W 2017 roku odwiedziłem w Kijowie arcybiskupa większego Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego Światosława Szewczuka. Zanim został on zwierzchnikiem ukraińskich grekokatolików był biskupem pomocniczym w Buenos Aires w czasie, gdy ordynariuszem tamtejszej archidiecezji pozostawał tam kardynał Jorge Mario Bergoglio. Obaj hierarchowie znali się więc dość dobrze, ponieważ współpracowali ze sobą parę lat. Nasza rozmowa w Kijowie odbyła się niedługo po ogłoszeniu wspólnej deklaracji Franciszka i patriarchy Moskwy i Wszechrusi Cyryla, podpisanej przez nich w lutym 2016 roku w Hawanie.
We wspomnianym dokumencie znalazł się następujący punkt:
Ubolewamy z powodu konfliktu na Ukrainie, który spowodował już wiele ofiar, zadał niezliczone rany pokojowym mieszkańcom i pogrążył społeczeństwo w poważnym kryzysie gospodarczym i humanitarnym. Wzywamy wszystkie strony konfliktu do rozwagi, solidarności społecznej i działań na rzecz budowania pokoju. Wzywamy nasze Kościoły na Ukrainie do pracy nad doprowadzeniem do zgody społecznej, do powstrzymywania się od udziału w starciach oraz niewspierania dalszego rozwoju konfliktu.
„Dobry” papież, „zła” dyplomacja watykańska
Wspólna deklaracja Franciszka i Cyryla wywołała w dorzeczu Dniepru i Dniestru powszechne oburzenie. Ukraińców obruszył zwłaszcza fakt, że w dokumencie militarna agresja Rosji nazwana została enigmatycznie „konfliktem” a nie zbrojną napaścią na sąsiedni kraj. Te głosy dotarły także do Watykanu, dlatego wkrótce potem Franciszek, aby zatrzeć złe wrażenie wywołane owym dokumentem, zarządził w całym Kościele zbiórkę na rzecz pomocy humanitarnej dla Ukrainy.
Korzystając z okazji, zapytałem jednak arcybiskupa Szewczuka o rzeczywisty stosunek Stolicy Apostolskiej do wojny rosyjsko-ukraińskiej. Odpowiedział mi wówczas:
Chciałbym dokonać pewnego rozróżnienia dwóch rzeczywistości. Pierwsza z nich to papież Franciszek i osobiste kontakty z nim, druga zaś to kuria rzymska, Sekretariat Stanu oraz dyplomacja watykańska, której stanowisko – według nas – jest nie dość jasne i zdecydowane. Ojciec Święty wielokrotnie wzywał do modlitwy i wyrażał poparcie dla naszej Cerkwi oraz dla naszego narodu, natomiast język dyplomatyczny Stolicy Apostolskiej pozostawał bardzo ogólnikowy, kładący nacisk na ogólne zasady, lecz nie wchodzący w szczegóły sytuacji, w jakiej znajduje się teraz Ukraina. Brakuje zwłaszcza jednoznacznego osądu agresji, jakiej doświadcza nasz kraj ze strony Rosji. Ze smutkiem obserwowaliśmy nawet, że język dyplomacji watykańskiej ulega wpływom rosyjskiej propagandy. Jest to dziwne zwłaszcza w kontekście niedawnych ataków medialnych Patriarchatu Moskiewskiego na Stolicę Apostolską.
Gdy zapytałem o wspomniane ataki, arcybiskup Szewczuk odpowiedział, że chodzi o dwukrotne wypowiedzi patriarchy Cyryla, który dziękował publicznie Watykanowi, że stanowisko papiestwa wobec konfliktu na Ukrainie jest bliższe rosyjskim prawosławnym niż ukraińskim katolikom. Ta prowokacja – zdaniem mojego rozmówcy – miała na celu podważenie zaufania do Stolicy Apostolskiej zarówno grekokatolików, jak i rzymskich katolików na Ukrainie. Według niego było to „sianie zamętu wewnątrz wspólnoty katolickiej”. Arcybiskup Szewczuk musiał jednak przyznać, że podziękowania Cyryla nie opierały się na czystej konfabulacji, ale miały punkt zaczepienia w polityce prowadzonej przez Sekretariat Stanu. Dlatego swoją wypowiedź na ten temat ukraiński hierarcha zakończył następującym stwierdzeniem:
Uważamy, że dyplomacja watykańska powinna być elementem głoszenia Ewangelii, narzędziem ewangelizacji. Bóg jest zawsze po stronie tych, którzy są niesprawiedliwie atakowani i krzywdzeni. Jest po stronie ofiar. Przecież Chrystus sam dobrowolnie stał się ofiarą. Jeśli więc naród ukraiński jest ofiarą agresji, to wierzymy, że Bóg jest z nami – i z nami powinna być też dyplomacja watykańska.
„Wszyscy jesteśmy winni”?
Tego rodzaju narracja, przeciwstawiająca „dobrego papieża” „złemu Sekretariatowi Stanu”, który wprowadza w błąd Franciszka, żywa była wśród ukraińskich chrześcijan do czasu rozpoczęcia pełnoskalowej agresji Rosji na Ukrainę 24 lutego 2022 roku. Później doszło do radykalnej zmiany w odbiorze polityki Watykanu wobec konfliktu rosyjsko-ukraińskiego.
Nowa faza wojny rozpoczęta przez Putina spotkała się z całkowitym poparciem Patriarchatu Moskiewskiego. Cyryl i pozostali rosyjscy hierarchowie zagrzewali żołnierzy armii agresora do boju, odwołując się przy tym do retoryki świętej wojny. Ta postawa spotkała się szybko ze zdecydowaną reakcją dwóch dostojników katolickich w Europie Środkowej: przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski arcybiskupa Stanisława Gądeckiego oraz prymasa Czech kardynała Dominika Duki. Obaj napisali utrzymane w bardzo ostrym tonie listy do Cyryla, potępiając zbrodnie dokonywane przez Rosjan na Ukrainie oraz wzywając patriarchę, by użył swego autorytetu dla zażegnania agresji.
Z tak jednoznacznym stanowiskiem hierarchów naszego regionu wyraźnie kontrastowało zachowanie Franciszka. Co prawda potępiał on przemoc, współczuł ofiarom i nawoływał do pokoju, jednak nie mówił, kto jest ofiarą, a kto agresorem. Nie wskazywał nawet kryteriów, na podstawie których można byłoby dokonać takiego rozróżnienia. W swych apelach, aby odłożono broń i szukano porozumienia, traktował obie strony symetrycznie. Przez pierwsze miesiące, mówiąc o wojnie, nie wymienił nawet słowa „Rosja”. Wielu wiernych na Ukrainie było rozgoryczonych postawą Franciszka, który sprowadzał obie strony konfliktu do tego samego poziomu odpowiedzialności. Szczególne wzburzenie wywołał jego wpis na Twitterze komentujący odkrycie masowych grobów, w których pochowani zostali ukraińscy cywile – ofiary rosyjskich mordów pod Kijowem. Napisał on wówczas: „Wszyscy jesteśmy winni!”. Te słowa wywołały powszechne oburzenie nie tylko na Ukrainie, lecz także poza granicami tego kraju.
Krytycy argumentowali, iż przyjęcie stanowiska Franciszka sprawiłoby, że Ukraińcy nie mogliby mówić, iż toczą wojnę sprawiedliwą, broniąc swej ojczyzny przed agresorem. Prowadzona przez nich obrona byłaby czynem moralnie złym – tak samo jak złem jest masakrowanie bezbronnej ludności cywilnej. To jednak oznaczałoby de facto moralne zrównanie sprawców z ofiarami. Odrzucenie przez Franciszka koncepcji wojny sprawiedliwej – zdaniem wielu komentatorów – czyniło go intelektualnie i moralnie bezradnym wobec bestialstwa, które domagało się osądu.
W sumie postawa Franciszka nie powinna jednak dziwić tych, którzy znali jego poglądy. W swej encyklice Fratelli tutti, ogłoszonej w październiku 2020 roku, napisał wprost, że „bardzo trudno jest dziś utrzymać racjonalne kryteria, które wypracowano w poprzednich wiekach, by mówić o możliwości «wojny sprawiedliwej«.” Co prawda Katechizm Kościoła Katolickiego twierdzi coś przeciwnego, dopuszczając możliwość zastosowania takiej kategorii do współczesnych konfliktów zbrojnych. W artykule 2265 czytamy:
Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności.
Tak więc elementarne poczucie sprawiedliwości wielu katolików na Ukrainie zaczęło coraz dramatyczniej rozjeżdżać się z poglądami ich arcypasterza, który – ich zdaniem – zawieszał moralne wartościowanie w sytuacji, gdy było ono szczególnie potrzebne.
„Ujadanie NATO pod drzwiami Rosji”?
Z czasem niezadowolenie postawą Franciszka zaczęli wyrażać nie tylko komentatorzy, zwłaszcza w mediach społecznościowych, lecz także władze Ukrainy. Szczególnie ujawniło się to latem 2022 roku po zamachu bombowym w Moskwie, podczas którego zginęła Daria Dugin – córka Aleksandra Dugina, głównego ideologa eurazjatyzmu i czołowego przedstawiciela „partii wojny” w Rosji. Komentując to wydarzenie Franciszek 24 sierpnia, a więc w święto niepodległości Ukrainy (co nadało poniższym słowom dodatkowego znaczenia) powiedział:
Myślę o tej biednej dziewczynie, wysadzonej w powietrze z powodu bomby pod siedzeniem samochodu w Moskwie. Niewinni płacą za wojnę, niewinni.
Te zdania znów spotkały się na Ukrainie z powszechną krytyką. Wskazywano, że „biedna dziewczyna”, uznana za niewinną ofiarę, miała 29 lat i była propagandystką reżimu Putina, nawołującą do zabijania Ukraińców. Tuż przed zamachem apelowała do władz rosyjskich o bardziej zdecydowaną aktywność wojenną na Ukrainie. Chociaż okupacyjna armia od pół roku dopuszczała się tam zbrodni, dla Darii Dugin te działania były jednak stanowczo niewystarczające.
Znacznie ważniejszy okazał się wszakże inny aspekt wypowiedzi Franciszka. Nazwanie Darii Dugin ofiarą wojny – w momencie, gdy nie wiadomo było, czy padła ona ofiarą prowokacji służb specjalnych, czy może wewnętrznych porachunków w obozie władzy – oznaczało de facto oskarżenie Ukraińców o zabicie rosyjskiej propagandystki. Innymi słowy, pociągało to za sobą uznanie Ukrainy za państwo terrorystyczne, mordujące cywilów w zamachach na terytorium wroga.
Słowa Franciszka padły w momencie, gdy władze w Kijowie stanowczo zaprzeczały, by miały cokolwiek wspólnego z zabójstwem 29-latki. Dlatego rząd w Kijowie doszedł do wniosku, iż zwierzchnik Kościoła katolickiego, uznając Darię Dugin za niewinną ofiarę wojny, przyjął kremlowską narrację i postawił Ukrainę w stan oskarżenia jako państwo terrorystyczne. Reakcja była natychmiastowa: do ministerstwa spraw zagranicznych wezwany został w trybie pilnym nuncjusz apostolski arcybiskup Visvaldas Kulbokas, któremu oświadczono, że władze Ukrainy czują się głęboko rozczarowane słowami Franciszka, zrównującego agresora z ofiarą. Nuncjuszowi zwrócono też uwagę, że od początku pełnoskalowej agresji z rąk rosyjskich żołnierzy zginęło aż 376 ukraińskich dzieci, jednak żadnemu z nich Franciszek nie poświęcił osobnej uwagi.
Listę wypowiedzi i gestów, którymi Franciszek zraził do siebie Ukraińców, można ciągnąć jeszcze długo, np. majowy wywiad dla „Corriere della Sera”, gdy stwierdził, że być może „ujadanie NATO pod drzwiami Rosji” skłoniło Putina do rozpętania wojny. Kiedy znów spadła na niego kolejna fala krytyki, wówczas podczas spotkania z przedstawicielami mediów jezuickich z całego świata, wyjaśnił, iż kilka miesięcy przed wybuchem wojny spotkał się z „przywódcą państwa – mądrym człowiekiem”, który „zaniepokojony sposobem działania NATO” tak właśnie przedstawił mu sytuację.
To wszystko spowodowało, że Franciszka zaczęli krytykować na Ukrainie nawet katoliccy publicyści w chrześcijańskich mediach. Przykładem może być Ołeksij Pohorełow, który na swym kanale NEBO ON na YouTubie stwierdził, że dla papieża większym problemem niż putinowska Rosja, atakująca sąsiedni kraj i mordująca jego obywateli, a także niż komunistyczne Chiny, prześladujące chrześcijan, są dziś katoliccy tradycjonaliści, których zwalcza jak swego największego wroga.
Pohorełow przyznał co prawda, że Franciszek zarządził zorganizowanie akcji humanitarnej na rzecz zaatakowanego kraju, jednak – jego zdaniem – dobro, które uczynił w ten sposób dla Ukrainy, nie jest w stanie zrównoważyć zła, które jej wyrządził. Dlaczego? Ponieważ działalnością dobroczynną zajmują się także inne organizacje, zaś podstawową misją Kościoła nie jest filantropia, lecz dawanie świadectwa prawdzie. Zaś w tej sprawie Franciszek, według ukraińskiego komentatora, nie staje on po stronie prawdy.
Arcybiskup Szewczuk i list Franciszka
Wspomniane wyżej wystąpienia Franciszka sprawiły, że jego autorytet na Ukrainie spadł do dramatycznie niskiego poziomu. Zapewne nie zdawał on sobie sprawy, jak negatywne wrażenie wywoływały jego słowa wśród mieszkańców zaatakowanego kraju. Świadomość tego dotarła w końcu do Watykanu, bo w pewnym momencie Franciszek zmienił ton swoich wypowiedzi. Zaczął publicznie zaprzeczać, iż nie popiera Putina, uważa Rosję za agresora oraz staje po stronie ukraińskich ofiar. Jak do tego doszło? Wiele światła na tę metamorfozę rzuca wywiad, którego portalowi nv.ua udzielił na początku stycznia 2023 roku cytowany przeze mnie wcześniej arcybiskup Swiatosław Szewczuk. Powiedział on m.in.:
W stosunkach ukraińsko-watykańskich rok 2022 nazwałbym rokiem wielkich nieporozumień. Miałem wrażenie, że nasze ukraińskie władze nie do końca rozumieją, czym jest Watykan, a z drugiej strony Stolica Apostolska nie mogła zrozumieć szybko zmieniającej się sytuacji. W pewnym stopniu wszyscy byliśmy trochę zdziwieni i trochę zranieni pewnymi sformułowaniami Jego Świątobliwości papieża Franciszka.
Grekokatolicki hierarcha podkreślał, że po wybuchu wojny Ukraińcy starali się przekazywać całemu światu, w tym także Watykanowi, prawdę o rosyjskiej agresji. I z czasem – jak zauważył – nastąpił głęboki zwrot w myśleniu o tym konflikcie nie tylko międzynarodowej społeczności, lecz także Stolicy Apostolskiej. W dalszej części rozmowy arcybiskup Szewczuk opowiedział o swojej osobistej roli w zmianie nastawienia Franciszka do wojny w dorzeczu Dniepru. Mówił:
Jako głowa Kościoła [greckokatolickiego na Ukrainie] byłem w stałym kontakcie osobistym z papieżem Franciszkiem. Ostatnie spotkanie, jakie z nim odbyłem, miało miejsce 7 listopada. To był dzień, w którym papież wrócił właśnie z Bahrajnu. Pamiętam, że wtedy na pokładzie samolocie mówił z takim patosem o humanizmie Dostojewskiego, o profesjonalizmie ambasadora Rosji w Watykanie itd. I tak w ten poniedziałek, 7 listopada, kiedy na Ukrainie doszło do kolejnego kryzysu informacyjnego w związku ze stanowiskiem i wypowiedziami Papieża, byłem u niego nim. Papieża znam osobiście od wielu lat. Było to takie ciepłe i głębokie spotkanie. Postrzegał mnie jak kogoś, kto powstał z martwych, kogoś, kto przeżył oblężenie Kijowa. Każde moje słowo było dla niego bardzo autorytatywne. Byłem z tego bardzo zadowolony. I tak nasza rozmowa zaczęła się od tego, że zapytałem go: czy wiecie, co się o Was dziś mówi na Ukrainie? – Co? –To, że źle odczytujecie Dostojewskiego. – Dlaczego? Wyjaśniłem mu, dlaczego. Mówię: wiecie, dzisiaj, niestety, w stosunku do Rosji Europa i nasza watykańska Stolica Apostolska wpadają w pewną pułapkę. Czy pamiętacie, co rodziło się w wyobraźni kulturalnego człowieka przed rozpoczęciem II wojny światowej, kiedy mówiono „Niemcy”: niemiecka filozofia XIX i XX wieku, wielkie wzorce muzyki, poezja, ale u władzy byli naziści, czyli przestępcy. A potem cały świat się zastanawiał, jak wielki kulturalny naród mógł stworzyć Auschwitz i rozpocząć holokaust narodu żydowskiego. W tę samą pułapkę wpada dziś kulturalna, wykształcona Europa oraz intelektualne kręgi Kościoła katolickiego. Rosja włożyła wiele wysiłku w propagowanie tego mitu «świętości rosyjskiej kultury«.”
Zdaniem arcybiskupa Szewczuka rosyjskie władze instrumentalizują kulturę, by legitymizować swoje postępowanie – tak jak przed II wojną światową robili Niemcy. Wiele osób na świecie zadaje sobie bowiem pytanie, czy tak wielki naród, który stworzyła taki dzieła sztuki, jest rzeczywiście w stanie dopuścić się takich potworności? Z drugiej strony staje zaś naród, którego kultura jest szerzej nieznana, i o którym nie wiadomo, co myśleć.
Ukraiński dostojnik przyznał, że mówił Franciszkowi jeszcze wiele innych rzeczy, których nie chce jednak ujawniać publicznie. Na koniec przyznał jednak:
Poprosiłem papieża, żeby napisał list do narodu ukraińskiego. Mówią, że nasz naród nie rozumie Waszej polityki i dyplomacji. Ludzie muszą poczuć Wasze rodzicielskie ciepło. Poczuć, że jesteście z Ukrainą, że nie jesteście obojętni wobec bólu i cierpienia naszego narodu. Wtedy papież mówi do mnie: pomóż mi. I my, oczywiście, postaraliśmy się pomóc papieżowi w napisaniu takiego listu do narodu ukraińskiego. I co ciekawe, kiedy już opuściłem Rzym, papież podpisał ten list 24 listopada, kiedy minęło dokładnie dziewięć miesięcy tej wojny. Ten list ten został odczytany we wszystkich naszych kościołach jako przemówienie papieża do narodu ukraińskiego.
Wspomniany list z 24 listopada 2022 roku stanowił rzeczywiście przełomowy moment, jeśli chodzi o stanowisko Franciszka wobec wojny na Ukrainie. Tak też został odebrany przez adresatów – jako długo oczekiwany głos wsparcia ze strony papieża, napisany na dodatek w bardzo emocjonalnym tonie i z dużą znajomością wojennych realiów. Od tamtego czasu zmieniła się też znacząco retoryka Jorge Mario Bergoglio w jego publicznych wystąpieniach na temat konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Katolicy na Ukrainie mają nadzieję, że to nowe podejście zdoła zatrzeć nieprzyjemne wrażenia z poprzedniego okresu i pomoże odbudować nadszarpnięty autorytet Stolicy Apostolskiej nad Dnieprem.
Czytaj także
Konserwatywne i chrześcijańskie źródła nowożytnej myśli ekologicznej
Kiedy w II wieku po Chrystusie św. Justyn Filozof dyskutował z mędrcami pogańskimi, słyszał od nich: pokaż mi swoje pisma, a my powiemy ci, kim jesteś.
Grzegorz Górny
Organizacje pozarządowe a wojna hybrydowa
Dziś większość komentatorów politycznych w Polsce żyje XX-wiecznymi wyobrażeniami wojen, które sprowadzać się mają jedynie do konfliktów zbrojnych, takich jak ten toczony obecnie za naszą wschodnią granicą, na Ukrainie.
Grzegorz Górny
Ideologowie i rewolucjoniści, czyli świeccy zbawiciele świata
Według klasycznej definicji Arystotelesa, polityka to rozumna troska o dobro wspólne. Pojawia się jednak pytanie, jak rozumiemy części składowe tej definicji: rozum, troskę, wspólnotę, a zwłaszcza dobro. Odpowiedzi na te pytania nie da nam polityka, ponieważ pochodzą one ze sfery przedpolitycznej: filozoficznej, moralnej, a przede wszystkim religijnej. Widać to szczególnie wyraźnie w czasach nowożytnych, gdy zsekularyzowane społeczeństwa odrzucają wiarę w Boga. Znajduje to swe odbicie również w polityce.
Grzegorz Górny
Deliberatio.eu: Grzegorz Górny - XIII Kongres Polska Wielki Projekt
Prezes Fundacji Polska Wielki Projekt mówi o haśle tegorocznego Kongresu Polska Wielki Projekt - Suwerenności oraz o polskiej marce za granicą.
Komentarze (0)