Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Młodzież jako taran rewolucji

2023-01-13
Czas czytania 10 min

Utopijne programy inżynierii społecznej jako awangardę zmian wykorzystują najczęściej młodzież. Szczególnie podatni na uleganie ideologiom okazują się studenci. Zmieniają się sztandary, ale mechanizm pozostaje ten sam.

Są wydarzenia, które jak w soczewce skupiają w sobie szersze procesy społeczne. Przykładem tego jest wydarzenie, do którego doszło w 2020 roku na Uniwersytecie Śląskim, gdzie socjolog prof. Ewa Budzyńska prowadziła zajęcia pt. „Międzypokoleniowe więzi w rodzinach światowych”. Wykładowczyni akademicka z 28-letnim stażem pracy podała definicję rodziny jako komórki społecznej „złożonej z męża, żony, ojca, matki, dzieci, krewnych, powinowatych”. Powiedziała też, że dziecko w łonie matki jest człowiekiem. Te stwierdzenia spotkały się ze sprzeciwem grupy studentów, którzy wystosowali skargę do władz uczelni. Oskarżyli badaczkę o „promowanie poglądów anty-choice, poglądów homofobicznych, antysemityzmu, dyskryminacji wyznaniowej, informacji niezgodnych ze współczesną wiedzą naukową oraz poglądów radykalno-katolickich”.
Do stanowiska studentów przychylił się rzecznik dyscyplinarny uczelni prof. Wojciech Popiołek, który zapowiedział wyciągnięcie konsekwencji wobec prof. Budzyńskiej i ukaranie jej. W swym oświadczeniu napisał: „Wymierzenie obwinionej kary nagany będzie stanowiło adekwatną dla czynu obwinionej karę, a także będzie stanowiło wyraz prewencji ogólnej i prewencji szczególnej. W środowisku akademickim nie mogą mieć miejsce takie zachowania, jakie są przypisywane obwinionej”. Trudno odebrać ten komunikat inaczej niż jako sygnał wysłany do innych wykładowców, by nie ośmielali się prezentować podobnych poglądów, bo w przeciwnym wypadku spotka ich kara. Poddana presji prof. Budzyńska zdecydowała się odejść z uczelni.

Najbardziej młodzieżowa partia świata

Przyjrzyjmy się częściom składowym tego wydarzenia, ponieważ układają się one w pewien schemat. Oto studenci piszą doniesienie na profesora akademickiego za głoszone przez niego poglądy. Zarzucają mu wyrażanie sądów krzywdzących inne osoby, np. homoseksualistów, sami stając po stronie ofiar. Oskarżają wykładowcę o głoszenie nienaukowych poglądów, sami stawiając się po stronie nauki. To oni reprezentują wiedzę i postęp w odróżnieniu od niego, który jest nosicielem przestarzałego, nietolerancyjnego i godnego odrzucenia światopoglądu. Studenci nie podejmują z nim nawet dyskusji na argumenty, domagając się ukarania profesora, co kończy się jego odejściem z uczelni.

Dokładnie ten sam schemat powtarzał się wielokrotnie w XX wieku w różnych czasach i miejscach. Jest on ilustracją szerszego zjawiska, a mianowicie wykorzystywania młodzieży jako tarana rewolucji. Awangardą tego procesu byli przede wszystkim studenci, którzy zaczynali od denuncjowania swoich wykładowców i uniemożliwiania im wykładów.  

Nie mamy danych statystycznych, jaki odsetek młodzieży niemieckiej głosował na narodowych socjalistów podczas wyborów i referendów w latach 1932, 1933 i 1934, ponieważ nie prowadzono wtedy takich ankiet. Dysponujemy jednak danymi osobowymi z kartotek NSDAP, z których wynika, że w tym okresie średnia wieku członków ugrupowania Adolfa Hitlera wynosiła zaledwie 29 lat. Była to najprawdopodobniej najbardziej młoda wiekowo partia na świecie. 
W swej „Historii społecznej Trzeciej Rzeszy” Richard Grunberger pisze, że młodzież była dla nazizmu „grupą społeczną najbardziej poddającą się jego zamierzeniom”, a zarazem „potrafiącą zapłacić lojalnością aż do granic samopoświęcenia”. Pociągała ją „brunatna rewolucja”, która zapowiadała zbudowanie nowego świata. Młodzi byli awangardą postępu, którym Führer obiecał cywilizacyjny skok do przodu. Hitler nie chciał tworzyć społeczeństwa na wzór średniowiecza, lecz nowoczesne, sprawnie funkcjonujące, wysoko rozwinięte technologicznie państwo, którego znakiem rozpoznawczym były volkswageny, messerschmitty, autostrady czy turbiny Siemensa. W następnych latach entuzjazm młodzieży wobec nazizmu wcale nie osłabł. Dominował zachwyt przyspieszoną modernizacją, industrializacją i urbanizacją kraju.

Koryfeusze nauki i piewcy postępu 

Od samego początku NSADP cieszyła się szczególną sympatią wśród studentów. W 1931 r. narodowi socjaliści byli popierani przez 60 proc. niemieckich studentów, podczas gdy w skali całego społeczeństwa poparcie to wynosiło ok. 30 proc. To właśnie uniwersytety były pierwszymi arenami bojkotów i pogromów antysemickich, które później rozlały się na cały kraj. Często dochodziło na uczelniach do przypadków donoszenia przez studentów na swych profesorów, że głoszą poglądy nienaukowe i zasługujące na potępienie. Gdy następowały później czystki kadrowe, jako pierwsi tracili pracę właśnie wykładowcy denuncjowani przez swych słuchaczy.
Co charakterystyczne, młodzi delatorzy podkreślali, że występują w imieniu ofiar, a największą ofiarą był dla nich naród niemiecki, pokrzywdzony przez upokarzający traktat wersalski, niesprawiedliwe odszkodowania wojenne, utratę terytoriów, krwiożerczą plutokrację czy zakulisowe działania Żydów. Ich zdaniem ten ciężko doświadczany naród osłabiały jeszcze bardziej nienaukowe poglądy, opinie i idee podejrzanych wykładowców, które należało zwalczać.   
Młodociani donosiciele z pełnym przekonaniem utrzymywali, że stoją po stronie nauki. Uważali, że ich twierdzenia o wyższości rasy aryjskiej nie wynikały wcale z żadnych uprzedzeń, lecz udowodnionej niezbicie wiedzy. Oburzyliby się, gdyby im powiedziano, że rasizm to ideologia a nie nauka. Stał za nimi autorytet całej plejady słynnych profesorów z najbardziej prestiżowych uniwersytetów niemieckich, którzy twierdzili, że nauka o rasach oparta jest na biologii, genetyce, medycynie, antropologii i higienie. Kto twierdził inaczej, był obskurantem, odrzucającym współczesną wiedzę naukową.

Na marginesie dyskusji o eugenice, która utorowała drogę ludobójstwu w Trzeciej Rzeszy, współczesny historyk niemiecki Joachim Radkau pisze: „Czy jednak ideologiczne jądro nazizmu, fantom uszlachetniania rasy aryjskiej, nie było skrajnie nienaukowe, wręcz antynaukowe? Nie powinniśmy jednak wychodzić od tego, co dzisiaj rozumiemy przez naukę i naukowość. Eugenika, nauka o ulepszaniu ludzkiego genotypu, cieszyła się w latach dwudziestych wysokim uznaniem naukowym. I to nie tylko w Niemczech, ale w wielu krajach, i w żadnym wypadku jedynie wśród zwolenników skrajnej prawicy, ale po części nawet na lewicy politycznej. Ideologia nazistowska leżała najwyraźniej znacznie bardziej, niż chciano to przyznawać po 1945 roku, na linii tego, co uznawane było kiedyś za postęp naukowy.”  

Potwierdza to inny badacz nazizmu Rainer Zitelmann, który pisze: „Jednym z konstytutywnych elementów ideologii narodowosocjalistycznej był darwinizm społeczny, rozumiany jako konsekwentne przeniesienie wiedzy naukowej (biologicznej) na społeczeństwo.” Jego zdaniem myśl o stworzeniu doskonałej rasy ludzkiej, bazującej na nordyckim genotypie, miała wielu zwolenników wśród poważanych naukowców, moralistów, filantropów i społeczników: „Idee «hodowli« forsowane przez przedstawicieli higieny rasowej naznaczone były optymizmem wyrastającym z wiary w postęp. Według nich postęp ludzkiej filogenezy zależał od przyjęcia przez społeczeństwo zasady selekcji. Ich wyobrażenia o «zdrowiu narodu« zbiegały się z tendencjami w medycynie i psychiatrii, zarysowującymi się już na długo przed powstaniem Trzeciej Rzeszy”. 
Dla nazistowskich studentów były to poglądy tak oczywiste, że nie widzieli nawet potrzeby dyskutowania z wykładowcami, którzy prezentowali odmienne stanowisko. Zamiast debaty na argumenty żądali ukarania nieprawomyślnych profesorów. Co ciekawe, w przypadku eugeniki głównymi oponentami zwolenników higieny rasowej nie byli wcale lewicowi i liberalni humanitaryści, którzy także sytuowali się w „obozie postępu”, lecz zacofani zwolennicy etyki chrześcijańskiej, obstający przy świętości i nienaruszalności ludzkiego życia.  

W trosce o kobiety i zdrowie 

Poparcie dla narodowego socjalizmu wśród najmłodszych roczników wynikało również z szerzonego przez nazistów kultu młodości, tężyzny fizycznej i zdrowia. Państwo hitlerowskie było pierwszym na świecie, które zaczęło promować zdrową żywność i walczyć z nikotyną. To właśnie niemieccy badacze w latach trzydziestych jako pierwsi dowiedli szkodliwości tytoniu. To spowodowało rozpoczęcie wielkich społecznych kampanii antynikotynowych – zakazano palenia papierosów w wielu miejscach publicznych, ograniczono poważnie reklamę wyrobów tytoniowych, rozpoczęto kampanię uświadamiania ludzi o negatywnych skutkach nikotyny. Przykład dawał sam Adolf Hitler, który nie palił papierosów, nie pił alkoholu i był wegetarianinem.  
Szczególnym poparciem nazizm cieszył się też wśród niemieckich kobiet. Hermann Rauschning notował, że na wiecach NSDAP słuchaczki „wbijały w Hitlera nieprzytomny wzrok, jakby w religijnej ekstazie”. Na kronikach filmowych z tamtych lat utrwalono obrazy młodych dziewcząt wpadających na widok Führera w zbiorową histerię, co jako żywo przypomina sceny uchwycone przez kamery trzydzieści lat później, gdy nastolatki piszczały i mdlały na widok Beatlesów.

Nie było w tym nic dziwnego, ponieważ nazizm spowodował masową emancypację kobiet, wyrywając je z zaklętego kręgu „Kinder, Küche, Kirche” (dzieci, kuchnia, kościół) i dając im możliwość samorealizacji zawodowej oraz robienia nieosiągalnych dotąd karier zawodowych. Narodowosocjalistyczna Liga Kobiet (NS-Frauenschaft), Związek Niemieckich Dziewcząt (Bund Deutschen Mädel) czy wydział żeński Deutsche Arbeitsfront (DAF) były wręcz organizacjami feministycznymi. Prowadziły np. akcje przeciwko przesądom męskim w przemyśle, kampanie na rzecz równości płci czy działania przeciw tradycyjnej etyce seksualnej, dowartościowujące kobiety.  

Tak doszło do paradoksu, o którym pisał wspomniany już Richard Grunberger, że „reżim hitlerowski zdołał włączyć w działalność publiczną znacznie więcej kobiet, niż uczyniło to państwo weimarskie, które pierwsze dało im przecież prawa wyborcze”.  

Tym wszystkim zmianom towarzyszyło jednoczesne rugowanie Kościoła z przestrzeni publicznej, ograniczenie roli duchownych i działania sekularyzacyjne. Hitlerowcy zlikwidowali m.in. wszystkie szkoły wyznaniowe, z których większość była katolicka. Chodziło o to, by obywatele niemieccy od dziecka nie mieli możliwości zetknięcia się z przekazem alternatywnym wobec ideologii narodowosocjalistycznej. Sam Hitler nie miał zresztą wątpliwości, że nauka w końcu wyprze i zastąpi religię. 

Zwalczając przesądy i niesprawiedliwość

Ten sam schemat możemy zaobserwować w przypadku komunizmu, gdzie także taranem rewolucji stała się młodzież, zauroczona ideą postępu. Widać to było podczas instalowania tego ustroju w Polsce, zwłaszcza na uczelniach wyższych, gdzie skargi i donosy pisane przez studentów na przedwojennych wykładowców były sygnałem do nagonek i czystek kadrowych (nie mówiąc już o regularnym zakłócaniu przez studenckie bojówki zajęć takich naukowców, jak np. Kazimierz Ajdukiewicz, Henryk Elzenberg, Konrad Górski, Roman Ingarden, Władysław Konopczyński, Tadeusz Kotarbiński czy Maria i Stanisław Ossowscy). 
List otwarty napisany przez ośmiu studentów na czele z Henrykiem Hollandem, atakujący poglądy prof. Władysława Tatarkiewicza i domagający się zakazania mu wykładów, przyczynił się do usunięcia tego wybitnego nauczyciela z Uniwersytetu Warszawskiego. Na krakowskiej ASP z kolei sygnałem do ataku na kadrę profesorską stał się opublikowany na łamach tygodnika „Wieś” artykuł dwóch studentów tej uczelni, Konrada Nałęckiego i Andrzeja Wajdy pt. „Głos młodych plastyków”. Tekst napisany w duchu socrealistycznej ideologii Andrieja Żdanowa krytykował uczelnię i jej wykładowców, których nauki miały nie przystawać do wymogów budowy społeczeństwa socjalistycznego. Zaczęła się nagonka, zakończona usunięciem z akademii jej rektora Eugeniusza Eibischa oraz jego współpracowników.

We wszystkich przypadkach młodzi donosiciele występowali w imieniu uciśnionych ofiar, czyli uciemiężonej klasy robotniczej, gnębionej przez kapitalistów, wywodzących uzasadnienie dla swych niesłusznych idei m.in. z dorobku owych profesorów. Studenci oskarżali jednak wykładowców nie tylko o szerzenie poglądów niemoralnych i dyskryminujących innych, lecz także nienaukowych. W ich oczach prawdziwą naukę reprezentowały komunizm naukowy i materializm dialektyczny. Gdyby im ktoś powiedział, że marksizm to ideologia, a nie nauka, wyśmialiby go. Tego nauczano przecież na katedrach marksizmu-leninizmu na uniwersytetach we wszystkich państwach postępowych. To oni reprezentowali wiedzę w odróżnieniu od opóźnionych cywilizacyjnie profesorów, przywiązanych do swych przebrzmiałych, tradycyjnych i chrześcijańskich poglądów. Owi studenci, przekonani o prawdziwości swych teorii, nie uważali nawet za stosowne podejmować jakiejkolwiek dyskusji na argumenty z wykładowcami. Odmawiali im po prostu prawa do głoszenia na uczelni poglądów, które uważali za niezgodne z nauką i postępem.

Dzieci rewolucji kulturalnej 

Szczególnie drastyczny przebieg proklamowana przez komunistów „wojna pokoleń” miała w Chinach, gdzie młodzież akademicka stała się gwardią szturmową „rewolucji kulturalnej”. Mao Zedong nazywał studentów „małymi generałami”. Furia hunwejbinów obracała się przeciwko kadrom uniwersyteckim, które reprezentowały „cztery stare rzeczy do zniszczenia: stare myśli, starą kulturę, stare zwyczaje i stare nawyki”. Profesorów nie tylko wyrzucano z uczelni i publicznie poniżano, lecz nawet mordowano. Studenci wierzyli, że są nosicielami postępu, a ich wykładowcy nie mają nawet prawa głosu. Na ogłoszonej przez Mao liście „dziewięciu śmierdzących kategorii” znaleźli się także inteligenci, zaś bohaterem narodowym został student, który podczas egzaminu oddał czystą kartkę. 
Nieprzypadkowo ruchawka studencka na Zachodzie w 1968 r. prowadzona była pod hasłami 3M (Marks, Mao, Marcuse). Wtedy również studenci terroryzowali wykładowców. Czesław Miłosz wspominał, że w Berkeley ci profesorowie, którzy odważali się mówić o istnieniu prawdy obiektywnej, oskarżani byli o faszyzm. W Paryżu studenci nałożyli na głowę wybitnego filozofa Paula Ricoeura kosz na śmieci, pytając go, dlaczego to właściwie on jest profesorem, a nie oni. 
We wszystkich przywołanych przypadkach – niezależnie, czy od tego, czy walka prowadzona jest pod sztandarami brunatnymi, czerwonymi czy tęczowymi – mechanizm jest ten sam. Studenci jako przedstawiciele świata przyszłości oraz nosiciele wyższych wartości występują przeciw reakcyjnym, zacofanym i niebezpiecznym profesorom. Są awangardą wojny kulturowej, która ma zmienić oblicze naszej cywilizacji. Nie ma żadnej racjonalnej dyskusji na argumenty, nie ma nawet chęci podjęcia rozmowy. Jest za obrzucanie obelgami i epitetami. 
Następny etap to już pochwała „akcji bezpośredniej”. W tej dziedzinie Antifa mogłaby się wiele nauczyć od Hitlerjugend i Komsomołu.   

 

 

Komentarze (0)

Czytaj także

Konserwatywne i chrześcijańskie źródła nowożytnej myśli ekologicznej

Kiedy w II wieku po Chrystusie św. Justyn Filozof dyskutował z mędrcami pogańskimi, słyszał od nich: pokaż mi swoje pisma, a my powiemy ci, kim jesteś.

Grzegorz Górny

8 min

Organizacje pozarządowe a wojna hybrydowa

Dziś większość komentatorów politycznych w Polsce żyje XX-wiecznymi wyobrażeniami wojen, które sprowadzać się mają jedynie do konfliktów zbrojnych, takich jak ten toczony obecnie za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie.

Grzegorz Górny

10 min

Ideologowie i rewolucjoniści, czyli świeccy zbawiciele świata

Według klasycznej definicji Arystotelesa, polityka to rozumna troska o dobro wspólne. Pojawia się jednak pytanie, jak rozumiemy części składowe tej definicji: rozum, troskę, wspólnotę, a zwłaszcza dobro. Odpowiedzi na te pytania nie da nam polityka, ponieważ pochodzą one ze sfery przedpolitycznej: filozoficznej, moralnej, a przede wszystkim religijnej. Widać to szczególnie wyraźnie w czasach nowożytnych, gdy zsekularyzowane społeczeństwa odrzucają wiarę w Boga. Znajduje to swe odbicie również w polityce. 

Grzegorz Górny

10 min