Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Literacki Nobel: między literaturą a polityką

    2022-12-09
    Czas czytania 10 min

    Od lat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury wywołują sporo kontrowersji. Wielu krytyków przyznaje, że właściwie mówią one więcej o sympatiach ideowych i politycznych jurorów niż o rzeczywistej klasie pisarskiej laureatów. Z jednej strony najbardziej prestiżowego wyróżnienia literackiego na świecie nie otrzymali tacy mistrzowie pióra, jak np. Henryk Ibsen, Joseph Conrad, Rainer Maria Rilke, James Joyce, Jorge Luis Borges, Graham Greene czy Zbigniew Herbert, z drugiej zaś uhonorowano nim osoby, których nazwiska nic nie mówią dziś nawet bibliofilom, np. Rudolf Eucken, Paul van Heyse, Björnstjerne Björnson, Carl Spitteler czy Erik Karfeldt. 

    Bastion konserwatyzmu 

    Już pierwszy werdykt Akademii Szwedzkiej uznano za kontrowersyjny. Kiedy w 1901 r. Nagrodę Nobla otrzymał francuski poeta Rene Sully Proudhomme, ponad 40 szwedzkich pisarzy i krytyków literackich wysłało do Lwa Tołstoja list przepraszający za decyzję komitetu noblowskiego. Autor Wojny i pokoju uniósł się honorem i w odpowiedzi napisał: „Ucieszyła mnie wiadomość, że nie zostałem wyróżniony Nagrodą Nobla. Sprawiłaby mi ona wielki problem, ponieważ nie wiedziałbym, co zrobić z wygraną. Jestem pewien, że te pieniądze mogą przynieść tylko zło". Jurorzy zapamiętali jego odpowiedź i chociaż Tołstoj, uznawany powszechnie za najwybitniejszego wówczas pisarza na świecie, żył jeszcze 10 lat, to Nobla nie dostał. 

    Był ku temu jeszcze jeden dodatkowy powód. Żaden z członków Akademii Szwedzkiej nie negował bynajmniej wielkości pisarskiej Lwa z Jasnej Polany, jednak raziły ich mocno jego anarchistyczne poglądy. Warto też dodać, że w tym samym 1901 r., kiedy rozstrzygały się losy pierwszej w historii nagrody, Tołstoj został ekskomunikowany za głoszenie herezji przez synod rosyjskiej Cerkwi prawosławnej.

    W tamtych czasach komitet noblowski zdominowany był przez akademików o zdecydowanie konserwatywnym światopoglądzie. Ich głównym wyrazicielem okazał się pełniący do roku 1912 funkcję sekretarza Akademii, Carl David af Wirsen. Jak pisze jeden z historyków Nagrody Nobla: „Wirsen uważał się za krzyżowca walczącego w imię sprawiedliwości, prawdy i dobrego smaku z dekadenckimi tendencjami swojej epoki”. To z tego powodu na wyróżnienie nie mogli liczyć uważani przez niego za dekadentów: Henryk Ibsen czy August Strindberg. Temu ostatniemu pamiętliwi jurorzy wypominali też napisany jeszcze w 1883 r. wiersz krytykujący Alfreda Nobla na wynalazek dynamitu.

    Nic więc dziwnego, że w pierwszym okresie Akademia Szwedzka często nagradzała pisarzy, którzy w swej twórczości opowiadali się po stronie tradycyjnych wartości świata zachodniego. Wyróżniano przy tym często osobistości o bardzo wyrazistych poglądach ideowych, np. Rudyarda Kiplinga (1907) – gorącego zwolennika brytyjskiego imperializmu i kolonializmu czy Vernera von Heidenstama (1916)  – autora m.in. broszur potępiających szwedzką socjaldemokrację, dzięki którym zyskał na lewicy przydomek „poety junkrów”.

    Konserwatyzm akademików szwedzkich miał jednak swoiste zabarwienie. Świadczyło o tym np. uhonorowanie w 1906 r. włoskiego poety Giosuè Carducciego. Nagroda wywołała wiele polemik, ponieważ twórca znany był głównie jako autor satanistycznego hymnu Do Szatana z 1863 r. Miał też na swym koncie antyklerykalne Polemiki szatańskie oraz wiele innych utworów atakujących Kościół. O jego jakobińskich poglądach wiele mówił żarliwy wiersz ku czci dwóch zamachowców, którzy w roku 1867 podłożyli bombę w rzymskich koszarach, zabijając 23 żołnierzy papieskich oraz czterech przypadkowych przechodniów (w tym małe dziecko), za co skazani zostali na karę śmierci. W swym utworze Carducci bolał nad tragicznym losem straconych morderców, nie okazując ni krztyny współczucia ofiarom zamachu. 

    Z czasem porzucił jednak rewolucyjne poglądy i stał się laickim konserwatystą. Gdy został wyróżniony Nagrodą Nobla, zdominowana przez protestantów Akademia Szwedzka poczuła się w obowiązku, by wyjaśnić, iż pogańskie motywy w twórczości włoskiego poety nie oznaczały wcale odrzucenia chrześcijaństwa, a jedynie krytykę błędnej polityki Kościoła katolickiego.

    W roku 1924, mając wybór między lewicowym Stefanem Żeromskim a prawicowym Władysławem Reymontem, jurorzy zdecydowali się uhonorować autora Chłopów a nie Przedwiośnia. Fascynował ich szczególnie ludowy nurt literatury, głoszący przywiązanie do rodzinnej ziemi, stąd nagroda nie tylko dla Reymonta, lecz również Knuta Hamsuna (1920) czy Grazii Deleddy (1926).

    Nierzadko na werdykt jury miały również wpływ wydarzenia polityczne. W 1917 r., podczas trwania I wojny światowej, neutralnej Szwecji zależało na zademonstrowaniu przyjacielskich stosunków z Danią. Członkowie Akademii Szwedzkiej przyznali więc Nobla aż dwóm pisarzom duńskim: Karlowi Gjellerupowi i Henrikowi Pontopiddanowi. Kiedy z kolei w 1939 r. Związek Sowiecki napadł na sąsiednią Finlandię, jurorzy solidaryzując się z napadniętymi Skandynawami uhonorowali nagrodą fińskiego twórcę Fransa Sillanapää. 

    Przyczółek socjalizmu

    Z czasem jednak w komitecie noblowskim zaczęli przeważać zwolennicy światopoglądu lewicowego. Była to logiczna konsekwencja zdominowania tamtejszego życia publicznego i umysłowego przez Szwedzką Socjaldemokratyczną Partię Robotniczą, która w ciągu ostatniego stulecia (od 1921 do 2021 roku) sprawowała rządy w kraju aż przez 77 lat. Wystarczyło kilka pokoleń politycznego monopolu lewicy, by wszystkie instytucje państowowe ukształtowane zostały w duchu socjalizmu.

    W 1944 r., kiedy ludobójstwo Żydów w Europie osiągnęło swoje apogeum, komitet noblowski przyznał nagrodę duńskiemu pisarzowi Johannesowi Vilhelmowi Jensenowi – piewcy rasowej wyższości narodów nordyckich. Twórca otrzymał Nobla za swe opus magnum, czyli pisany przez 14 lat sześciotomowy cykl powieściowy pt. Długa podróż. Jest to wielki fresk historyczny, który opowiada o triumfalnym pochodzie rasy nordyckiej przez dzieje – od epoki lodowcowej do czasów nowożytnych. Jensen twierdził w nim, że wszystkie wielkie odkrycia i wynalazki ludzkości były dziełem tej właśnie rasy. W tomie Christofer Columbus autor utrzymywał np., że Kolumb nie był Włochem, lecz czystym Nordykiem. 

    Trzeba pamiętać, że były to czasy, gdy w Szwecji prowadzono aktywną politykę eugeniczną, przymusowo sterylizując „niepełnowartościowe jednostki”. Zapoczątkował ją rząd socjaldemokratyczny, tworząc w 1922 r. w Uppsali pierwszy na świecie Instytut Higieny Rasowej, powołany do życia przez wieloletniego przywódcę socjaldemokracji i laureata pokojowej Nagrody Nobla z 1921 r., ówczesnego premiera Hjalmara Brantinga. Przywódcą ruchu antysemickiego w Szwecji był wówczas późniejszy socjaldemokratyczny minister oświaty i wyznań Arthur Engberg, który w 1921 r. w lewicowym czasopiśmie Arbetet pisał: „Poprzez swoje zdobywanie świata dopełniło żydostwo światową politykę rasową. Jest to powodem ich bezlitosnej ekspansji. W naturze judaizmu leży wgryźć się, uspokoić od środka, a potem bezlitośnie spalić. Judaizm był i jest jemiołą indoaryjskich ludów”.

    Ówczesne osiągnięcia szwedzkich socjalistów inspirowały ich ideologicznych pobratymców, czyli narodowych socjalistów w Niemczech. Przykładem może być przymusowa polityka eugeniczna. W latach 1922-1975 w Szwecji z powodów rasowo-biologicznych wykastrowano ponad 63 tys. osób, przede wszystkim dzieci. W przeliczeniu na liczbę mieszkańców jest to najwyższy odsetek tego typu zabiegów na świecie – nawet w Trzeciej Rzeszy dokonano proporcjonalnie mniej przymusowych sterylizacji.

    Rozsadnik nowej lewicy

    Z czasem szwedzka socjaldemokracja zmieniała się, przyjmując coraz więcej postulatów nowej lewicy, a wraz z nią zmieniał swe oblicze komitet noblowski. W rezultacie od lat kolejne werdykty tego gremium coraz częściej interpretowane są w kluczu ideowym i politycznym, a nie w kategoriach czysto literackich, np. Nobla dla Nadine Gordimer (1991) odebrano jako wyraz sprzeciwu wobec apartheidu w RPA, zaś laur dla Toni Morrsison (1993) jako ukłon w stronę czarnoskórych feministek w USA. Z drugiej strony od niemal pół wieku trudno znaleźć wśród lauraetów kogoś, kto otwarcie przyznawałby się do wiary w Boga, a religia stanowiłaby dla niego inspirację do twórczości.  

    W 1997 r. Nagrodę Nobla otrzymał włoski facecjonista Dario Fo, który pozostał piewcą komunizmu nawet po upadku tego systemu i ujawnieniu jego zbrodni. Co ciekawe, w czasie II wojny światowej Fo walczył do samego końca w oddziałach najbardziej fanatycznych faszystów jako ochotniczy skoczek spadochronowy w Republice Salo Mussoliniego. Gustaw Herling-Grudziński na wieść o tym werdykcie powiedział: „Decyzja Akademii ośmiesza tę instytucję, ale pośrednio także poprzednich laureatów”.

    Rok później uhonorowany został inny lewicowy twórca – Portugalczyk Jose Saramago, o którym dziennik L’Osservatore Romano pisał, że „z ideologicznego punktu widzenia pozostaje nieuleczalnym komunistą”. Pisarz zasłynął m.in. ze swych antyizraelskich wypowiedzi, po których czytelnicy w tym kraju masowo zaczęli zwracać jego książki, a księgarze usuwać je z witryn.

    W 2004 r. nagrodę otrzymała austriacka pisarka Elfriede Jelinek, która nawet w swej ojczyźnie kojarzona była raczej jako marksistowska feministka i obyczajowa skandalistka niż jako literacki geniusz. Na znak protestu z komitetu noblowskiego wycofał się wówczas prof. Knut Ahnlund, który nazwał decyzję jurorów „antynoblem”, kompromitującym nagrodę oraz wywołującym sceptycyzm zarówno wobec minionych, jak i przyszłych werdyktów Akademii Szwedzkiej. Ahnlund, który wiele razy uczestniczył w obradach noblowskiego gremium i miał okazję poznać mechanizm jego funkcjonowania, oświadczył, że wybór Jelinek miał charakter polityczny i nie miał nic wspólnego z literaturą.  

    To tłumaczy, dlaczego w ostatnich latach tak często nagradzani są autorzy drugorzędni. Nawet jeśli zdarza się uhonorowanie pisarza dużego formatu, to i tak okazuje się on albo przedstawicielem obozu lewicy, jak np. Gűnter Grass (1999) czy J.M. Coetzee (2003), albo reprezentantem środowiska liberalnego, jak np. Orhan Pamuk (2006) czy Mario Vargas Llosa (2010). Trudno dziś natomiast liczyć na wyróżnienie dla pisarza o poglądach innych niż postępowi akademicy szwedzcy. 

    Pięć polskich Nagród Nobla

    Opisaną wyżej metamorfozę można prześledzić na przykładzie polskich laureatów Nagrody Nobla. W roku 1905 członkowie Akademii Szwedzkiej uhonorowali Henryka Sienkiewicza za „wybitne osiągnięcia literackie w dziedzinie eposu”, a zwłaszcza powieści historycznej. Ogromną popularność na świecie zdobyło wówczas Quo vadis? – dzieło poświęcone prześladowaniom chrześcijan w Rzymie za czasów Nerona. Nawet papież Leon XIII pochwalił publicznie utwór, dostrzegając jego potencjał ewangelizacyjny. W momencie śmierci pisarza w 1916 roku powieść doczekała się dwóch ekranizacji kinowych, a w samych tylko Stanach Zjednoczonych sprzedała się w nakładzie półtora miliona egzemplarzy.

    W roku 1924 roku Komitet Noblowski przyznał nagrodę Władysławowi St. Reymontowi. Uznanie jurorów zdobył zwłaszcza jego wielki fresk epicki Chłopi. Powieść cieszyła się popularnością w Europie. Reprezentowała konserwatywny nurt literatury, głoszący przywiązanie do rodzinnej ziemi i głęboko zakorzeniony w chrześcijaństwie. Pisarz znany był także jako obrońca prześladowanego Kościoła greckokatolickiego w Rosji. Jego debiutem prozatorskim był zresztą reportaż literacki Pielgrzymka do Jasnej Góry, będący apoteozą polskiego katolicyzmu ludowego.

    W roku 1980 Nagrodę Nobla otrzymał Czesław Miłosz. Na liście wszystkich dotychczasowych laureatów był on chyba ostatnim twórcą, który kwestie religijne traktował z pełną powagą jako sprawę życia i śmierci. Choć często wadził się z Bogiem, błąkając się niekiedy gdzieś na pograniczach heterodoksji i gnozy (jak w Ziemi Ulro czy Pieśni o Perle), to jednak chrześcijaństwo stanowiło dla niego podstawowy punkt odniesienia. Pozostawił po sobie wiele wybitnych wierszy religijnych i metafizycznych, jak np. Veni Creator czy Oeconomia divina. W wydanym pod koniec życia Traktacie teologicznym pisał: „Dlaczego teologia? Bo pierwsze ma być pierwsze”.

    W 1996 roku nagrodzona została Wisława Szymborska. Kiedy w 2016 roku ks. Jan Sochoń redagował antologię modlitw ułożonych przez polskich poetów, odkrył, że krakowska noblistka należała do grona nielicznych twórców, w których dorobku nie było żadnych wierszy religijnych. Zdeklarowana ateistka nie była jednak wrogiem religii. Pozostawała raczej głucha na tę problematykę, choć znała literaturę biblijną, o czym świadczył jej wykład noblowski, w którym przywoływała Księgę Koheleta. Pasowało do niej spostrzeżenie Lwa Tołstoja, który zauważał, iż są ludzie, którzy nie mają po prostu „organu wiary”.

    W 2019 roku ze Sztokholmu nadeszła wiadomość o wyróżnieniu dla Olgi Tokarczuk. Ona również, podobnie jak Szymborska, deklarowała się jako oosba niewierząca, choć był już to inny rodzaj niewiary. Celnie scharakteryzował go poeta i krytyk literacki ks. Jerzy Szymik, pisząc: „Olga Tokarczuk to wielki literacki talent: warsztat, wyobraźnia, inteligencja, celność i świeżość frazy. A jednak jest w tych książkach coś, co każe mi – chrześcijaninowi, księdzu katolickiemu, teologowi – napisać: nie ma zgody. Na co? Na powrót do pogaństwa. Na cofnięcie się do czasów przed-Chrystusowych, na wymazanie 1053 lat ochrzczonego życia mojej ojczyzny. A twórczość Tokarczuk to w warstwie ideowej apoteoza neopogaństwa – fascynacja mitami, astrologią, ezoteryką, zdolnościami parapsychologicznymi, wizją politeistyczną, przedchrześcijańską właśnie, poddaną rytmom księżyca i krwi, magii, wizją «naturalnie« pogańską”.

    Zarysowana wyżej sekwencja – od Sienkiewicza do Tokarczuk, od apoteozy chrześcijaństwa do apoteozy pogaństwa – najwymowniej chyba ilustruje zjawisko politycznej transformacji szwedzkich elit. Różnica między czasami minionymi a obecnymi polega jednak na tym, że niegdyś konserwatywni jurorzy potrafili wznieść się ponad swe ideowe sympatie i docenić literacką wielkość lewicowych twórców, z którymi niekoniecznie się zgadzali, np. Romaina Rollanda, George’a Bernarda Shawa czy Sinclaira Lewisa. Po dzisiejszych jurorach, bezkrytycznie zapatrzonych w lewicowe idee, takich „wyskoków” trudno oczekiwać.

    Komentarze (0)

    Czytaj także

    Organizacje pozarządowe a wojna hybrydowa

    Dziś większość komentatorów politycznych w Polsce żyje XX-wiecznymi wyobrażeniami wojen, które sprowadzać się mają jedynie do konfliktów zbrojnych, takich jak ten toczony obecnie za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie.

    Grzegorz Górny

    10 min

    Ideologowie i rewolucjoniści, czyli świeccy zbawiciele świata

    Według klasycznej definicji Arystotelesa, polityka to rozumna troska o dobro wspólne. Pojawia się jednak pytanie, jak rozumiemy części składowe tej definicji: rozum, troskę, wspólnotę, a zwłaszcza dobro. Odpowiedzi na te pytania nie da nam polityka, ponieważ pochodzą one ze sfery przedpolitycznej: filozoficznej, moralnej, a przede wszystkim religijnej. Widać to szczególnie wyraźnie w czasach nowożytnych, gdy zsekularyzowane społeczeństwa odrzucają wiarę w Boga. Znajduje to swe odbicie również w polityce. 

    Grzegorz Górny

    10 min

    Deliberatio.eu: Grzegorz Górny - XIII Kongres Polska Wielki Projekt

    Prezes Fundacji Polska Wielki Projekt mówi o haśle tegorocznego Kongresu Polska Wielki Projekt - Suwerenności oraz o polskiej marce za granicą.

    Grzegorz Górny

    5 min