OD NARODU KULTUROWEGO DO NARODU POLITYCZNEGO?
1. Tytuł niniejszego szkicu, celowo opatrzony znakiem zapytania, oznacza, iż samo rozróżnienie nie jest całkowicie jasne, a rzeczywisty i pożądany rozwój narodu nie przebiega od jednej formy do drugiej. Zacznijmy od cytatów z listu Norwida, w którym zawarte są bardzo istotne sugestie dotyczące charakteru naszego narodu, i jak sądzę, narodu w ogóle.
“Oto jest społeczność polska! – społeczność narodu, który, nie zaprzeczam, iż o tyle jako patriotyzm wielki jest, o ile jako społeczeństwo jest żaden. […] Jesteśmy żadnym społeczeństwem. Jesteśmy wielkim sztandarem narodowym. […] Gdybym miał dziś na szyi powróz, to jeszcze gardłem przywartym chrypiałbym, że Polska jest ostatnie na globie społeczeństwo, a pierwszy na planecie naród. […] Gdyby Ojczyzna nasza była tak dzielnym społeczeństwem we wszystkich człowieka obowiązkach, jak znakomitym jest narodem we wszelkich Polaka poczuciach, tedy bylibyśmy na nogach dwóch, osoby całe i poważne – monumentalnie znamienite”[1].
Dokonane przez Norwida rozróżnienie wywodzi się od Rousseau i Herdera, a na początku tego stulecia zostało następująco wyrażone przez Friedricha Meinecke: „narody można podzielić na narody kulturowe i narody państwowe, na takie, które opierają się przede wszystkim na wspólnie przeżywanym dorobku kulturowym oraz na takie, które opierają się przede wszystkim na wspólnej historii politycznej i konstytucji”[2]. W warunkach utraconej przez Polskę niepodległości pojmowanie narodu w kategoriach dominującej religii, wspólnej kultury, języka, historii i mitów, wciąż żywej pamięci o własnym państwie i po części poczucia wspólnoty etnicznej musiało zdominować świadomość powszechną, usuwając na dalszy plan polityczne pojmowanie narodu jako ogółu obywateli (stanowiących zresztą niewielką część ludności) przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Proces emancypacji politycznej stanu trzeciego rozpoczął się tu znacznie później niż w ulegających procesom modernizacyjnym zachodnich monarchiach absolutnych, w których centralizacja władzy i rozwój gospodarczy sprzyjały odchodzeniu od wspólnot lokalnych jako podstawy tożsamości na rzecz wspólnoty uniwersalnej, czyli państwa i ścisłego powiązania narodu z własnymi strukturami politycznymi.
W XIX wieku nastąpił rozwój państw narodowych i narodów definiujących siebie ze względu na wspólne państwo. Polskie kulturowe rozumienie narodu, zbliżone podówczas do niemieckiego, zdeterminowane było nie tylko brakiem własnego państwa, ale w istotnej mierze związane było z poczuciem niesprawiedliwości, zwłaszcza wśród warstw wyższych, wynikającym z podległości państwom i ich narodom o odrębnej kulturze, często odmiennej religii, i historii obfitującej w konflikty z nieistniejącym już państwem polskim. Cechą polskiej świadomości narodowej było więc poczucie odrębności połączone z wrogością w stosunku do państw zaborczych i narodów zorganizowanych w tych państwach, przybierającą postać zbrojnych wystąpień, ale także skutecznej rywalizacji ekonomicznej (nie tylko w Wielkopolsce, ale także w zaborze rosyjskim w Łodzi i w jej okolicach). W wyniku tych okoliczności dokonał się proces wzrostu świadomości narodowej, który objął także i te warstwy społeczne, pośród których dominowała tożsamość lokalna.
Z tego punktu widzenia można uznać, iż rozbiory były czynnikiem przyspieszającym rozwój świadomości narodowej, co Norwid w 1862 r. określał mianem patriotyzmu. Mające niebawem wybuchnąć powstanie styczniowe, ujawniło wprawdzie rzeczywisty zasięg tej świadomości, ale zarazem stanowiło ważny etap owego procesu. W kontrastowym zestawieniu dokonanym przez Norwida „poczucie”, a więc pojmowanie zdeterminowane uczuciowo, jest przeciwstawione racjonalnie ujętym obowiązkom człowieka, czyli obowiązkom obywatelskim i społecznym (polegającym na braniu odpowiedzialności za powoływanie do istnienia i utrzymanie form organizacji życia społecznego – instytucji wypełniających przestrzeń między rodziną a państwem). Obowiązki te wedle niego nie realizowały się we właściwym stopniu, nie wytwarzając wystarczająco silnej tkanki więzi moralnych i instytucjonalnych, które stanowiłyby uzupełnienie kulturowo określonej podstawy tożsamości narodowej. Dlatego Polacy nie stali „na nogach dwóch”, nie byli „całymi i poważnymi osobami”. W istocie Norwid nie lekceważył kulturowej podstawy tożsamości narodowej, lecz domagał się jej uzupełnienia i zrównoważenia budową „społeczeństwa”, które stanowiłoby niepełną, z racji braku własnego państwa, formę narodu politycznego.
Czas, w jakim myśl ta została sformułowana, zadecydował o jej radykalnej formie i niewątpliwym uproszczeniu. Wiemy przecież, że w rzeczywistości, zwłaszcza w drugiej połowie XIX w., w szczególności w zaborze austriackim i pruskim, a i w pewnej mierze w zaborze rosyjskim, w zależności od tego, jak dalece państwa zaborcze zdołały przekształcić się w państwa prawa, Polacy, potomkowie mieszkańców I Rzeczpospolitej, a więc nie zawsze etnicznie jednolici, skutecznie budowali instytucje pośredniczące, a nawet poprzez swe reprezentacje polityczne mieli udział w sprawach państwowych, mimo iż nie były to państwa, które można by uznać za własne, i wpływali w ten sposób na losy polskiej społeczności. Gdybyśmy istotnie byli tylko narodem, a nie społeczeństwem, trudno byłoby zrozumieć, jak możliwe było odbudowanie niepodległego państwa – II Rzeczpospolitej. Gdybyśmy byli tylko etnią, bylibyśmy państwem jedynie z nazwy i zwyczajowej symboliki. Stworzenie państwa było bowiem rezultatem nie tylko niepodległościowych dążeń i zrywu patriotycznego, lecz przede wszystkim efektem przeniesienia do nowopowstałego organizmu życiodajnych zasobów instytucjonalnych i doświadczenia ukształtowanego w instytucjach istniejących przed odzyskaniem niepodległości (pamiętamy, jak długo na przykład korzystaliśmy z prawa uformowanego w państwach zaborczych nim doszło do jego ujednolicenia).
2. Przypomnienie tych odległych, a powszechnie znanych okoliczności, było w moim przekonaniu niezbędne, ponieważ odzyskana w 1989 roku niepodległość postawiła nas w podobnym położeniu. Przetrwaliśmy komunizm jako naród w sensie kulturowym, w wyniku wojny prawie jednolity etnicznie. Czy zdołaliśmy wszakże przetrwać jako naród polityczny? Wszystko wskazuje na to, iż nie. Żyliśmy przecież pod presją totalitarnego państwa, a wszelkie instytucje pośredniczące nie miały swego rzeczywistego charakteru, skoro przez to państwo były kontrolowane. Realiści charakteryzując schyłkowe stadium komunizmu w Polsce dostrzegali w niepełnej suwerenności Polski czynnik sprzyjający odradzaniu się politycznej podstawy tożsamości narodowej. Wszakże krytycy takiego stanowiska podkreślali znaczenie kulturowej tożsamości narodu, która umożliwiała opór wobec totalitarnego państwa i budowę więzi moralnych i instytucjonalnych na obszarach wyrwanych spod kontroli komunistycznego państwa. Kościół katolicki w Polsce w równej mierze był instytucją tworzącą strefy wolności dla znaczącej części polskiego społeczeństwa, jak i w postawach i działaniach jego członków odnajdywał oparcie i pomoc w budowaniu trwałych więzi niezależnych od państwa. Zdolność do samoorganizowania się była więc możliwa dzięki „poczuciu” narodowemu i przechowanej – dzięki skutecznej obronie obszarów wolności – umiejętności budowania instytucji, czego szczególnie dobitnym wyrazem była „Solidarność”. Pamięć społeczna w tych regionach Polski, gdzie istniały kilkupokoleniowe tradycje samorządowe, wzmocniona doświadczeniem „Solidarności”, dała znać o sobie w niepodległym państwie.
3. Po roku 1989 Zachód przyglądał się z niepokojem krajom, które ledwie uwolniły się z oków komunizmu, a już zdawały się tracić ponownie wolność w jarzmie nacjonalizmu. Odrodzenie narodowe określano tym pejoratywnym mianem, uważano bowiem, iż byłe kraje komunistyczne, zahamowane w swym rozwoju, nie przeszły przez kolejną fazę procesów modernizacyjnych, jakie miały miejsce na Zachodzie po II wojnie światowej. Nieuchronnie więc w tym regionie Europy, uważanym od dawna za zapóźniony, musiało dojść do głosu poczucie narodowe budowane na fundamencie kulturowym i etnicznym. Powoływano się przy tym na wcześniejsze teorie, dostrzegające prostą zależność między procesem modernizacji (rozumianej jako rozwój gospodarki rynkowej, uprzemysłowienie, urbanizacja, zwiększona mobilność społeczna w obrębie poszczególnych społeczeństw i pomiędzy nimi, tempo i łatwość komunikowania się itp.) a zanikiem nacjonalizmów i regionalizmów.
Wszakże już w latach siedemdziesiątych w integrującej się i pozornie podlegającej uniformizacji Europie zaczęto dostrzegać wzrost dynamiki ruchów etnicznych i regionalnych. Arend Lijphart uważany jest za badacza, który przedstawił najpełniejsze wyjaśnienie odrodzenia etniczności w społeczeństwach przemysłowych[3]. W Europie Środkowo-Wschodniej oficjalnie różnice etniczne i regionalne były wspierane przez państwo komunistyczne, lecz w rzeczywistości opieka ta oznaczała kontrolę, a niejednokrotnie brutalną politykę asymilacyjną wobec mniejszości narodowych. Ruchy nacjonalistyczne i regionalne były ściśle kontrolowane. Obalenie komunizmu ujawniło z wielką siłą napięcia etniczne i religijne w rejonie Bałkanów, lecz procesy odzyskiwania suwerenności przez państwa Europy Środkowo-Wschodniej, zarówno te pozostające niegdyś w strefie wpływów ZSRS (tzw. obóz socjalistyczny), jak i te będące republikami związkowymi, także zawierały w sobie silny ładunek nacjonalistyczny. Trudno zresztą było oczekiwać innego przebiegu procesu restytucji czy ustanawiania niepodległości (Polska, kraje bałtyckie, Ukraina), niż poprzez odwołanie się do historii narodu i ewentualnie wcześniejszej własnej państwowości, niezależnie od tego do jakiego stopnia świadomość tożsamości narodowej i państwowej mogła mieć charakter zmistyfikowany[4].
Odrodzenie i zarazem uzewnętrznienie poczucia narodowego było niezbędnym warunkiem umocnienia procesów uwalniania się od zależności zarówno od wewnętrznego systemu komunistycznego, jak i od komunistycznego hegemona tej części Europy, jakim był ZSRS, a później Rosja ze swymi imperialnymi ambicjami. Manifestowanie tożsamości narodowej oraz konflikty narodowościowo-religijne nader łatwo charakteryzowane bywają przez zachodnich polityków i obserwatorów, a także część publicystów interesującego nas regionu Europy jako nacjonalizm, a więc w ich mniemaniu zjawisko z natury rzeczy negatywne i często wiążące się z użyciem przemocy (Jugosławia).
W Europie Zachodniej, gdzie procesy modernizacyjne są bardziej zaawansowane, nie doszło bynajmniej do zupełnego zaniku kulturowego i etnicznego pojmowania narodu. Przeciwnie ruchy etniczne i regionalne, połączone z żądaniami przyznania autonomii, a niejednokrotnie niepodległości, nasilają się w ciągu ostatnich trzydziestu lat. Mają one zasadniczo charakter pokojowy (Szkocja, Walia, północne Włochy), choć przybierają także formy gwałtowne, jak to się dzieje w wypadku konfliktu irlandzkiego, baskijskiego czy korsykańskiego.
Nie ma więc prostej zależności między współczesnymi procesami modernizacyjnymi a zanikiem kulturowo ugruntowanej tożsamości narodowej. Ujawnia się wszakże przy tej okazji ogólna prawidłowość, znana nam także z naszego własnego historycznego doświadczenia i doświadczenia naszych bezpośrednich sąsiadów, polegająca na formowaniu się narodu w sensie politycznym w rezultacie osiągnięcia pewnego natężenia poczucia narodowego opartego na wspólnocie kulturowej i etnicznej. Niewątpliwie długotrwałe istnienie państw narodowych jest czynnikiem wzmacniającym naród w sensie politycznym, i pod tym względem Polska i kraje sąsiednie, z racji względnie krótkiego okresu trwania niepodległości, mają przed sobą do przebycia drogę niewolną od przeszkód. Niemniej jednak, jak uczy doświadczenie kilku państw zachodnich, dezintegracja państwa narodowego pod wpływem dążeń niepodległościowych zamieszkujących je narodów czy grup etnicznych, nie jest zjawiskiem, które w wyniku modernizacji całkowicie zostało wyeliminowane.
4. Z tej perspektywy procesy zachodzące w Polsce nie przedstawiają się bynajmniej jako przejaw historycznego zacofania, a nasze poczucie narodowe jako synteza nacjonalizmu, ksenofobii, bezrozumu i nienawiści do nowoczesności. Z całą pewnością jednak odzyskanie niepodległości stawia przed nami zadanie stworzenia warunków, które zapewniłyby trwałość konstrukcji państwa i umożliwiłyby mu stawienie czoła wyzwaniom i zagrożeniom, jakie niosą ze sobą stosunki międzynarodowe i związana z nimi rywalizacja. Zadanie to nie może się powieść, jeśli nie rozwinie się naród polityczny. Z jednej strony, jest on rezultatem życia w niepodległym państwie, z drugiej strony wszakże, naród polityczny to czynnik wzmacniający samo państwo.
W moim przekonaniu budowa państwa od podstaw, zakładanie zrębów ustrojowych, których kluczowym elementem jest reforma administracyjna i związane z nią tworzenie służby cywilnej, przepoczwarzanie się systemu partyjnego, udział obywateli w procedurach demokratycznych, ochrona podstawowych wolności obywatelskich, rozwój przedsiębiorczości i samorządności, wszystko są to procesy i zadania (jako że znajdujemy się w fazie tworzenia instytucji w sensie funkcjonalnym i moralnym), w których zaangażowana jest zarówno aktywna część polskiego społeczeństwa, jak i, choć pośrednio, ogół społeczeństwa. W ten sposób tworzy się na naszych oczach i przy naszym udziale naród polityczny, czyli rzeczywisty suweren. Istota zmiany, jaka się dokonuje, polega właśnie na uzupełnieniu poczucia narodowego opartego dotychczas między innymi na samookreśleniu w opozycji do państwa, do obcego suwerena, o świadomość nierozdzielności państwa i narodu. Dla Polaków jest to już trzecia w dziejach próba, która tym razem ma szanse powodzenia. Wysiłek budowy państwa jest więc zadaniem narodotwórczym, które wszakże nie mogłoby się powieść, gdybyśmy nie byli narodem w sensie kulturowym. Pełnia bytu narodowego oznacza syntezę obu form życia narodu. Umocnienie państwa narodowego i narodu państwowego to racja stanu Polski. W ten sposób tworzy się skuteczne narzędzie realizacji interesu narodowego. Nie tylko przekształcenia wewnętrzne, ale także nasze powiązania międzynarodowe wpływają na budowę siły naszego państwa. Służyć temu będzie z całą pewnością członkostwo w NATO, jeśli zadbamy o to, by organizacja ta nie uległa osłabieniu w rezultacie ustępstw wobec Rosji. Nasza integracja z Unią Europejską, poprzedzona głęboką reformą ustrojową, powinna przysłużyć się umocnieniu narodu państwowego dzięki z jednej strony, odrębności kulturowej, a z drugiej, w wyniku żmudnej pracy ustrojowo-instytucjonalnej, bez której znajdziemy się na marginesie Unii, niezdolni do zapewnienia sobie właściwych warunków realizacji naszych celów. W rzeczywistości bowiem wejście do Unii nie polega na biernym poddaniu się wszelkim wymogom integracyjnym (choć część z nich jest bezdyskusyjna, jak na przykład przepisy weterynaryjne) i tym samym na rezygnacji z suwerenności. Ta forma utraty suwerenności, jako że nie jest skutkiem inwazji wroga, lecz dostosowania się do „standardów europejskich”, wydaje się odpowiedzialnym za przygotowania Polski do integracji oczywistą koniecznością. Nie słyszy się zbyt wiele o zabiegach mających na celu nie tylko uzyskanie dogodniejszych warunków akcesji, lecz przede wszystkim określenie na trwałe naszej odrębności w różnych dziedzinach, wyznaczenie pól suwerenności. Unia Europejska nie jest i nie będzie supersuwerenem, ponieważ pozostawia państwom członkowskim znaczący zakres suwerenności, o co państwa te w swoim czasie zadbały nie tylko ze względu na własne potrzeby, ale także z uwzględnieniem potrzeb przyszłych członków (krajów Europy Środkowowschodniej), podówczas jeszcze pozostających poza Unią[5]. Idzie zatem o to, by zdobyć się na odwagę dobitnego określenia naszego interesu narodowego i zakresu suwerenności, jaki jest niezbędny do jego urzeczywistnienia.
Winniśmy także mieć w pamięci przestrogę proroka Izajasza: „Oto narody są jak kropla wody u wiadra, uważa się je za pyłek na szali” (Iz. 40, 15). Wszystkie bowiem opisane procesy, które mogą doprowadzić do uformowania się silnego państwa i narodu państwowego, mają swoją negatywną stronę, związaną z przetargowym charakterem ustroju demokratycznego. Współczesny demokratyczny sposób uprawiania polityki osłabia państwo i naród państwowy w związku z ciągle toczącą się walką o przywileje (co oczywiście musi prowadzić do korupcji)[6]. Mechanizm ten działa także na poziomie związku państw, jakim jest Unia Europejska, czego zdają się nie dostrzegać kierujący polską nawą państwową. Zarówno konserwatywna, jak i liberalna polityka muszą się wystrzegać takiej praktyki politycznej, gdyż niszczy ona państwo, redukując je do pola walki interesów grupowych. Wówczas ani państwo, ani wolność nie mogą być zabezpieczone. W ten sposób i naród państwowy ulega wynaturzeniu. Oznacza to konieczność ciągłej refleksji i analizy instytucji ustrojowych i śmiałe postulowanie ich zmian.
[1] C. K. Norwid, List do Michaliny z Dziekońskich Zaleskiej, Paryż 14 listopada 1862 r., [w ]: C. Norwid, Pisma wybrane. Listy, t. 5, wybór i objaśnienia J. W. Gomulicki, wydanie trzecie zmienione, Warszawa 1983 (1968), s. 496.
[2] F. Meinecke, Weltbürgertum und Nationalstaat, München 1969, s. 2, [za:] U. Altermatt, Sarajewo ostrzega. Etnonacjonalizm w Europie, Kraków 1998, ss. 35-36.
[3] G. Babiński, „Nacjonalizmy czy regionalizmy? Ruchy etnoregionalne w Europie”, [w:] Europa państw – Europa narodów. Problemy etniczne Europy środkowo-wschodniej, pod red. G. Babińskiego i W. Miodunki, Kraków 1995, s. 50.
[4] Por. M. Kuniński, „Wobec wolności. Społeczeństwa Europy Środkowo-wschodniej a integracja europejska”, [w:] Słowianie wobec integracji Europy. Prace poświęcone XII Międzynarodowemu Kongresowi Slawistów, pod red. M. Bobrownickiej, Kraków 1998.
[5] Dziękuję p. Andrzejowi Sadowskiemu z Centrum im. Adama Smitha w Warszawie za zwrócenie mi uwagi na istotny zakres swobody kształtowania suwerenności poszczególnych państw-członków UE, między innymi w zakresie polityki podatkowej, która ze względu na związek z działalnością władzy ustawodawczej, od dawien dawna uważana jest za jeden z atrybutów suwerennego państwa.
[6] Por. M. Kuniński, Friedricha A. von Hayeka pozytywna krytyka demokracji, [w:] „CIVITAS. Studia z filozofii polityki”, nr 2, Warszawa 1998, ss. 139-160.
Czytaj także
Czy demokracja jest samowystarczalna, czy też potrzebuje przeddemokratycznych, a nawet transcendentnych podstaw?
Pierwotnie w temacie wprowadzenia do dyskusji użyłem sformułowania „niedemokratyczne podstawy” demokracji.
Komentarze (0)