Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Polscy romantycy potomnym

    2022-12-07
    Czas czytania 15 min

    Sadźmy, przyjacielu, róże! 
    Długo jeszcze, długo światu 
    Szumieć będą śnieżne burze: 
    Sadźmy je przyszłemu latu! 

    My, wygnańcy stron rodzinnych, 
    Może już nie ujrzym kwiatu – 
    A więc sadźmy je dla innych, 
    Szczęśliwszemu sadźmy światu! 

    Jakże los nasz piękny, wzniosły! 
    Gdzie idziemy – same głogi, 
    Gdzieśmy przeszli – róże wzrosły; 
    Więc nie schodźmy z naszej drogi! 

    Idźmy, szczepmy! Gdy to znuży, 
    Świat wiecznego wypocznienia 
    Da nam milszy kwiat od róży:
     Łzy wdzięczności i spomnienia.

    Ten, stosunkowo mniej znany wiersz z okresu Romantyzmu autorstwa Seweryna Goszczyńskiego powstał z konkretnego powodu, ale jego wymowa sięga dalej niż historyczne i polityczne okoliczności, jakie spowodowały jego napisanie. Goszczyński, konspirator i powstaniec listopadowy, belwederczyk, zagrożony wyrokiem śmierci wydanym przez aparat carski, wraz z towarzyszem broni Michałem Szweyzerem ukrywał się po powstaniu (a przed emigracją do Francji) na południu Polski. W czasie gdy, jako podziękowanie dla ukrywającego ich w swoim dworze, sadzili oni róże w jego ogrodzie, Michał miał wyrazić wątpliwość, czy ma to sens w wiadomych okolicznościach, na co Seweryn odpowiedział przytoczonym wierszem.

    Wymowa wiersza jest jasna: żadne trudne okoliczności polityczne,  historyczne, osobiste, nie mogą – nie powinny – prowadzić do rezygnacji z działania na rzecz tych, którzy przyjdą po nas, a którzy, być może, będą żyć w szczęśliwszych czasach. Warto zwrócić uwagę na kilka szczegółów tego wiersza oraz na ich  symboliczną wymowę. Róże – z pozoru niewspółmierne do tak ważnych spraw jak kwestia walki o wolność czy innego rodzaju istotne zaangażowanie, które było udziałem obydwu – są tu nie tylko pewnym konkretem i symbolem piękna zarazem. Można uznać że, zdaniem poety, wszelka pozytywna działalność (dla innych), podejmowana z myślą o przyszłości, o szczęśliwszym świecie, ma sens. Gdy miną śnieżne burze, to nawet, gdy nas już nie będzie, róże pozostaną. I te konkretne krzewy i to, co symbolizują.

    Warto zwrócić też uwagę na słowo szczepmy. Szczepienie drzew i krzewów polega na specjalnym osadzaniu zrazu szlachetnej odmiany na podkładce mniej szlachetnej, ale silnej i zdrowej. To – być może niezamierzony przez poetę – symbol bardziej subtelnego, ale jakże cennego działania, obok sadzenia krzewów róż. W wierszu to konkret, ale może też stanowić symbol postępowania (w sensie przenośnym rzecz jasna), któremu skądinąd Goszczyński oddawał się przez całe życie, nie tylko jako poeta, konspirator, żołnierz, ale też, później, emigrant. I wreszcie – zaskakujący z pozoru w sytuacji wygnańców i potencjalnych ofiar prześladowców – wers Jakże los nasz piękny, wzniosły! Przejście trudną drogą życiową (głogi są bardzo kolczaste), jeśli pozostawić po sobie róże, jest powodem nie tylko do akceptacji swojego losu, ale wręcz do radości. A na koniec wyrażona pewność że, po śmierci, tych, którzy działają w taki sposób, spotka wdzięczna pamięć potomnych.

    Wiersz Sadźmy, przyjacielu, róże/Przy sadzeniu róż wydaje się nie tylko zbiorem symboli, ale wielką alegorią życia trudnego, ale poddanego wartościom, które wykraczają poza to, czego się na ogół oczekuje – osobistej korzyści, natychmiastowej satysfakcji – z nadzieją stworzenia szczęśliwszego świata i z pewnością, że potomność obdarzy wspomnieniem i wyrazami wdzięczności tych, którzy  nie skarżyli się na swój los, lecz traktowali go jako piękniejszy nawet od róży…

    Niech nas nie zwodzi prostota tego wiersza Goszczyńskiego: kryje on wielką mądrość, nie tylko polegającą na optymizmie, akceptacji życia w trudnych czasach, ale na sformułowaniu pewnego programu: bardzo wymagającego, być może nie wszystkim dostępnego  w realizacji, ale wzniosłego. Dedykowany przyjacielowi, z całą pewnością może być przesłaniem również dla potomnych.

    Polscy romantycy – niektórzy z nich – wbrew potocznemu wyobrażeniu na temat romantyków jako ludzi o postawach egotycznych, skupionych w przeważającej mierze na samych sobie i własnych problemach, często wykraczali poza nie, formułując ogólniejsze opinie o świecie: tak im współczesnym, jak tym, który ma nadejść. Zalecenia, czy propozycje nie tylko dla jednostek, ale i dla narodu. Jest ich bardzo wiele, ale szczególnie niektóre z nich mają charakter ponadczasowy: nie w tym, sensie, że niezwiązane są z konkretnych czasem, ale że mogą być stosowalne w każdym czasie.

    Jedną z nich (choć niejedyną w jego dorobku) jest refleksja Adama Mickiewicza (z odczytu wygłoszonego w Paryżu po przyjeździe z Drezna w 1832 roku. Dotyczyła ona nie tylko bieżącej sytuacji Polski, ale też przyszłości; wartości, jaką w historii jest samoświadomość narodu, wynikająca z  jego własnej tradycji i kultury. I to z niej, nie zaś z wartości (systematów) uznawanych przez innych powinny wynikać decyzje polityczne, dotyczące instytucji państwowych:

    Opuszczając teraz polityczne systemata Zachodu (…), nie śmiejąc na koniec przewidywać, jakim stanem Europie grozi podobna zdań rozmaitość, wróćmy do naszej Ojczyzny. Szukajmy, czy nie ma w niej żywiołu jakiego, na którym by brakło Europie Zachodniej, czy nie ma jakich uczuć, na których rozum moglibyśmy oprzeć. Cel mamy dwojaki: śledzić i określać, na czym zależy narodowość polska, i domyślać się, jakie z ducha tej narodowości wypłynąć by mogły instytucje polityczne. (…); w: O duchu narodowym

    Należą do tych wyznaczników narodowości, według Mickiewicza, po pierwsze – religia, po wtóre – ustrój państwowy, po trzecie zaś – literatura, będąca, jego zdaniem, najważniejszą gałęzią kultury duchowej. Zapewne dlatego, że stanowiła łącznik między dawnymi a nowszymi laty, przechowując pamięć o tych dawnych – dla tych „nowszych”.

    Na tym jednak nie koniec – te własne wartości, wyznawaną przez nasz naród aksjologię można – trzeba – warto  – przekazać innym, wnieść je do wspólnoty narodów Europy, jak pisał:

    Narody wtenczas tylko w zrastają i o tyle mają prawo do życia, o ile wysługują się całemu rodzajowi ludzkiemu popieraniem lub bronieniem wielkiej jakiej myśli lub wielkiego uczucia

    Przewijającym się w twórczości wielu polskich romantyków leitmotivem jest kwestia pamięci: jej roli w kulturze, w relacjach międzyludzkich, w walkach (staraniach) o odzyskanie wolności, w trwaniu i przetrwaniu narodu.  Wspomnieć warto raz jeszcze Goszczyńskiego, z jego Królem Zamczyska, którego bohater, Machnicki, do szaleństwa (?) ukochał alegoryczny Zamek, który popadł w ruinę, a pamięć o którym (i swoją rolę w jej podtrzymaniu) wyznaczył sobie jako cel życiowy.

    Jakiś pociąg osobliwy, niepojęty mi dawniej, przywiązywał mnie do tych murów od niepamiętnych czasów. Było to coś na kształt przeczucia miłości, a potem… pierwszego jej objawienia się, a potem… zwariowania z miłości. (…) byłem zakochany w zamku. Tęskniłem za nim jak za kochanką. Co noc we śnie go widziałem, niekiedy z całym urokiem kobiecej piękności. (…) — Nie taką miłością pokochałem ja zamek; Bóg mi świadkiem, nie taką: bo i cóż miałem z niego lub mieć mogę dla ciała? Pokochałem go, że w nim było tyle życia, tyle szczęścia dla wszystkich, a ludzie nazwali to obłąkaniem.

    Słowa te nie pozostawiają wątpliwości co do tego, czego alegorię stanowi Zamek.

    Jednak najbardziej rozbudowany jest temat pamięci w Panu Tadeuszu. Tę, do której zwracał się poeta w o przeniesienie jego duszy utęsknionej na Ojczyzny łono, nazwałam kiedyś Matką Boską od Pamięci, bo poeta modlił się o możliwość przywołania w pamięci gryki i świerzopu, sławetnej dzięcieliny, ludzi i budowli: obrazów, dźwięków, zapachów i smaków, których nie tylko mu udzielono, ale które przekazał nam. Nie tylko jednak w postaci opisów, ale też jako wskazań, jaką rolę pamięć odgrywa w życiu każdego z nas i zbiorowości, jaką jest naród. Słowa pamięć, pamiętać, wspomnienie, wspominać, pamiątka we wszystkich wariantach i odmianach, wydają się dominować w Panu Tadeuszu od inwokacji aż po ostatnią scenę, a nawet po Epilog. Na każdej niemal jego karcie, zarówno jako odautorskie źródło jego powstania jak postawa bohaterów i, wreszcie, ich wypowiedzi, pamięć, wspomnienie jest nie tylko źródłem lubego dumania, ale też przypomnienia o obowiązkach i powinnościach, wskazania właściwego postępowania (portrety Kościuszki, Rejtana, Jasińskiego, Korsaka – powstańców listopadowych w sieni do alkowy Tadeusza, przyszłego żołnierza napoleońskiego) – ale także potępienia tego, co było złem. Tę ostatnią rolę pełni kilka obrazów i opisów: po pierwsze, serwis Wojskiego, obok wspaniałych uczt przedstawiający obraz wielkości i małości polskiego parlamentaryzmu czasów Polski przedrozbiorowej. Po wtóre – narodowa szata, strój Zosi, który, co prawda, jest raczej efektem wyobraźni poety, ale ma za zadanie budzenie uczuć patriotycznych u zgromadzonych – polskich, napoleońskich generałów, którzy wkroczyli na Litwę, ale też i wszystkich obecnych na zaręczynach młodych. Po trzecie wreszcie – koncert Jankiela, przywołujący tak Konstytucję 3 Maja – jak Targowicę.

    Nie tylko jednak wyjątkowe „zdarzenia mnemoniczne” grają rolę pouczeń, przestróg i wskazań słusznej drogi – takie samo zadanie mają opowieści o dawnych wypadkach, ale i o postawach,  opowieści; z których można wyciągać wnioski dla siebie. Przynoszą one przykłady, wzory chwalebnych obyczajów (wykład Sędziego na temat grzeczności, a w istocie szacunku do innych ludzi, wyżej i niżej od nas stojących; opowieści Wojskiego o dawnych sporach zamierających na widok Sanctissimum itd.).

    I wreszcie spowiedź Jacka Soplicy: opowieść o swoim grzechu, ba, zbrodni, wspominanie motywacji niestanowiących wszakże usprawiedliwienia, samooskarżenie – i przemiana, jaką spowiedź ta wywołuje w zapiekłym z nienawiści do Sopliców, a w szczególności do Jacka, Gerwazego. Nienawiści uzasadnionej, ale zgubnej dla duszy każdego człowieka. To pojednanie z Jackiem Gerwazego, wyjawiającego tajemnicę przebaczenia, jakiego umierający Stolnik udzielił w niemym geście swemu zabójcy, i umierającego Jacka, jest jednym, a być może najważniejszym zaakcentowaniem tematu ważnego dla Mickiewicza – tematu zgody. Jej przykładem w Panu Tadeuszu jest nie tylko koniec sporu o Kusego i Sokoła, wspólne finałowe pogaduszki Gerwazego i Protazego, połączenie związkiem małżeńskim przedstawicieli dwóch skonfliktowanych niegdyś rodzin, czyli Tadeusza i Zosi, i wreszcie ostatni, symboliczny akord, jaki stanowi Polonez tańczony przez wszystkich obecnych, wraz z przybyłymi gośćmi, wojskowymi mającymi nieść wyzwolenie.

    O zgodzie pisał także Maurycy Mochnacki, w wydanej w tym samym co Pan Tadeusz 1834 roku nieukończonej pracy, charakteryzując młodych zaprzysiężonych podchorążych, przyszłych belwederczyków: 

    Całe dni trawiąc na ćwiczeniach wojskowych i nabywaniu nauk przepisanych regulaminem, nocami, w długich szeptach dla uniknienia otaczających ją szpiegów, radziła nad sposobami najłatwiejszego wykonania przedsięwziętego dzieła. Były tam zgoda braterska, wielkie koleżeństwo, poświęcenie się bez granic, jedność w celach i wierność przysiężonej sprawie.

    W niezgodzie upatrywał upadku powstania, a także zwracał uwagę na sianie niezgody przez wrogów Polski:

    Niby więc dla ukrócenia szerzącego się u nas jakobinizmu, a najbardziej, że nie umiemy rządzić się u siebie, znowu rozebrano Polskę. Siać przeto niezgodę i domowe zasilać kłótnie, wątlić i wycieńczać siły politycznego ciała, rozmyślnym sprzeciwianiem się opóźniać zleczenie jego niemocy, a potem rozszarpać kraje z przyczyny, iż nierządne: otóż, jak wiadomo, główne zasady sztuki rozbiorów, którą przemoc i chciwość wymyśliły, której skuteczności najpierwej na Polszcze doświadczono. (Powstanie Narodu Polskiego w 1830 i 1831 roku). 

    O zgodę (w wierszach) upominali się także powstańcy listopadowi – przykładem może być choćby Polonez Kościuszki (Patrz, Kościuszko, na nas z nieba…) Rajnolda Suchodolskiego, który miał wkrótce potem zginąć w powstaniu:

    Z naszym duchem i orężem
    Polak ziemię oswobodzi,
    (…)
    Tylko razem, tylko w zgodzie,
    A powstańców będziem wzorem.

    Powstańcy listopadowi upominali się także o pamięć potomnych, w którą wierzyli (jak Konstanty Gaszyński w Olszynie Grochowskiej):
    O! gaju święty dla nas! olszyno Grochowa!
    Pamięć o tobie Polak w późny wiek przechowa!

    Warto może wspomnieć nawiasem, że Gaszyński już w 1835 roku poświęcił wiersz wspomnieniowy Suchodolskiemu – przykład pamięci o zmarłym towarzyszu broni:

    I tobie się Rajnoldzie moja łza należy —
    Śpiewaku dźwięcznych piosnek, które młodzież cała
    W świetnych dniach Listopada z dumą powtarzała,
    I które przeszły w usta ludu i żołnierzy.

     A kiedy naród cały do obrony bieży,
    Tyś, porzucając lutnię co tak mile brzmiała,
    Chwycił oręż w dłoń wieszcza — i na wrogów działa
    Szedł z bagnetem, co z bliska w nagą pierś uderzy!

     Szczęsnyś! bo w Ostrołęce śród rzezi i wrzawy,
    Gdy krew twoja płynęła w czyste Narwi zdroje,
    Wojsko szło do attaku nucąc pieśni twoje!

     Szczęsnyś! bo kiedyś konał na szańcach Warszawy,
    Słyszałeś krzyk zwycięztwa — i nie dożył chwili
    W której wodzowie nasi w grób Polskę wtrącili!,

    Zaś Adama Mickiewicza, posyłając mu swoje wiersze, uznał natomiast Gaszyński za mistrza w skierowanym doń wierszu, pochodzącym z tego samego roku 1835:
        (…)
    Słodząc marzeniem długą wygnania tęsknotę —
    Zerwałem kilka kwiatków i wianek z nich plotę:
    Uczeń, dla ciebie Mistrzu! — Niechaj w twojej dłoni

     Te drobne niezabudki, uszczknione przed porą,
    Rozkwitną — i pod cieniem twej chwały nabiorą
    Więcej barwy, powabu, świeżości i woni!

    Podobnych przykładów związków między tymi, którzy walczyli (i przeżyli, bądź nie) oraz tymi, którzy usiłowali zrozumieć dzieje Polski i tymi, którzy przekuwali je w poezję, jest mnóstwo. Czy to przypadek, że w Panu Tadeuszu te dwa wielkie tematy: zgody i pamięci, przewijając się przez cały poemat i decydując tak o jego istocie, jak o szczegółach, odegrały tak znaczącą rolę? Czy też może poeta zdawał sobie sprawę z ich doniosłości, z ich roli narodotwórczej, co symbolicznie ukazał w finałowym Polonezie, w którym kazał iść do przodu tanecznym krokiem polskiego chodzonego, wszystkim bohaterom?

    Juliusz Słowacki,  w dużej mierze outsider w Wielkiej Emigracji paryskiej, był nim również w swojej poezji. Kiedy w 1839 roku powstawał Grób Agamemnona jako VIII pieśń Podróży do Ziemi Świętej z Neapolu, poeta zawarł w nim fragment oskarżający gwałtownie powstańców o to, że – nie wszyscy polegli (po dniach nieszczęśliwych/Zostaje smutne – pół rycerzy żywych), a Polskę nazwał pawiem narodów, papugą, służebnicą cudzą, niewolnicą, a także, być może, uczynił złośliwą aluzję do Pana Tadeusza (czerep rubaszny). Nie zmienia to faktu, że w jego późniejszych pismach znajdziemy też wiele odniesień i wezwań do Polski, określanej już innymi mianami: nie tylko nieszczęśliwej i uciemiężonej, ale też świętej, bogobojnej, niepokalanej. Co więcej – znajdziemy w nich diagnozę i przekonanie o sile wewnętrznej Polski oraz charakter zalecenia na przyszłość. I choć jego kontekst nie ma charakteru ściśle historycznego ani politycznego, lecz raczej metafizyczny, Słowacki  snuje w nim godną przypomnienia refleksję na temat istoty polskości i szkicuje plan-projekt-zadanie dla Polski.

    Ten apel Słowackiego, mimo że wpleciony w ciąg fabularny Króla-Ducha, stanowiący z pozoru element jego narracji, odczytywać można też  jako element – nieczęsty u tego poety, ale obecny – poczucia wspólnotowości.

    Postawmy polską myśl nad poduszkami,
    Postawmy wiary naszej archanioły,
    (…)
    A nikt się taki do nas nie przybliży,
    Który nam w starej naturze ubliży.

    A nie dlatego… bym miał jaką wzgardę
    W sercu, jak człowiek przeciw człowiekowi,
    Ale chcę, aby zamki były twarde
    Na tych granicach, które duch stanowi,
    By polskie duchy tem przed Bogiem harde,
    Że się poddają jedynie duchowi,
    A przymuszone być z ciała nie mogą
    Przeciwko vetu swemu – żadną trwogą.

    By duchy, które mają to z Chrystusa,
    Że veto swoje – na wspak światu kładą,
    Nie brała żadna cielesna pokusa
    Iść za zwierzęcą i niższą gromadą,
    Która pod biczem lub w galop – lub kłusa
    Leci – chociażby przeciw Bogu  stado!

    Choć trudno u Słowackiego znaleźć wezwania do zgody, podmiotowe my oznacza już pewną zmianę w jego stosunku do otoczenia tak w tym, jak w następnym przytoczonym fragmencie. Do potomnych (do Polski!) zwraca się bowiem Słowacki nie tylko w swoim imieniu z  gorącym wezwaniem-prośbą o pamięć, tym sposobem wpisując się w pewien nurt literatury romantycznej: ten, który zwrócony był ku przyszłości, ku potomnym. Ten nurt, który, choć zanurzony w swojej teraźniejszości, jednak świadom był znaczenia ciągłości, długiego trwania oraz tego, że to, co przeszłe, określa w dużym stopniu to, co przyszłe. I tego też, że przeszłość, że to, co przeminęło, ale i ci, którzy odeszli wraz z nią, mają prawo do naszej pamięci. 

    O Polsko! Polsko! Święta! Bogobojna!
    Jeżeli kiedy jasna i spokojna
    Obrócisz twoje rozwidnione oczy 
    Na groby nasze, gdzie nas robak toczy; 
    (…)
    Polsko ty moja! Gdy już nieprzytomni
    Będziemy – wspomnij ty o nas! o! wspomnij!
    Wszak myśmy z twego zrobili nazwiska
    Pacierz co płacze, i piorun co błyska.

    A dosyć że się zastanowisz chwilę
    Jaka tam cisza na naszej mogile,
    Jak się wydaje przez Boga przeklęta;
    A nie zapomnisz ty o nas o! Święta!

    Komentarze (0)