotnych agentów wpływu Kremla we Francji. Wracając do Gliniastego, przypomnijmy jeszcze, że w 2015 r. stwierdził, że Europejczycy powinni „przekazać” Sewastopol Krymowi i że „Krym zawsze był rosyjski”. 11 marca 2021 r., zaraz po tym, jak raz jeszcze przedstawiono go jako eksperta, de Gliniasty był uprzejmy poinformować agencję TASS, że „szczepionka Sputnik V to wielkie osiągnięcie naukowe, medyczne i geopolityczne Rosji”. Temu wybitnemu bezstronnemu ekspertowi ds. rosyjskiego świata w żadnym razie nie udało się przewidzieć inwazji z 2022 r. 7 lutego 2022 r. (a więc na dwa tygodnie przed inwazją na Ukrainę) Jean de Gliniasty mówił we francuskiej stacji telewizyjnej, że „wątpi”, jakoby Rosjanie zagrażali Ukrainie i dodał, że to, co działo się w tym czasie, to tylko „straszaki” przed przystąpieniem do negocjacji, po czym przedstawił typową rosyjską retorykę, która wówczas jeszcze nikogo nie raziła.
Wszystkie wymienione wyżej osoby aktywnie uprawiały rosyjską propagandę w mediach, we francuskich sferach politycznych i na paryskich salonach. Wyobraźmy sobie, ile osób zainfekowali wirusem kremlowskiej propagandy ci generałowie, szefowie wywiadu i dyplomaci podczas konferencji, szkoleń i zwykłych rozmów z kolegami. To przerażające. Tymczasem Moskwie nie wystarcza infiltracja francuskich elit. Rosjanie wyprali mózgi również 90% tych wszystkich ludzi niebędących progresistami, wśród których trzeba wymienić intelektualistów, influencerów, media i przywódców prawicowych partii oraz pewnej części radykalnej lewicy.
Russia Today – telewizja, która usidliła rozczarowanych mainstreamem
RT powstała, aby szerzyć rosyjską narrację, posługując się kłamstwem bez żadnych ograniczeń, tuszując, przygotowując i usprawiedliwiając zbrodnie Kremla. Strategia RT France czerpie z podziałów obecnych we francuskim społeczeństwie i wykorzystuje poważny problem, z jakim zmaga się nasza demokracja, tj. brak pluralizmu w środkach masowego przekazu, które narzuciły rzeszom Francuzów coś na kształt jedynie słusznej ideologii obowiązującej we wszystkich ważkich kwestiach, takich jak masowa imigracja, islam, teoria gender i spadek znaczenia Francji.
Wszystkich dziennikarzy, intelektualistów i wydawców odmawiających promowania imigracji i teorii gender stopniowo wykluczono z francuskich środków masowego przekazu, w związku z czym RT szybko przeciągnęła na swoją stronę tych wszystkich niepokornych, niechętnych wobec progresizmu ludzi, którzy zresztą nie mieli wielkiego wyboru, jeśli chcieli nadal utrzymywać się ze swojej pracy umysłowej. RT skupiła się w szczególności na tych wszystkich Francuzach przedstawianych w krzywym zwierciadle, nierzadko obrażanych w mediach publicznych tylko dlatego, że głosowali na Zjednoczenie Narodowe (RN), na praktykujących katolikach, ludziach uskarżających się na wzrost przestępczości wskutek masowej imigracji i zaniepokojonych instytucjonalizacją teorii gender. Wszyscy oni zaczęli słuchać Russia Today, jawiącą im się jako telewizja niepokorna, przedstawiająca odrzuconą przez mainstream prawdę. Stwierdziwszy, iż RT uczciwie ukazuje sprawy dla nich najistotniejsze, obdarzyli ją zaufaniem również w kwestiach mniej istotnych, co do których nie mieli dobrze wyrobionego zdania. Do takich spraw należała tematyka rosyjska.
W ten sposób RT położyła łapę na tej niepokornej publiczności i jej influencerach; można by rzec, że w znacznej mierze ją zniewoliła, pogłębiając polaryzację i podziały wewnątrz francuskiego społeczeństwa, zwłaszcza w odniesieniu do kwestii, co do których odgórnie narzucono jednostronną relację. RT przedstawiła swoją wizję świata, wyolbrzymiając słabość Francji i jednocześnie kreując wyimaginowany obraz Rosji jako ostatniego bastionu moralności i piękna. Posługując się tym nowym dyskursem, influencerzy RT przeciwstawili się otwarcie mediom głównego nurtu, dzięki czemu wzbudzili zaufanie i nową nadzieję. Dla części Francuzów przeciwstawienie się mainstreamowi wystarczyło, aby obdarzyć zaufaniem to źródło informacji. Media alternatywne i influencerzy, usiłujący dotrzeć do takich ludzi, nie tylko muszą tworzyć treści odmienne od przedstawianych przez mainstream, lecz także zaakceptować prezentowaną przez RT wizję świata.
Kiedy na Ukrainie wybuchła wojna, znaleźli się w potrzasku. Najpierw, idąc owczym pędem, opowiedzieli się po stronie głównych liderów opinii made in Russia Today. Następnie zaczęli rozpowszechniać coraz to bardziej szalone, kolportowane przez rosyjską propagandę, fałszywe informacje, żałosne fotomontaże, zmanipulowane i całkowicie bzdurne nagrania. Wreszcie, nie chcąc przyznać się do błędu i obawiając się śmieszności, postanowili iść w zaparte. Co najgorsze, szybko zauważyli, że codzienne przepowiadanie apokalipsy i podbijanie rosyjskiego bębenka na wzór RT zwyczajnie się opłaca (przeczytaj mój artykuł nt. dochodowego biznesu prorosyjskich influencerów w sieciach społecznościowych: LINK).
W konsekwencji prorosyjskość urosła w mediach alternatywnych do rangi nowej poprawności politycznej. Aktualnie Kreml nie musi już nawet kontrolować ani finansować tego prorosyjskiego ekosystemu, ponieważ, poza pewnymi wyjątkami, ten świat żyje własnym życiem. Oczywiście rosyjskie fabryki trolli prawdopodobnie pomagają tym ludziom uzyskać odpowiednią widoczność, wystarczającą liczbę lajków i wyświetleń, aby wesprzeć ich finansowo i poprawić ich pozycję na YouTube. Im bardziej ich nagrania są zgodne z rosyjską propagandą, tym więcej mogą spodziewać się lajków i wyświetleń, co zachęca ich do nieustawania w wysiłkach. Poza tym istnieje coś na kształt grupy kapłanów, mających za zadanie nieustanną aktualizację rosyjskiej retoryki i właściwych jej poszczególnych elementów językowych.
Jądro rosyjskiego stronnictwa we Francji
W pierwszej kolejności należy wymienić te osoby, które w 2022 r. nazwałem wyznawcami Putina. Mamy tu do czynienia z osobliwą mgławicą spadkobierców skrajnej antysemickiej prawicy i skrajnej antysyjonistycznej lewicy. Obie strony łączy wspólny wróg, a więc Stany Zjednoczone, oraz wspólny cel, tj. zniesienie embarga na rosyjski gaz. To egzotyczne braterstwo broni to owoc niestrudzonej pracy jednego człowieka, imieniem Alain Soral. Przyjaciel Aleksandra Dugina, wielkiego promotora rosyjskiego narodowego bolszewizmu i głównego ideologa rosyjskiego imperializmu, usiłującego stworzyć dla tej ideologii swoiste ramy intelektualne. Alain Soral, który sam siebie określa mianem „wielkiego zwolennika Putina”, napisał przedmowy do francuskich tłumaczeń dzieł Dugina. Ta nieprawdopodobna konstelacja wyznawców ideologii narodowo-rewolucyjnej, lewicowych i prawicowych nacjonalistów, socjalistycznych nacjonalistów, narodowych socjalistów i narodowych bolszewików, w wyborach jest wprawdzie pozbawiona własnego znaczenia, ale ideologicznie pozostaje bardzo wpływowa zarówno wśród suwerenistów trzech najważniejszych francuskich prawicowych partii politycznych (Rekonkwista, RN i LR), jak i wśród przedstawicieli największej partii lewicowej (LFI). Najważniejszych influencerów, należących do tego ruchu podejrzanej konduity dużo łączy zarówno z licznymi personami, które wcześniej wspierały Jeana-Pierre’a Chevènementi, Françoisa Fillona, jak również z otoczeniem Marine Le Pen i Erica Zemmoura – są to wspólni przyjaciele, kochankowie i kochanki.
Warto zauważyć, że jednym z głównych architektów rosyjskich wpływów we Francji i łącznikiem pomiędzy narodowymi bolszewikami, suwerenistami i francuską prawicą był Aleksander Orłow, były ambasador Rosji w Paryżu. Orłow był zarówno promotorem Alaina Sorala i jego bliskim znajomym, będąc jedną z dwóch osób, które wprowadziły Erica Zemmoura do elitarnego paryskiego klubu zwanego Kręgiem Związku Sojuszniczego (Cercle de l'Union Interalliée).
Tak się składa, że ok. 80% najważniejszych polityków i influencerów, odwołujących się do spuścizny de Gaulle’a, jest prorosyjskich, przy czym za prorosyjskich uważam również tych, którzy na wzór Miss Świata twierdzą, że chcieliby, aby na świecie nie było głodu i aby panował pokój. Jaki pokój i na jakich warunkach, tego jakoś nigdy nie potrafią dookreślić, zawsze jednak biorą udział w debatach, posługując się identycznymi chwytami językowymi, jak Nicolas Sarkozy. Nieodmiennie wzywają do zaprzestania przekazywania broni Ukrainie, ponieważ, jak mówią, takie postępowanie jedynie przedłuża wojnę i cierpienia Ukraińców, a o zapędy wojenne oskarżają każdego, kto popiera dozbrajanie Ukrainy.
Podobnie ok. 80% czołowych aktywistów działających w terenie (startujących z drugiej i trzeciej pozycji) obu najbardziej prawicowych partii (RN i Rekonkwista) jest prorosyjskich. Wreszcie, zarówno na lewicy, jak i na prawicy, ok. 90% popularnych influencerów i intelektualistów ma prorosyjskie poglądy. Ci bojownicy za sprawę Putina pozostają najczęściej niezauważeni, ponieważ najbardziej uaktywniają się w sieciach społecznościowych i w partiach politycznych. Ich wpływ widać jednak w sondażach, gdyż najmniej skłonni do popierania wysyłania broni na Ukrainę są wyborcy Rekonkwisty, następnie RN, LFI (radykalna lewica) i LR (centrowa i gaullistowska prawica), i wreszcie ludzie młodzi (35 lat i mniej). Wobec tego, czy mogłoby się zdarzyć, że rosyjskie stronnictwo przejmie kiedyś władzę we Francji?
Czy to możliwe, aby we Francji powstał rząd, który będzie kolaborować z Putinem?
Dziś taka hipoteza nie wydaje się raczej prawdopodobna, ale co będzie jutro? Po pierwsze, nawet teraz nie możemy wykluczyć takiej możliwości, mamy bowiem wielu byłych francuskich ministrów i przywódców politycznych, a nawet wysoko postawionych funkcjonariuszy, którzy mogliby przyczynić się do utworzenia takiego gabinetu.
Po drugie, nawet obecnie, kiedy dojdzie do wyborów, prawicowy kandydat, chcąc zagwarantować sobie przychylność działaczy partyjnych odpowiedzialnych za kampanię w terenie, raczej nie będzie obnosić się ze swoim poparciem dla Ukrainy. Podobne zjawisko obserwujemy podczas aktualnych amerykańskich prawyborów Partii Republikańskiej w USA. Starając się o poparcie najbardziej zagorzałych działaczy partyjnych, wielu kandydatów rozpoczęło licytację o to, który z nich będzie najmniej proukraiński, tj., pośrednio, najbardziej prorosyjski. Podsumowując, stronnictwo rosyjskie wciąż stanowi wprawdzie mniejszość we francuskim społeczeństwie, jednocześnie Ukraina nie jest jednak dla Francuzów kwestią priorytetową ani nie ma dla nich kluczowego znaczenia.
Nade wszystko nie wolno nam wreszcie zamykać oczu na fakt, iż Francją coraz częściej wstrząsają różnorakie kryzysy: Czerwone Czapki, Noce na stojąco, Żółte Kamizelki, rozmaite i różnokolorowe strajki, blokady „przeciwko niszczeniu planety”, manifestacje przeciwko reformie emerytalnej, zamieszki miejskie itp. A przecież całą rosyjską strategię stworzono zgodnie z poradą umieszczoną przez Włodzimierza Lenina w książce Co robić?, według której należy wykorzystać wszelkie przejawy niezadowolenia i nie zmarnować żadnego, choćby i dopiero kiełkującego protestu. Poza tym francuskie siły proukraińskie składają się aktualnie wyłącznie z tego, co określamy mianem rządowej lewicy i rządowej prawicy, które to siły mogą liczyć na wyjątkowo niskie poparcie. Względną moc zachowuje jeszcze tylko macronizm, ale ten ruch zaprogramowano w taki sposób, aby nie przetrwał odejścia z urzędu Emmanuela Macrona, a on, zgodnie z francuską konstytucją, nie może ubiegać się o reelekcję. Co gorsza, prorosyjskie poglądy mają obie liczące się na lewicy i na prawicy figury polityczne, które powoli zaczynają mobilizować swoich działaczy, przygotowując się do pożegnania epoki Emmanuela Macrona, mianowicie Pani Royal i Pan Sarkozy.
Na domiar złego Rosjanie są już w stanie kontrolować afrykańskie korytarze migracyjne, wypuszczając na Europę fale migrantów w rejonie Morza Śródziemnego i powodując chaos. Wyobraźmy sobie, że w przededniu ważnych wyborów Moskwa rozpęta tsunami migracyjne (szturm na polsko-białoruskiej granicy w 2021 r., podczas którego wykorzystano migrantów, pokazuje, że taki scenariusz jest możliwy). Które partie skorzystałyby na takiej sytuacji? Oczywiście te, które najbardziej pogłębiają podziały i przyczyniają się do zaostrzenia konfliktu, to znaczy te, które Moskwa zinfiltrowała od góry do dołu już dobrych 20 lat temu.
Wyobraźmy sobie najbardziej pesymistyczny scenariusz. W obliczu klęski niemieckiej polityki energetycznej, w Niemczech pogłębia się kryzys ekonomiczny, a tamtejsi przemysłowcy, przyciśnięci do ściany wysokimi kosztami energii i słabą kondycja chińskiej gospodarki, zmuszają rząd w Berlinie do zajęcia w konflikcie neutralnego stanowiska. Byłby to pierwszy tego rodzaju wyłom w europejskiej jedności i w dodatku powstałby w najważniejszym kraju Unii Europejskiej. Berlin, chcąc pokazać, że nie jest odosobniony, natychmiast uruchomiłby swoją rozbudowaną paryską sieć wpływów zainstalowaną w mediach głównego nurtu i organizacjach pozarządowych. W tym samym czasie rządzenie Francją przestaje być możliwe, ponieważ kraj obejmuje fala zamieszek, strajków, problemów migracyjnych, które to problemy zmuszają Emmanuela Macrona do rozpisania przyspieszonych wyborów parlamentarnych. Macron, bardzo osłabiony chaosem, którego udaje mu się opanować i brakiem możliwości ponownego stanięcia w szranki podczas nadchodzących wyborów, nie ma nikogo, kto mógłby poprowadzić jego partię do zwycięstwa. W tej sytuacje najwięcej do powiedzenia mają partię najmniej sprzyjające Ukrainie, a kandydaci, którzy zbudowali swój wizerunek na bezpieczeństwie, tacy jak stary dobry, posiadający odpowiednie doświadczenie, Nicolas Sarkozy, mogą liczyć na szczególną przychylność. Ktokolwiek wspomni o braku odpowiedzialności w odniesieniu do Ukrainy, usłyszy w odpowiedzi: „To teraz Niemcy zachowują się nieodpowiedzialnie? To coś nowego.”. Wszyscy tzw. eksperci z prorosyjskich think tanków i ich wysoko postawieni funkcjonariusze przedstawią Sarkozy’ego jako prawdziwego męża opatrznościowego. Influencerzy w mediach społecznościowych zwołają wszystkich tych, którym progresiści odmawiali praw obywatelskich, a prawicowi aktywiści uczynią z nich swoich bohaterów. Jednomyślność środków masowego przekazu na rzecz Ukrainy zostanie złamana wskutek przejścia Niemiec do pozycji państwa neutralnego, a duża części mainstreamowych dziennikarzy będzie wzywać do pójścia drogą Berlina, aby „dać szansę pokojowi”, i zaczną zachwalać stare dobre czasy, kiedy oś Chirac-Putin-Schröder sprzeciwiła się amerykańskiej wojnie w Iraku. Nie byłbym wcale zaskoczony, gdyby okazało się, że poza naśladowaniem neutralności Berlina, „w obliczu bezpośrednich zagrożeń bezpieczeństwa narodowego”, Sarkozy wezwie do pojednania się ze swoją dotychczasową przeciwniczką, Panią Royal i utworzenia rządu jedności narodowej. Mógłby jeszcze zaproponować stworzenie nowej Unii Europejskiej w ścisłej współpracy z Berlinem. To wprawdzie scenariusz pesymistyczny, ale – jak mawiał Raymond Aron – „historia jest tragiczna”.
Komentarze (0)