Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Ideologowie i rewolucjoniści, czyli świeccy zbawiciele świata

2023-03-12
Czas czytania 10 min

Według klasycznej definicji Arystotelesa, polityka to rozumna troska o dobro wspólne. Pojawia się jednak pytanie, jak rozumiemy części składowe tej definicji: rozum, troskę, wspólnotę, a zwłaszcza dobro. Odpowiedzi na te pytania nie da nam polityka, ponieważ pochodzą one ze sfery przedpolitycznej: filozoficznej, moralnej, a przede wszystkim religijnej. Widać to szczególnie wyraźnie w czasach nowożytnych, gdy zsekularyzowane społeczeństwa odrzucają wiarę w Boga. Znajduje to swe odbicie również w polityce. 

Wszystkie cywilizacje w dziejach świata zbudowane były na fundamencie religii. Jak zauważał trafnie Thomas S. Eliot, „polityka jest funkcją kultury, a sercem kultury jest religia”. Pierwszą całkowicie laicką, a nie religijną próbą zbudowania nowej cywilizacji w historii ludzkości był projekt oświeceniowy. W XVIII wieku filozofowie stworzyli świecki program całościowej przebudowy świata, który miał charakter quasi-religii. Punktem wyjścia było dla nich przekonanie, iż rzeczywistość społeczna jest tak doszczętnie skażona złem, że wymaga radykalnej przemiany: rewolucji.

Oświecenie: marzenie o stworzeniu nowego świata

Taka była np. wizja jednego z najbardziej wpływowych myślicieli oświeceniowych Jana-Jakuba Rousseau, który proponował zastąpienie Dekalogu ułożonym przez siebie Pentalogiem. Pierwsze spośród pięciu jego przykazań, spisanych w Umowie społecznej, głosiło „istnienie bóstwa potężnego, inteligentnego, łaskawego, przezornego i przewidującego, czyli Woli ludu”. Owa wola powszechna miała być, jego zdaniem, obdarzona atrybutami boskimi, a więc „niepodzielna, nieomylna i absolutna”. Po to, żeby voluntas populi nabrała cech boskich, wszyscy obywatele muszą przenieść na nią swoje uczucia, przekonania i wierzenia. Wówczas sami otrzymają od niej nowe poglądy, prawa, wiarę i sposób życia. Staną się „nowymi ludźmi”.

Religia woli powszechnej nie znosiła najmniejszego nawet sprzeciwu. Rousseau pisał: „Lecz kto śmie mówić, że poza Kościołem nie ma zbawienia, musi być wygnany z państwa”. I dalej: „Jeżeli zaś ktoś, uznawszy publicznie te dogmaty [pięć dogmatów Umowy społecznej], zachowuje się, jakby w nie nie wierzył, niech zostanie ukarany śmiercią – popełnił bowiem największą zbrodnię, a mianowicie skłamał wobec prawa”.

Niedługo potem, gdy do władzy we Francji doszli uczniowie Rousseau, z najwierniejszym z nich – Maksymilianem Robespierre'em na czele, tysiące ludzi nawet za drobniejsze przewinienia trafiały na gilotynę.

Inny oświeceniowy filozof, Gotthold Ephraim Lessing, głosił konieczność obalenia „tego obrzydliwego gmachu z samych nonsensów zbudowanego, jakim jest chrześcijaństwo i religia katolicka”, proponując w zamian proklamowanie „religii rozumu”. To Rozum miał stać się absolutnym prawodawcą i sędzią, jedynym źródłem praw i moralności, przed którym musiały ustąpić wszystkie inne autorytety. Podobne postulaty pojawiały się w pismach lub mowach większości prominentnych przedstawicieli oświeceniowej filozofii. Ich myśl zapładniała umysły władców i elit politycznych, dla których największym autorytetem był już nie papież, lecz Wolter, wznoszący swój słynny okrzyk wojenny przeciw Kościołowi: „Zgniećmy Ohydę!”.

Za jednego z najwierniejszych uczniów Woltera uchodził król Prus Fryderyk II, który budował swe nowoczesne państwo na paradygmacie zaprzeczającym wielowiekowemu doświadczeniu chrześcijaństwa. Wielce wymowna dla zrozumienia jego ideowych motywacji może być lektura satyry na Kościół, którą pruski monarcha napisał w grudniu 1770 roku w swym pałacu w Poczdamie. Parafrazując styl św. Jana z Apokalipsy, Fryderyk II pisał: „Kiedy minął mój zachwyt, ujrzałem wielkie miasto. Było ono, jak mi się zdaje, zamieszkane przez ludzi, którzy wyrośli z kadmowego, smoczego zasiewu, ponieważ zaciekle ze sobą walczyli. Kiedy zapytałem o nazwę miasta, odrzekli mi, że nadali mu nazwę Syjon, lecz naprawdę nazywa się Ohyda. Materiał zaś, z którego je zbudowano, wcale nie jest podobny do tego, z którego wznosimy nasze miasta. Pytam więc ducha: »Cóż to takiego?«. Zjawa odpowiedziała: »Fundamenty są z urojeń, a zaprawę zmieszano z cudów; kamienne ciosy zaś pochodzą z kamieniołomu czyśćca, a te bardziej błyszczące z odpustów«. Nie rozumiejąc nic z jej słów, patrzyłem, jak zbudowano miasto. Było utwierdzone tak, jak to było w zwyczaju w starożytności – tak mniej więcej, jak przedstawiano Babilon. Opasywały je grube, wysokie mury ze strzelistymi wieżami, które zwały się: wieża głupoty, wieża przesądów, wieża zabobonu, wieża fanatyzmu i wreszcie wieża diabła. Ta miała być najwyższa”.

Dalej pruski władca opisywał, jak na przestrzeni wieków bogini mądrości posyłała w bój kolejne hufce, które miały zdobyć ponurą fortecę. Szturmowali ją katarzy, waldensi, husyci, protestanci, lecz ich ataki były odpierane. W końcu warownia została zdobyta przez ostatnią grupę – encyklopedystów, których do zwycięstwa poprowadził charyzmatyczny Wolter. W rzeczywistości idee tego ostatniego zyskały szanse na wcielenie w życie dwadzieścia lat po napisaniu przez Fryderyka cytowanego pamfletu, gdy we Francji wybuchła wielka rewolucja.

Rewolucja francuska: krwawa łaźnia

Współczesna badaczka włoska Rosa Alberoni pisze, że rewolucja francuska była wojną wypowiedzianą katolicyzmowi przez „religię oświecenia”. Jakiemu bóstwu służyli jednak rewolucjoniści? Jej zdaniem, najpierw był to bóg deistów, „wielki zegarmistrz”, który stworzył świat i o nim zapomniał, potem bóg masonów, pojmowany jako „wielki architekt”, później bożyszcze „ciała politycznego”, utożsamiane z Republiką i Wolą Ludu, na końcu zaś – bogini Rozumu.

To ostatnie stwierdzenie nie do końca było metaforą: 10 listopada 1793 roku na miejscu ołtarza w paryskiej katedrze Notre-Dame rewolucjoniści postawili imitację Olimpu, na którego szczycie stanęła – jako personifikacja Rozumu – tancerka stołecznej opery Mademoiselle Maillard, ubrana w białą suknię, błękitny płaszcz i czerwony czepek. Gdy zasiadła na tronie, ku jej czci zabrzmiał pochwalny hymn. W katedrze zawisły portrety nowych świętych: Robespierre'a, Marata i innych wodzów rewolucji. Miesiąc wcześniej Konwent zlikwidował kalendarz chrześcijański i zastąpił go rewolucyjnym. Nowa rachuba nie zaczynała się już od narodzenia Chrystusa, lecz od 22 września 1792 roku – punktem zwrotnym w dziejach ludzkości miał być więc dzień aresztowania Ludwika XVI. Likwidowano wszystko, co mogło kojarzyć się z chrześcijaństwem: mordowano osoby duchowne, zniesiono stan kapłański, usuwano symbole religijne, niszczono kościoły, dewastowano cmentarze, skasowano wszystkie święta, a nawet niedziele. W końcu to Diderot powiedział: „Świat nie będzie szczęśliwy, dopóki ostatniego króla nie udusi się kiszkami ostatniego księdza”. Wszystkie wspomniane działania służyły jednemu: zniszczeniu cywilizacji chrześcijańskiej i Kościoła katolickiego, by na jego miejscu stworzyć „nowego człowieka”, „nowy naród”, „nowy świat”.

Rewolucja posuwała się ku temu etapami. Pierwszym krokiem było zniesienie przez władze rewolucyjne w 1789 roku stanu duchownego oraz skonfiskowanie całego majątku kościelnego. Następnie dekretem z 13 lutego 1790 roku zakazano składania ślubów wieczystych i rozwiązano wszystkie zakony męskie i żeńskie za wyjątkiem tych, które zajmowały się edukacją lub dobroczynnością. Później, 12 lipca 1790 roku, Konstytuanta przegłosowała tzw. konstytucję cywilną kleru, która zlikwidowała 51 spośród 134 istniejących diecezji oraz jedną czwartą parafii we Francji. Zniszczono w ten sposób system parafialny, reprezentujący interesy chłopstwa wobec państwa. Przez pokolenia była to najważniejsza we Francji instytucja zapewniająca wieśniakom ochronę i poczucie bezpieczeństwa. Chodziło o to, by ludność stanu trzeciego nie mogła znaleźć oparcia w Kościele, lecz szukała go w objęciach świeckiego państwa.

Konstytucja cywilna kleru uczyniła biskupów i proboszczów urzędnikami państwowymi. Mogli oni objąć swe stanowiska jedynie w drodze wyborów, w których mieli prawo uczestniczyć nie tylko katolicy, lecz wszyscy obywatele danego departamentu, w tym protestanci, Żydzi czy ateiści. Wprowadzono też cenzus majątkowy, który faworyzował osoby płacące większe podatki. W efekcie o skierowaniu proboszcza do konkretnej wsi decydowali nie jej mieszkańcy, lecz bogaci mieszczanie, na dodatek często innowiercy lub niewierzący. Rewolucjoniści zamierzali rygorystycznie respektować nowe prawo. Zażądali od wszystkich duchownych złożenia przysięgi na konstytucję. Kto tego nie zrobił, zostawał pozbawiony praw wykonywania posługi kapłańskiej.

Zdecydowana większość biskupów (za wyjątkiem czterech) oraz ponad połowa proboszczów nie zaakceptowała nowego prawa. Nie znosząca sprzeciwu władza rozpoczęła wobec nich krwawe represje: w 1792 roku w samym tylko Paryżu rozstrzelano trzech hierarchów i 300 kapłanów, a wielu zabito w innych regionach kraju. Aż 40 tysięcy duchownych zostało wygnanych i znalazło schronienie za granicą. Jesienią tego samego roku w Rochefort-sur-Mer powstał obóz koncentracyjny dla księży, gdzie umieszczono 829 osób, z których 547 zginęło w nieludzkich warunkach (w 1995 roku Jan Paweł II beatyfikuje 64 z nich). W obronie prześladowanego Kościoła wybuchło w Wandei chłopskie powstanie, krwawo stłumione przez władze rewolucyjne, które dopuściły się pierwszego w nowożytnych dziejach Europy ludobójstwa.

10 listopada 1793 roku Konwent Narodowy zniósł kult katolicki. Tego właśnie dnia doszło do wspomnianej już profanacji w paryskiej katedrze Notre Dame, a następnie do usuwania wszelkiej symboliki chrześcijańskiej z przestrzeni publicznej. Zamordowano wówczas około 8000 księży, zakonników i zakonnic. Niszczycielska furia obracała się nie tylko przeciw ludziom. Oblicza się, że podczas rewolucji ucierpiała lub przepadła bezpowrotnie około jedna trzecia wszystkich zabytków sztuki we Francji. Głównym obiektem ataków były gmachy kościelne: świątynie, klasztory, kaplice, seminaria duchowne, pałace biskupie, biblioteki i archiwa kościelne, a także znajdujące się w nich przedmioty, np. nagrobki, rzeźby, obrazy religijne, naczynia liturgiczne, organy, dzwony, relikwiarze, księgozbiory itd. Historyk Jean de Viguerie pisze, że w ostatniej dekadzie XVIII wieku wszystkie kościoły we Francji były przez pewien czas zamknięte (od kilku tygodni do kilku lat). Niektóre burzono lub zamieniano na stajnie, koszary, magazyny pasz czy inne obiekty.

Terror przynosił rezultaty. Niemal połowa księży diecezjalnych podpisała konstytucję cywilną kleru, dołączając de facto do schizmy. Później co drugi z nich pod presją władz porzucił posługę kapłańską. Przez kilkanaście lat ludzie odzwyczaili się od chodzenia na msze i przystępowania do sakramentów. O ile w 1789 roku aż 90 proc. Francuzów obchodziło Wielkanoc, o tyle w 1801 roku było ich już tylko 50 proc. Krwawe prześladowania przyczyniły się bez wątpienia do gwałtownej laicyzacji kraju.

Jean de Viguerie stawia tezę, że dechrystianizacja mogłaby być jeszcze większa, gdyby nie opór całej rzeszy katolików. Za prowadzenie życia zakonnego groziła kara śmierci, a jednak mimo to siostry tworzyły konspiracyjne klasztory i niekiedy płaciły za to głową, jak np. 16 karmelitanek z Compiegne czy 13 urszulanek z Valenciennes. 

Komunizm jako nowa religia

Rewolucja francuska była w pewnym sensie wydarzeniem paradygmatycznym. Ten sam mechanizm rozprawy z Kościołem stosowano później w krajach, w których do władzy dochodziły rewolucyjne siły antyklerykalne, jak np. w Związku Sowieckim, Meksyku czy Hiszpanii. Szczególnie wroga wobec religii była ideologia komunistyczna, panująca u szczytu swej potęgi (w roku 1978) aż w 23 krajach świata, w których żyła niemal jedna czwarta ludzkości.

Komunizm, mimo swych deklaracji o ateizmie, był czymś w rodzaju świeckiej religii. Posiadał bowiem schemat charakterystyczny dla religijnego wierzenia. Postęp zajmował w nim miejsce Opatrzności. Bezklasowe społeczeństwo przyszłości to obiecywany raj na ziemi, czyli surogat Królestwa Niebieskiego. Zamiast dogmatów chrześcijańskich pojawiała się doktryna marksistowska. Urząd Nauczycielski Kościoła ustępował Komitetowi Centralnemu Partii Komunistycznej. Ta ostatnia stawała się nieomylna jak papież (u katolików) lub sobór powszechny (u prawosławnych). Kapitał Marksa zdetronizował Biblię. Portrety komunistycznych wodzów wpisywały się w kanon prawosławnych ikon. Wizerunki Marksa, Engelsa i Lenina jawiły się niczym teofania Trójcy Świętej. Kult Dzieciątka Lenin przypominał cześć oddawaną Dzieciątku Jezus. Najświętszym sanktuarium komunizmu pozostawało Mauzoleum Lenina w Moskwie. W ostateczności miejsce Boga jako najwyższego prawodawcy zastąpił sam człowiek, a właściwie jego kolektywna reprezentacja – Partia.

Komuniści udoskonalili metody rozprawy z Kościołem, zainicjowane przez rewolucjonistów francuskich. W 1922 roku władze sowieckie powołały do istnienia Związek Wojujących Bezbożników. Organizacja kierowała się wskazaniami Marksa, który nazywał religię opium dla ludu i głosiła, że jedyną przeszkodą dla światowej rewolucji komunistycznej pozostaje Jezus Chrystus. Instytucja stała się narzędziem polityki przymusowej ateizacji społeczeństwa. W tym samym roku zaczęła ona wydawanie swego organu prasowego – dziennika „Bezbożnik”, którego nakład doszedł do 200 tysięcy egzemplarzy. Dwa tygodniki „Atieist” i „Antirielioznik” ukazywały się w masowym nakładzie półtora miliona egzemplarzy.

Sowieci niszczyli chrześcijańskie świątynie. W samym tylko Kijowie zburzyli 98 cerkwi. Wiele zamkniętych świątyń i monasterów zamienionych zostało na lokalne użyteczności publicznej, np. magazyny, fabryki, sklepy, dworce autobusowe, szpitale, a nawet toalety miejskie. W całym kraju otwartych pozostało niewiele cerkwi prawosławnych i garstka kościołów rzymskokatolickich. Władze zabroniły publicznego modlenia się i obchodzenia świąt. W niedziele często organizowano roboty publiczne, tzw. czyny społeczne, by uniemożliwić ludziom świętowanie. W Boże Narodzenie i Wielkanoc ulicami większych miast przesuwały się „karnawały antyreligijne”, których uczestnicy szydzili z Jezusa i Matki Bożej. W samym tylko Leningradzie w Boże Narodzenie 1924 roku odbyło się dwadzieścia bluźnierczych pochodów maskaradowych. Niektóre kończyły się publicznym paleniem ikon. Od domu do domu chodziły oddziały aktywistów zwanych „udarnikami”, którzy zastraszali ludzi i zmuszali ich do podpisywania petycji z prośbami o zamknięcie cerkwi lub kościołów.

Masowo mordowano duchownych. Specjalna komisja Aleksandra Jakowlewa obliczyła, że w latach 1917-1985 reżim sowiecki zamordował około 200 tysięcy duchownych różnych wyznań, a 300 tysięcy aresztował. Poza tym – tylko za przywiązanie do wiary chrześcijańskiej – zginęło bardzo wielu świeckich, jednak ich dokładnej liczby nie potrafiono ustalić. Największe straty poniosła Rosyjska Cerkiew Prawosławna. Tylko w latach 1918-1939 bolszewicy zabili ponad 130 biskupów tego wyznania. Komisja Jakowlewa udokumentowała też zniszczenie 40 tysięcy cerkwi i kościołów oraz ponad połowy meczetów i synagog. Wiele z nich było bezcennymi zabytkami historycznymi. Przed zburzeniem były zazwyczaj plądrowane i profanowane.  

Nowe ideologie zamiast „końca historii”

Gdy komunizm upadł, wielu komentatorów cieszyło się, iż czasy ateistycznych ideologii walczących z Kościołem katolickim odchodzą bezpowrotnie do przeszłości. Tego powszechnego wówczas optymizmu nie podzielał jednak św. Jan Paweł II. W wywiadzie-rzece Przekroczyć próg nadziei w 1994 roku mówił włoskiemu dziennikarzowi Vittorio Messoriemu:

Upadek komunizmu otwiera przed nami wsteczną perspektywę typowego myślenia i działania nowoczesnej cywilizacji, zwłaszcza europejskiej, która komunizm zrodziła. Obok niewątpliwych osiągnięć na wielu polach jest to również cywilizacja wielu błędów, a także nadużyć w stosunku do człowieka, wyzyskiwania go na różne sposoby. Cywilizacja, która wciąż przyobleka się w struktury siły i przemocy zarówno politycznej, jak i kulturalnej (zwłaszcza środki masowego przekazu), ażeby te błędy i nadużycia narzucić całej ludzkości. (…) Kto jest za to odpowiedzialny? Odpowiedzialny jest człowiek, ludzie, ideologie, systemy filozoficzne. Powiedziałbym, odpowiedzialna jest walka z Bogiem, systematyczna eliminacja wszystkiego, co chrześcijańskie, która w znacznej mierze zdominowała myślenie i życie Zachodu od trzech stuleci. Marksistowski kolektywizm jest tylko «gorszym wydaniem» tego właśnie programu. Można powiedzieć, że dzisiaj program ten odsłania cały swój niebezpieczny charakter, a równocześnie wszystkie swoje słabości.

Jan Paweł II nie uległ więc euforii tych, którzy wieszczyli wówczas „koniec historii”, lecz raczej przewidywał nowe zagrożenia, wyrastające z tego samego pnia ideowego, co komunizm. Widzimy to dziś na własne oczy, gdy pojawiają się nowe ideologie, powołujące się na swą rzekomą naukowość i dążące do wprowadzenia do nowego porządku. Przyświeca im, podobnie jak innym nurtom postoświeceniowym, hasło emancypacji człowieka. Ich zdaniem człowiek, by zrealizować swój życiowy potencjał, powinien wyzwolić się od wszystkiego, co ogranicza jego możliwości. Niegdyś rewolucjoniści głosili, że powinien uwolnić się od krępujących go struktur społecznych, własności prywatnej, religii chrześcijańskiej czy tradycyjnej moralności. Obecna faza emancypacji idzie znacznie dalej. Postuluje mianowicie wyzwolenie ludzkości już nie tylko od rodzicielstwa i macierzyństwa, a więc podziału na ojca i matkę, lecz nawet od własnej płci, ponieważ podział płci na męską i żeńską ma rzekomo ograniczać człowieka. Współczesna rewolucja antropologiczna głosi się więc całkowite wyzwolenie człowieka od natury. Tym samym istota ludzka przyznaje sobie prerogatywy wręcz boskie.

Wrogiem numer 1 dla owej ideologii, podobnie jak dla jej poprzedników w przeszłości, znów staje się Kościół katolicki, broniący nie tylko prawdy objawionej, lecz także prawa naturalnego i zdrowego rozsądku. 

 

Komentarze (0)

Czytaj także

Literacki Nobel: między literaturą a polityką

Od lat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury wywołują sporo kontrowersji. Wielu krytyków przyznaje, że właściwie mówią one więcej o sympatiach ideowych i politycznych jurorów niż o rzeczywistej klasie pisarskiej laureatów.

Grzegorz Górny

10 min

Konserwatywne i chrześcijańskie źródła nowożytnej myśli ekologicznej

Kiedy w II wieku po Chrystusie św. Justyn Filozof dyskutował z mędrcami pogańskimi, słyszał od nich: pokaż mi swoje pisma, a my powiemy ci, kim jesteś.

Grzegorz Górny

8 min