Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Zapomniany obrońca chrześcijańskiej Europy

    2024-07-20
    Czas czytania 9 min
    Kilka dni temu minęła 925. rocznica śmierci kastylijskiego rycerza Rodriga Díaz de Vivara, popularnie zwanego Cydem. Jego wielobarwne życie doczekało się doskonałych dzieł literackich i wielu wnikliwych opracowań, najeżonych jednakże przeciwnościami. Bezspornym faktem jest, że Cyd był jednym z pierwszych wojowników, który skutecznie bronił chrześcijańską Europę przed muzułmańskimi najeźdźcami.

     

    Obecność Cyda w kulturze i historiografii polskiej jest zagadnieniem tyleż ciekawym, co wciąż jeszcze nie dość rozpoznanym, mimo kilku kanonicznych tekstów. Jego zwycięstwa na polu walki stały się co prawda już wcześnie przedmiotem zainteresowania polskich pisarzy, głównie dzięki przekładom dramatu „Le Cid” Pierre’a Corneille’a, spośród których najczęściej wymienianą jest wersja Jana Andrzeja Morszytna. W 1662 roku w Warszawie wystawiono Cyda po polsku, czyli zaledwie ćwierć wieku po ukazaniu się oryginału. Tłumaczenie Morsztyna wzniosło nasz język wówczas na nieosiągane wyżyny sztuki. Inne oblicze ujawnia drugi polski przekład Cyda, sporządzony w 1801 roku przez pisarza i krytyka literackiego Ludwika Osińskiego. Tłumacz usunął z oryginalnego tekstu wszelkie „barokowe nadużycia”, co spotkało się z dezaprobatą współczesnych mu twórców. Krytyczne opinie dotyczące przekładu Osińskiego pojawiały się jeszcze w latach 1918-1939. Wpisany weń „gest lekceważenia powagi poetyckiego trudu” zbulwersował romanistę Władysława Folkierskiego, który – chwaląc zresztą inne teksty autora „Zbioru zabawek wierszem” – w tłumaczeniu „Cyda” dostrzegł brak „linii poetyckiej”. Pomijając te literackie zmagania z hiszpańskim rycerzem nie pojawiła się jednak dotychczas ani jedna książka, dzięki której polscy czytelnicy odkryliby niedocenioną i, w gruncie rzeczy, nieznaną stronę politycznego talentu tej autentycznej postaci.

    Cyd nad Wisłą


    Rodrigo Díaz de Vivar bywa przedmiotem szkiców i komentarzy, w których zawsze można znaleźć kilka zatrzymujących uwagę spostrzeżeń. Polacy znają pewnie najstarszy zabytek literatury hiszpańskiej, jakim jest opublikowany u schyłku XII wieku „Poemat o Cydzie” („El Cantar de mio Cid”), zestawiany często ze słynną „Pieśnią o Rolandzie”. Ale nikt już nie upomina się o omówienia wyśmienitej sztuki Guilléna de Castra pt. „Młodzieńcze czyny Cyda” („Las mocedades del Cid”) z 1618 roku, bez której Corneille nigdy nie rozsławiłby kastylijskiego wojownika. Tymczasem w świadomości polskich autorów Cyd zaistniał przede wszystkim jako postać odrysowana piórem Francuza, czego przykładów dostarczyły teksty Adama Grzymały-Siedleckiego („Metamorfozy Cyda”, 1908) oraz wspomnianego Władysława Folkierskiego („,Cyd’ Kornela w Polsce”, 1917). Szczególnie ciekawym pogłosem recepcji Corneille’owskiego „Cyda” w Polsce było wystawienie tej sztuki w przekładzie Stanisława Wyspiańskiego w 1907 roku. Dodać należy, że do tamtej chwili opowieść o hiszpańskim bohaterze nie była dostępna szerszym kręgom polskich czytelników.  

    Tekst ów na tyle jednak różnił się od oryginału, że należałoby raczej mówić o parafrazie niż o tłumaczeniu dramatu Corneille’a. Przekład był zróżnicowany wersyfikacyjnie, skrócony, jakby skondensowany. Zmienione zostały ton i styl dzieła, a także jego wymowa. Niemniej dzięki twórczym wysiłkom Wyspiańskiego Cyd ponownie pojawił się w wyobraźni przedstawicieli Młodej Polski. W tym ujęciu zyskał też wyraźną perspektywę patriotyczną. Autor „Wesela” stawiał w swojej twórczości tezę o rozczarowaniu współczesnością i o związanej z nim konieczności przywrócenia pamięci o zapomnianych bohaterach Europy, którzy bronili ją przed zalewem kultur niechrześcijańskich. Natomiast życie Cyda było pełne gorących wysiłków i dążeń ku odrodzeniu katolickiej Hiszpanii. Zdaniem Wyspiańskiego Rodrigo Díaz de Vivar interesował badaczy i pisarzy polskich jedynie jako postać literacka, zblakła natomiast jej renoma historyczna. Czy dzisiaj nie jest podobnie? W czasach, kiedy życie legendarnego obrońcy kultury zachodniej jawi się jako interesujący kontekst, przywoływany po to, by lepiej zrozumieć nas samych i dowartościować chrześcijańską Europę?


    Hrabia Julian i król Roderyk


    Zamieszczone w obszernie już opisanych dziełach epizody z życia Cyda nie przyciągają dziś szczególnej uwagi polskich historyków. Być może dlatego, że próba objaśnienia krętych dróg bohatera narodowego Hiszpanii wymaga cofnięcia się do początków historii Al-Andalus, której bodaj przekartkowanie przed wgłębieniem się w biografię Rodriga Díaz de Vivara stanowi minimum rzetelności. Arabski podbój Półwyspu Iberyjskiego w 711 roku doprowadził do zniszczenia Królestwa Wizygotów i ustanowienia tam tzw. Emiratu Kordoby. Przez kilka wieków, do czasu zakończenia rekonkwisty, Hiszpanie byli przepełnieni ubolewaniem, że na ich ziemiach panoszą się muzułmanie. Co ciekawe, historia wkroczenia Berberów do Hiszpanii jest historią zdrady. Arabowie zajęli najpierw hiszpańską enklawę, znajdującą się na cyplu tworzącym cieśninę Gibraltarską - Ceutę. Tamtejszy zarządca miasta (komes), Don Julián, wyprosił u nich interwencję czy wręcz wymusił obietnicę wsparcia w jego konflikcie z królem Roderykiem. Osobiste zatargi Wizygotów okazały się ich najbardziej brzemiennym w długoplanowe skutki błędem.

    Te dramatyczne wydarzenia znalazły zresztą swój żywy oddźwięk w literaturze polskiej, np. w powieści „Hrabia Julian i król Roderyk” Teodora Parnickiego. Głównym bohaterem jest tytułowy hrabia Julian, dowódca wspomnianej twierdzy. Jest człowiekiem zdeterminowanym, pragnącym zdobyć władzę nad Wizygotami. Gdy jego córka Florynda zostaje zhańbiona przez króla Roderyka, Julian postanawia się zemścić. Przyłącza się do inwazji arabskiej na Hiszpanię i pomaga muzułmanom pokonać wizygocką armię. Czyny Roderyka były dla Juliana krzyczącą niesprawiedliwością, od pierwszej chwili budzącą potrzebę odwetu. Czy były one jednak rzeczywistym i wystarczającym powodem wtargnięcia Arabów w głąb Iberii? Czy niezdolność niskiego rangą komesa do wyjścia z kolein prywatnej zemsty za doznane upokorzenia mogła umożliwić Arabom tak błyskawiczną ekspansję? Ekspansję, która już przedtem objawiała się w wielu nienawistnych zapowiedziach? Nie wiemy. Wiemy natomiast, że skutki osobistego urazu Juliana wzmogły słabości Królestwa Wizygotów, które schodziło wtedy do grobu jako państwo kompletnie anachroniczne, bezwładne i pogrążone w chaosie, co tylko zachęciło muzułmanów do inwazji.


    Nieustraszony wojownik


    Triumf muzułmanów okazał się przedwczesny, ponieważ – jak wiadomo – ostateczne zwycięstwo miało przypaść katolickiej kontrrewolucji. Żmudna rekonkwista trwała jednak jeszcze ponad 700 lat. Wypędzanie Arabów zostało już zapoczątkowane w 722 roku, kiedy armia Pelagiusza stoczyła zwycięską bitwę pod Covadongą. Stopniowe odzyskiwanie terenów nie było jednak zawsze procesem jednoczącym chrześcijańskich władców północnej części Półwyspu Iberyjskiego, wielokroć ze sobą zwaśnionych. Militarne osłabienie Umajjadów w Hiszpanii umożliwiło w każdym razie powstanie Królestwa Leónu, które pełnię niepodległości zdobyło w roku 913. W 1028 roku Sancho III z Nawarry usadził na tronie kastylijskim swojego syna Ferdynanda, przesuwając działania wojskowe jeszcze dalej na południe. Ten zaś zdołał zjednoczyć Nawarrę, Galicję, Asturię i León. Wkrótce jednak doszło powtórnie do rodzinnych konfliktów, nacechowanych postępującym brakiem skrupułów i powodujących stałe rozognienie politycznych wojen domowych.

    Mniej więcej w tym czasie (prawdopodobnie w 1043 roku) w okolicach Burgos urodził się Rodrigo Díaz de Vivar. Wychowany na dworze Ferdynanda, pozostał po śmierci władcy u boku jego syna, króla Kastylii Sancha II Mocnego, który niebawem padł ofiarą zabójstwa. Gdy na tron wstąpił brat zmarłego Alfons VI, Cyd gotów był podjąć u niego służbę pod warunkiem złożenia przezeń publicznej przysięgi, że nie miał nic wspólnego z zamordowaniem brata. Brak zaufania wobec Alfonsa był bezpośrednią przyczyną wygnania Rodriga z Kastylii. Jego dalsze czyny mogą zaskakiwać, dziwić, a nawet gorszyć. Nie mamy jednak pewności, czy naprawdę miały miejsce. Sam przydomek „Cid” (z arabskiego „pan”) częściowo demaskuje Rodriga de Vivara, albowiem żaden szanujący się muzułmanin nie nazwałby wtedy swojego wroga „cydem”. Kastylijski wojownik walczył więc przez jakiś czas po stronie arabskich najeźdźców, co mają potwierdzać źródła znalezione w Aragonii.

    Można jednak podawać dziesiątki przesłanek wskazujących, że służbę najemną u Arabów (gwarantującą wtedy wysokie wynagrodzenia), Rodrigo traktował w kategoriach znanego polskim sercom „wallenrodyzmu”, opisującego człowieka, który posługuje się zdradą, lecz jednocześnie realizuje wzniosłe cele wobec własnej ojczyzny. Cyd nigdy nie przestawał wierzyć w chrześcijańską kontrrewolucję. Zresztą koniec końców zdołał wkraść się w łaski Alfonsa VI, co dało mu prawo objęcia w posiadanie wszystkich ziem, jakie zdobył na wschodnim wybrzeżu Hiszpanii. Ukoronowaniem militarnych sukcesów Cyda było zdobycie Walencji w 1094 roku. Wielomiesięczne oblężenie miasta powstrzymało natarcie Almorawidów, a Cydowi przyniosło nieśmiertelną sławę nieustrudzonego pogromcy Arabów. „Cyd Campeador” („Cyd Bojownik”) władał Walencją do śmierci w 1099 roku. Z historycznie potwierdzonych faktów należałoby jeszcze odnotować jego małżeństwo z Jimeną Díaz w 1074 roku. Zwycięstwa nad Arabami zyskały Cydowi miano bohatera narodowego, a jego życie zaczęła otaczać legenda. W niedługim czasie po wygnaniu rozszerzył kastylijskie panowanie na Półwyspie Iberyjskim do wybrzeży Morza Śródziemnego. Jak nikt inny ucieleśniał chrześcijańskie wartości średniowiecza, przede wszystkim nakaz obrony kraju przed innowiercami.


    Polifoniczny portret


    W „Poemacie o Cydzie” czytamy wiele o chrześcijańskich wartościach, jakim hołdował Rodrigo Díaz de Vivar. Uderza skupienie uwagi na jego doczesnych rolach, głównie ojcostwie oraz małżeństwie, a także na poważnym traktowaniu obowiązków domowych, religijnych i politycznych. Spotyka go także szereg przykrych dioświadczeń. Wszak zdobycie Walencji przynosi mu nie tylko wybaczenie króla. Wraz z rosnącym bogactwem zaczyna kręcić się wokół Cyda wielu wątpliwych ludzi. Dwóm z nich udaje się poślubić jego córki. Zazdrośni o sukcesy i majątek teścia ciężko znieważają swoje żony, porzucając je w lesie, schłostane i poranione do krwi. Mimo że cierpienia córek budzą w nim żądzę zemsty, Rodrigo działa roztropnie. O zajściach informuje króla, który zwołuje sąd i pozwala rozwiązać konflikt na drodze honorowej. Cyd triumfuje, zyskuje pieniądze i prawo pomszczenia zniewagi. Tam jednak, gdzie może, zastępuje prawo odwetu prawem miłości, również wobec wrogów. Jest człowiekiem dobrodusznym. W słynnej pieśni bohater umiera pogodzony ze światem.

    Każda rocznica śmierci Cyda cieszy i smuci. Cieszy, ponieważ garść ocalałych z dziejowych burz utworów literackich nie pozwala o nim zapomnieć. Smuci, bo uświadamia, jak mało wciąż o nim wiemy. Polifoniczny portret, jaki przez wieki malowała Cydowi kultura europejska, domaga się głębokiej rewizji, odsłonięcia i omówienia mniej widocznych warstw. Pod maską sfrustrowanego kochanka niedosięgłej Jimeny ukaże się wówczas człowiek, który współtworzył ideał hiszpańskiego obrońcy racji honoru. W pamięci Europy trwająca wiekami obrona chrześcijańskiego świata przez muzułmanami zaznaczyła się głównie bitwami pod Warną w 1444 roku, pod Lepanto w 1571 roku i pod Wiedniem w 1683 roku. Nikogo chyba nie zgorszy, gdy przypomnimy w tym kontekście także o zwycięskich bitwach Hiszpanów w czasie rekonkwisty, a do niekompletnej listy obrońców chrześcijańskiej Europy (z Janem III Sobieskim na czele) dorzucimy nieodżałowanego Cyda. W 1907 roku polscy krytycy literaccy ocenili, że wystawiona na krakowskich deskach teatru sztuka o rycerzu z Kastylii wskrzesiła „dawne wzorce heroizmu”, zapomnianego przez współczesny świat. Mieli rację.

    Komentarze (0)

    Czytaj także

    Afera, która wstrząsnęła Brandtowską polityką wschodnią

    Pięćdziesiąt lat temu kanclerz RFN Willy Brandt podał się do dymisji. Powodem było zatrzymanie jego sekretarza Güntera Guillaume’a, który okazał się agentem Stasi.

    Wojciech Osiński

    6 min

    Ustawa Zasadnicza RFN – wielkie osiągnięcie czy bubel prawny?

    W tym roku Niemcy świętują 75-lecie Ustawy Zasadniczej RFN, której podpisanie zapoczątkowało tzw. cud gospodarczy. Czy ów dokument, z technicznego punktu widzenia całkiem udany, jest nadal „silnym fundamentem” systemu instytucjonalnego? Tako rzecze prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Wielu ekspertów mu jednak zaprzecza.

    Wojciech Osiński

    10 min