Roman Dmowski zapisał się w polskiej pamięci jako główny ideolog Narodowej Demokracji oraz dyplomata, jako przywódca obozu narodowego i publicysta polityczny, jako twórca polskiej niepodległości i niedościgniony wzór patriotycznych cnót. Był jednak też znakomitym prozaikiem i autorem kilku powieści, niezasłużenie pokrywających się kurzem.
Nie miejsce tu na opisanie zasług Romana Dmowskiego dla polskiej niepodległości. Istnieje już mnóstwo opasłych i pełnych oczywistych dowodów prac ekspertów, którzy odskrobali najważniejsze fakty z fałszów i przekłamań. Mimo to salony niekiedy nadal brzeczą mnogością utyskiwań na autora „Myśli nowoczesnego Polaka”. Nadal spoczywa na nim kilka czarnych stereotypów. Ograniczmy się do dwóch: antysemityzm i prorosyjskość. Wbrew całym wiadrom pomyj, jakie nań wylano, Dmowski był całkowicie wolny od rusofilii, odcinając się od głoszonych przez wielu polityków złudzeń, że z Moskwą można współpracować. Zawarł jednak wśród swoich nauk i tę, że zawsze należy przypisywać przeciwnikowi racjonalne motywy postępowania i starać się na każdą sytuację spojrzeć z jego perspektywy, udowodnić, czemu zachowuje się tak, a nie inaczej, i ku czemu dąży.
A szczególnie przypisywanie mu ciągot antysemickich jest już niebywałą podłością, dyktowaną przez propagandową potrzebę pewnych mediów, które chcą wprasować polską historię myśli politycznej w europejską narrację zachodnich nacjonalizmów. W dobie chłostania Polski przez euromędrków nie dość podkreślania, że w okresie międzywojennym rasizm w Polsce nigdy się nie zakorzenił. Dmowski uważał, że w óczesnej sytuacji należało zweryfikować politykę wobec mniejszości żydowskiej i oprzeć ją na bardziej realistycznych przesłankach, zachęcając jej przedstawicieli do dyskusji. Według niego Żydzi dominowali handel i zepchnęli polskich przemysłowców na margines życia gospodarczego. Jeszcze gorzej wyglądała sytuacja polskich chłopów, spychanych do stanu niewolniczego. Odradzanie się polskości polegało zdaniem Dmowskiego na podniesieniu właśnie tych warstw z biedy, w którą były przez wieki wtrącane, i uczynieniu z nich klasy średniej. Obraz brutalnego żydożercy, na jakiego wykreowała go wspólnym wysiłkiem propaganda władz Polski Ludowej (a dziś lewicy), jest skrajnie niesprawiedliwy.
Pisarz nie tylko polityczny
Co ciekawe, o ile po roku 1989 powstało wiele ważnych artykułów i książek, odkłamujących polityczny testament Dmowskiego, o tyle inna część jego twórczości pozostaje zapomniana. Dmowski był bowiem nie tylko wybitnym i trzeźwo patrzącym na rzeczywistość politykiem, lecz również znakomitym prozaikiem, autorem opowiadań i powieści. Jako pisarz był w kraju niewydawanym i właściwie niekomentowanym, wobec tego mało znanym i w konsekwencji niedocenianym. Samo nazwisko autora czyniło z jego książek swojego rodzaju „opera non grata” w XX-wiecznej literaturze polskiej. Tymczasem walory literackie prozy Dmowskiego są dziś warte dostrzeżenia, opisania i docenienia. Zresztą już kiedyś je raz dostrzeżono. W 1927 r. Dmowski otrzymał w Poznaniu Nagrodę Literacką im. Jana Kasprowicza. To spowodowało ciekawą dyskusję na temat umiejętności i stylu Dmowskiego jako twórcy literatury pięknej. Jego pierwsze teksty spotkały się z dość przychylnym przyjęciem krytyki literackiej. Ignacy Chrzanowski zwrócił uwagę na rozmaite cechy tej prozy, takie jak klasyczna jedność, precyzja dobitność czy uczuciowość. Wskazywał, że dostarcza ona czytelnikowi nie tylko „rozkoszy” intelektualnej, ale też estetycznej. Według Chrzanowskiego te walory stylistyczne wynikały z pewnej „antypoetyckości” Dmowskiego, czyli daleko posuniętej niechęci do kwiecistości czy skłonności do używania rozbudowanych metafor oraz skomplikowanych porównań. „Gdy jednakowoż ta poetyckość się pojawiała, była niezwykle silna, sugestywna i uderzająca, zaskakująca odbiorcę” – konkluduje Chrzanowski. Według jego opinii te kontrasty, niekiedy pełne odwołań do nauki i medycyny, to inspiracje zaczerpnięte z tekstów pozytywistów.
Można też w prozie Dmowskiego dostrzec metaforykę militarną, a nawet pewną dozę komizmu. Pomysłodawca Endecji posługiwał się stylem antysentencjonalnym, unikając aforyzmów tudzież wszelkich „złotych myśli“. Miało to sygnalizować świadomy zamiar Dmowskiego, by jego utwory składały się na rodzaj „trzeźwej” panoramy sanacyjnej Polski, niepodsycanej idealizmem czy życzliwością fantazji. Niemniej autor pisał barwnie, potrafił czytelnika zainteresować, a nawet zaszokować, rozbawić, zagrać na jego emocjach. Stąd też być może bierze się przekonanie, że jego myśli są nacechowane sarkazmem oraz ironią, a niekiedy stylizowane na język mówiony, na żywą polszczyznę, która miała posiadać wyraźną siłę perswazyjną, wyrastającą ze sprzeciwu wobec stylu romantycznego i neoromantycznego, nadmiernie egzaltowanego i estetyzującego.
Dmowski był krytyczny wobec władz sanacyjnych, aczkolwiek wiedział, że przypadający na lata dwudzieste krótki okres wzrostu gospodarczego zakończył się nie tyle z powodu zamachu majowego, co w wyniku kryzysu światowego w 1929 roku. Jasność, trzeźwość i realizm, bijące z jego prozy, były też manifestacją cech osobistych autora, które miały świadczyć o jego politycznej „nowoczesności”, uprawniającej go do podwyższenia skali wymagań wobec polskich czytelników. Bo to jednak polityce zawdzięczamy narodziny Dmowskiego jako twórcy literatury pięknej.
Autor „Upadku myśli konserwatywnej w Polsce” przejawiał wprawdzie już wcześnie pewne ambicje literackie, ale miały one charakter na wpół żartobliwy i realizowały się w listach, a dopiero potem w planach napisania powieści. Nawiasem mówiąc, jego korespondencja jest również nieodkrytą i niedocenioną częścią jego twórczości literackiej. W listach do Stefana Żeromskiego czy Władysława Stanisława Reymonta Dmowski jawi się jako doskonały autor prozy prywatnej, w której ukazuje zupełnie inne oblicze niż w swoich traktatach politycznych, w których nie dryfuje ku literaturze. Przy czym formuła listu sprzyja pewnej swobodzie, co sprawia, że autor otwarciej niż gdzie indziej opowiada o swoich koncepcjach politycznych, ale też i lękach w obliczu zbierających się nad Drugą Rzeczpospolitą ciemnych chmur. Bez ogródek opisuje otaczający go ogrom nędzy i niesprawiedliwości, rysuje Polskę pogrążającą się w wewnętrznych konfliktach, będącą u progu wojny domowej. Dmowski szukał sposobów wyjścia z kryzysu. Wspomniane listy wzbogacają, uzupełniają i potwierdzają jego obraz jako mistrza polskiej prozy.
Dwie powieści
W okresie swojej politycznej działalności Roman Dmowski znalazł czas na napisanie dwóch powieści, które cieszyły się zainteresowaniem nie tylko czytelników, ale też i krytyków literackich. Zainteresowaniem, które utrzymywało się przez wiele lat po jego śmierci. Dmowskiemu dane było w arcyciekawy sposób odsłonić szczególny moment załamania się polskiej wiary w budowę II RP. Najbardziej porażały go styl i brzydota, z jaką – jego zdaniem – następcy Piłsudskiego niszczyli ojczyznę. To porażenie prowadziło Dmowskiego do pytań o przyczyny słabości państwa polskiego. O literaturze zaś myślał zupełnie inaczej, niż imputowała mu później plotka, zresztą przez niego samego puszczana w obieg i podtrzymywana. Pisanie tekstów literackich było dlań nie tylko narzędziem społecznej i wychowawczej misji, lecz także sposobem artystycznej ekspresji.
W 1931 roku ukazały się (prawie równocześnie) dwie jego powieści – „W połowie drogi” oraz „Dziedzictwo”, obie podpisane pseudonimem „Kazimierz Wybranowski”. Ta pierwsza była wcześniej publikowana w odcinkach na łamach prasy. Właściwie od razu wywołała zainteresowanie krytyki literackiej, nawet tej niechętnej wobec Endecji. Życzliwe recenzje pojawiły się w tygodniku „Wiadomości Literackie”, najprawdopodobniej dlatego, że kojarzeni z lewicą recenzenci nie wiedzieli, kim był autor książki. Opublikowano też nieprawdziwe zdjęcie autora, do czego przyczynił się sam Dmowski. Cała ta mistyfikacja literacka go zapewne rozbawiła, gdyż w pewnym stopniu upokorzyła krytyków, którzy pewnie napisaliby miażdżące recenzje, gdyby wcześniej wiedzieli, kto je naprawdę napisał.
Dmowski nie myślał jednak wyłącznie o uprawianiu literatury rozrywkowej. Powieść „W połowie drogi” miała dać obraz współczesności. Jej bohater, tknięty impulsem miłości do prawdy i wolności, wyrzuca z siebie słowa nienawiści do systemu. Jednocześnie książka doskonale współgrała z poglądami politycznymi endeckich redakcji. Oba wspomniane teksty nie były wynikiem żartu, lecz poważnym gestem, stanowiącym swojego rodzaju podsumowanie rządów sanacyjnych i będącym wyrazem rozczarowania kierunkiem, w jakim zmierzała Druga Rzeczpospolita. Pamiętać należy, że równie dramatycznie przeżywali początki jej schyłku inni współcześni pisarze. Co wszelako decydowało o wyjątkowości spojrzenia Dmowskiego na rządy piłsudczyków, to z jednej strony silne zakorzenienie ponurych diagnoz w codziennym konkrecie, obserwowanym przez pisarza-polityka i komentowanym z niesłychaną prezycją. Mimo pewnych mankamentów na tle większości konkurencyjnych produkcji powieści „W połowie drogi” i „Dziedzictwo” wyróżniały się wysoką jakością, m.in. dzięki wyrazistych postaci, wartkiej i tworzącej napięcie akcji z dobrze rozłożonymi punktami zwrotnymi, a także z powodu zawartej w nich krytyki społecznej, w atrakcyjny dla czytelnika sposób splecionej z opisami wydarzeń na świecie.
Jednym z celów Dmowskiego było m.in. dotarcie do szerszego grona czytelników, przedstawienie swoich koncepcji politycznych w literackim przebraniu. To zamierzenie się powiodło. Czytając dziś powieści Dmowskiego, rzucają się w oczy dwie rzeczy: Pierwsza to ich gigantyczna rozpiętość tematyczna. Drugą z nich jest rozmaitość form literackich. Dmowski posługuje się, czasem mniej sprawnie, a miejscami biegle, wszystkimi możliwymi gatunkami, tworząc istną hybrydę, którą można opatrzyć mianem „thrillera politycznego”. W obu tekstach znajdziemy motywy miłosne, polityczne i psychologiczne, a także zagadki i śledztwa, czyli wątki detektywistyczne. Są to też powieści o mozolnym dojrzewaniu („Bildungsroman”). Liczne zapętlenia akcji wskazują na to, że główne postacie przeżywają przewroty duchowe, doświadczają przysłowiowego „zejścia na ziemię”.
W „Dziedzictwie” młody Zbigniew Twardowski po wielu latach pobytu poza Polską po powrocie do ojczyzny przekonuje się, że pod panowaniem obozu sanacyjnego wszelkie działania gospodarcze i polityczne, które mogłyby się stać początkiem zmiany na lepsze, napotykają mur korupcji, nieudolności i urzędniczych spisków. Jego zmarły stryj Alfred zostawił mu w spadku dwór oraz pokaźny majątek. Wuj należał wcześniej do grupy masonów, która chciała zniewolić Polskę i oddać ją we władanie Niemcom. Alfred nie chciał się na to zgodzić, więc odszedł od nich zabierając ze sobą cenne dokumenty. Szkalowany przez masonerię umiera. Zbigniew przejmuje jego dziedzictwo, odpierając ataki narodowych zdrajców.
Diagnoza rzeczywistości
Obie powieści Dmowskiego są przepojone dydaktyzmem pracy organicznej, przewijającej się w naszej literaturze od „Lalki”do „Przedwiośnia”. Czytelnicy, doświadczający w Drugiej Rzeczpopolitej kryzysu na własnej skórze, rozpoznali w jego prozie literackie sublimacje sytuacji, w których sami borykali się z rzeczywistością. Współczesne książki Gombrowicza czy Witkacego nie dawały im szansy na takie doświadczenia. Dmowski narysował losy milionów rozpaczliwie walczących o utrzymanie się przy życiu Polaków, odgrodzonych szczelnym murem przez osoby z sanacyjnego świecznika. Doskonałe pióro autora zmusiło do sięgnięcia po jego powieści nawet lewicujących dziennikarzy. Dmowskiemu nie zależało jednak na zainteresowaniu i uznaniu literackich autorytetów dla jego twórczości. Wiedział, że aby je otrzymać, np. w postaci przychylnych recenzji, musiałby przyjąć albo propozycję zmiany barw politycznych albo inne zaproszenia, słowem – musiałby obracać się w tamtejszym towarzystwie, gdzie lansowano trendy i wręczano nagrody „grafomanom”, często niewładającym w wystarczający sposób językiem polskim.
Jest Dmowski przede wszystkim też mistrzem kreowania postaci. Bohaterowi książki „W połowie drogi” Polska wydaje się państwem słabym, zacofanym, nienowoczesnym oraz niesuwerennym w swoich decyzjach politycznych, rządzonym przez mafijne i skorumpowane elity. W jego ocenie Polska nie dotrzymuje kroku innym państwom, jest zatem dopiero „w połowie drogi”, zatrzymana w rozwoju, zmierza do nowoczesności, której wskutek błędnej polityki rządu nie może osiągnąć. Warszawa jest tu symbolem owej polskiej „połowiczności”, z którą mierzą się bohaterowie, owego ubóstwa, przejawiającego się w „nieharmonijnej mieszaninie wschodu i zachodu”. Oparta o realia tamtego okresu powieść ma pozwolić zrozumieć, do czego doprowadziła działalność spadkobierców Piłsudskiego. Autor sprecyzował zadania stojące przed ruchem narodowym w obliczu budowy silnej Polski. Zdumiewająca i rzadka w naszej literaturze jest precyzja, z jaką Dmowski patrzy na Polskę i Europę. Pesymizm zderza się ekstatycznym witalizmem. Stąd tak zachwycające w jego prozie kontrasty, w których dosadność miesza się z subtelnością, polityczny ciężar z lekkością konkretu, komizm z tragizmem.
Bohaterów obu powieści łączy to, że są osobami silnymi oraz indywidualistami, które niełatwo ulegają presji środowiska. Są pełnymi energii i przedsiębiorczości Polakami, takimi, jakich według endeckiego wyobrażenia było nam trzeba, aby móc budować silną gospodarczo i politycznie ojczyznę. Są właśnie tymi „nowoczesnymi” patriotami, doskonale wykształconymi, potrafiącymi przeciwstawić się woli większości. Twardowski jest tu w istocie „twardym” człowiekiem, który rozumie, że w koncercie mocarstw decyduje siła albo jej brak. Ale to także ten Twardowski, którego pamiętamy z ballad Mickiewicza, który zaprzedał duszę diabłu i musiał go potem przechytrzyć. Bohater „Dziedzictwa” jest oczytany, posiada wiedzę wyniesioną z bibliotek, zna języki, interesuje się psychologią. Ta wiedza pozwala mu stawić czoła walce z politycznymi adwersarzami, próbującymi wplątać go w absurdalną sieć sanacyjnego ustroju, z którego on sam zdoła wyplątać się za pomocą zdrowego rozsądku.
Przemiany bohaterów
Twardowski i Borowski przechodzą najróżniejsze przemiany, m.in. dzięki doświadczeniu miłości (cherchez la femme!). Pod wpływem kobiet obaj uczą się czułości oraz empatii. Wychodzą ze swojego indywidualizmu i zaczynają zwracać się ku ludziom, ku zbiorowości. Bohatera „Dziedzictwa” jeden z jego rozmówców porównuje z Anteuszem, trudnym do pokonania synem Posejdona, który odzyskał siły w zetknięciu z matką Ziemią. To chyba główne przesłanie Dmowskiego: jedynie kontakt z ojczyzną i jej tradycjami gwarantuje zdrowie i siłę.
Charakterystyczne, że na końcu Twardowski powraca na wieś. Kościół, chłopska chałupa i ziemiański dwór stanowią przestrzenie przeciwstawiane miejskiemu znieprawieniu. To przypomina znowu model powieści pozytywistycznej, opartej na kontrastach, dotyczących nie tylko przestrzeni, ale też pokoleń. Dzięki umiejętnemu tworzeniu kontrastów Dmowski nie tylko buduje specyficzny nastrój, ale też ukonkretnia swoją koncepcję polskości. Wśród jego bohaterów dostrzeżemy takich, którzy przypominają buntowników z innych znanych opowiadań i powieści dwudziestolecia międzywojennego. Ich autorzy również potrafili przemycić do swoich tekstów angażującą uwagę czytelników politykę, widzianą z perspektywy uczestniczących w niej jednostek. A jednak w przeciwieństwie do Doktora Caro czy Nikodema Dyzmy bohaterowie książek Dmowskiego nie przeszli do masowej wyobraźni za pośrednictwem filmów, spektakli teatralnych, przywołań w publicystyce i audycji radiowych. PRL-owscy dygnitarze woleli patrzeć przez palce na niekonsekwencje fabuły, porzucanie istotnych wątków i zbyt łatwo rozwiązujące się zagadki niż wiarygodnie opisać realia II RP. „Filmowość” prozy Dmowskiego pozostaje jednak nadal aktualna. Filmowe „kadrowanie” było cechą jego widzenia politycznej rzeczywistości w literaturze. Być może warto o tym przypomnieć.
Czytaj także
Afera, która wstrząsnęła Brandtowską polityką wschodnią
Pięćdziesiąt lat temu kanclerz RFN Willy Brandt podał się do dymisji. Powodem było zatrzymanie jego sekretarza Güntera Guillaume’a, który okazał się agentem Stasi.
Wojciech Osiński
Ustawa Zasadnicza RFN – wielkie osiągnięcie czy bubel prawny?
W tym roku Niemcy świętują 75-lecie Ustawy Zasadniczej RFN, której podpisanie zapoczątkowało tzw. cud gospodarczy. Czy ów dokument, z technicznego punktu widzenia całkiem udany, jest nadal „silnym fundamentem” systemu instytucjonalnego? Tako rzecze prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier. Wielu ekspertów mu jednak zaprzecza.
Komentarze (0)