Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

O zamieszaniu w sztuce współczesnej

2024-07-05
Czas czytania 15 min
Nie ma chyba bardziej gorącego sporu w kulturze niż ten dotyczący sztuki współczesnej. Liczba ekscesów, prowokacji była i jest tak wielka, że cała ta sfera stała się ekscesem i prowokacją. A ostrość sporów, pozornie tylko dotyczących estetyki, skrywa wojny światopoglądowe.


Społeczeństwa demokratyczne podlegają permanentnemu procesowi różnicowania na klasy. Wybór estetyczny jest znakiem do jakiej klasy aspirujemy. Powiedz mi czego słuchasz, na jakie wystawy chodzisz a powiem ci jakie jest twoje miejsce w ciągle wirującej, zmiennej społecznej stratyfikacji. Chaos sztuki nowoczesnej, tej modnej, z tego wiru się w dużym stopniu bierze. A samo odczucie chaosu jest silne za sprawą „pracy tradycji”, która przypomina o tym, że były zasady, kanony i sztuka miała wielkie aspiracje. Nieprzypadkowo Balzak stwierdził, że rewolucja zabija sztukę. Po dwustu latach rewolucji obraz sztuki nowoczesnej jako całości był koszmarny. Nie ma też tej hipotetycznej całości, chyba że zgodzimy się na słowo „chaos”.                        

Tu ważne zastrzeżenie. W tym obrazie degradacji są jasne, pojedyncze punkty, czyli ciekawi artyści.        

Próba opisu nowoczesnego świata sztuki

Próba jakiegoś usystematyzowania tego co dzieje się w sztukach plastycznych wydaje się zajęciem niemożliwym do realizacji. Systematyka i chaos to coś z sobą sprzecznego. Ale rozum nie może dezerterować. Do niedawna było to możliwe. Na przykład usystematyzowanie obiektów sztuki, opis według klasycznych narodowych cech, czy opis według reguł estetyki, którą uznano w pewnym momencie arbitralnie za dziedzinę podejrzaną.

Jeszcze do lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia podziału na sztukę niemiecką, włoską czy polską nie traktowano jako czegoś anachronicznego. Szukano i znajdowano to, co jest jedyne w swoim rodzaju dla danej kultury.

Globalizacja i pierwsze dwudziestolecie po zimnej wojnie, zmieniło to wraz z niemądrym przekonaniem o końcu historii, na którą to bajkę ze zrozumiałych względów podatni byli i są lewicujący artyści – forpoczta potencjalnej rewolucji w skali światowej. Dystans świata sztuki wobec tradycji narodowych, ujawnił pewien paradoks widoczny szczególnie na Biennale w Wenecji. Na tym największym przeglądzie chaosu sztuki, nie zrezygnowano z pawilonów narodowych. Nie sposób znaleźć inne kryterium niż narodowe, aby na takiej imprezie ekspozycję uczynić możliwą do ogarnięcia. Uporządkowanie ekspresji setek artystów to zadanie tytaniczne dla kuratora, który ma obowiązek zarządzać tym chaosem i czyni to poprzez zideologizowaną agendę lewicową.                 

Świat współczesnej sztuki prezentuje się jako kosmopolityczny i podążający za globalizacją (i pieniędzmi). Ma pomagać lepiej zrozumieć ludziom złożony świat i delikatnie indoktrynować. Sztuka jako sfera estetyczna jest czymś wtórnym wobec tego imperatywu zaangażowania w „ważkie problemy społeczne” i przebudowę świata.    

Panuje w niej wielkie zamieszane. Przede wszystkim stała się sztuka, jako konsekwencja procesu sekularyzacji, przestrzenią para-sakralną. W świecie Zachodu to zjawisko w skali masowej obserwowane jest od lat sześćdziesiątych. Świat sztuki zaczął pęcznieć i coraz szybciej się kręcić.

Lata ekonomicznej prosperity, od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia do kryzysu ekonomicznego w 2008, to okres boomu na ryku sztuki, i – jak zauważyła Sara Thornton – ludzie chętniej niż kiedykolwiek byli gotowi porzucić swoje etaty by nazwać się artystami. Kryzys ekonomiczny 2008 roku trochę wygasił entuzjazm, ale strukturalne zmiany oraz ich dynamika lokująca w sztuce jakieś residuum „głębszego” sensu pozostała. Dla tradycjonalistów to co prawda już zgliszcza, ale warto przypomnieć, że niezręczne jest obrażanie się na rzeczywistość. Ten boom w sztuce wynika w ogromnym stopniu z bogactwa świata materialnego, które uruchomiło zainteresowanie światem post-materialnym, a do takiego rzecz jasna sztuka należy.                          

Ta demokratyzacja geniuszu, czyli każdy może być artystą, wytworzyła własną ideologię. Wszyscy osobnicy grający w grę o nazwie „sztuka nowoczesna” poszukują własnej oryginalności, każdemu artyście wydaje się, że jest niepowtarzalny a w tej potrzebie odróżnienia upodabniają się do siebie. Fetysz oryginalności odsłania stadność zachowań i przewidywalność kreacji. Świat sztuki współczesnej to luźna sieć nachodzących na siebie subkultur, połączonych głęboką wiarą w sztukę. Ta wiara to pozostałość po religii. Te subkultury opanowały cały świat, ale skupiają w stolicach sztuki: w Nowym Jorku, Londynie, Los Angeles, Wenecji. Ale są też miejsca tętniące życiem artystycznym odległe od centrum. Świat sztuki staje się sferą w której wielu ludzi nie tylko pracuje, ale mieszka na stałe. W ramach tej sfery, jak pisze Sara Thornton, odbywa się „symboliczna ekonomia”, czyli ludzie wymieniają się myślami. Wokół para-religijnego mitu sztuki tworzy się wspólnota wrażliwych jednostek. W porównaniu do dwudziestego wieku świat sztuki jest bardziej policentryczny, ma naturę efemeryczną. Ta efemeryczność dobrze została opisana przez Zygmunta Baumana. Jest to tzw. „płynna nowoczesność”. Za tą nazwą kryje się opis zachowań elit epoki w której dominujące znaczenie zyskały wartości post-materialne i nieskrępowane żadnymi granicami przepływy kapitałów.   

Kryteria estetyczne nie wydają się już decydujące w tym świecie bez wyraźnych konturów. Świat sztuki współczesnej jest tym, co można by nazwać „statusferą”, za Sarą Thornton. Obiekty sztuki w takim świecie nie rzucają już wyzwania czasowi. Ażurowa i delikatna konstrukcja całej tej sfery zbudowana jest wokół niejasnych i często sprzecznych kategorii sławy, choć może lepiej użyć słowa rozgłos i to przeważnie chwilowy. W grę wchodzi także niepewność wobec wyimaginowanego znaczenia historycznego, jaki muszą sobie przypisywać artyści niepewni oceny ich dzieł. Stąd żądania szybkiej konsekracji przez instytucje o korzeniach w tradycji. Zapamiętałem zakłopotanie i reakcję wybitnego artysty neo-awangardowego, gdy zapytałem go niewinnie jak czuję się w Muzeum Narodowym, w którym miał monograficzną wystawę.     

Jeśli dzieło jest video-artem z zawartą w nim kreatywną myślą, to jego status ontologiczny jest kiepski w zestawieniu z malarstwem na przykład Rubensa. Obecne galerie sztuki nowoczesnej są zwykle białe i dobrze oświetlone, pełne monitorów i ekranów, na których wyświetlane są dzieła z kreatywną myślą. Wszystkie bardzo do siebie podobne. Rzadko jest malarstwo czy większe obiekty. Otóż przyczyna tego stanu rzeczy bierze się najprawdopodobniej z ekonomicznej zasady optymalizacji, aby ograniczyć koszty transportu. Temu pojawieniu się nowego nośnika kreatywnych myśli w postaci płytki DVD, towarzyszyła narracja o końcu historycznego znaczenia malarstwa. Ta sytuacja jasno pokazuje co się w tym świecie liczy w pierwszym rzędzie. Troska o pieniądze i status graczy, to jest to, co zajmuje głównie uczestników tej gry w sztukę nowoczesną. Oznacza to, że sztuki według klasycznych zasad estetyki, która narodziła się w Grecji może w tym świecie już nie być, ale i tak wybija się w tym wszystkim wyraźnie platońska „Thymos”, czyli walka o uznanie, prestiż i pozycję. Co do pieniędzy, to nic nowego. Nowy element to niespotykany poziom hipokryzji. Za ciężkie miliony sprzedawane są dzieła z humanitarnymi ideologicznymi przesłaniami, w myśl zasad politycznej poprawności. Biorąc pod uwagę skalę finansową tego przemysłu sztuki, można byłoby uratować sporo istnień ludzkich zamiast inwestować w wątpliwych „geniuszy”. Problem w tym, że inwestycja w wątpliwego geniusza przyniesie zysk. Dzieła sztuki w tym świecie to ekwiwalent pieniądza, rodzaj weksla, którym się obraca. Wielkie pieniądze i para-religijna aura jaka otacza sztukę współczesną generują „mistycyzm ekonomiczny”. Obraz jednak nie jest zatem sielankowy. W takim niestabilnym świecie płynnych i zmiennych hierarchii rozpowszechniona musi być w skali masowej nerwica i depresja. 

A kondycja tego, co ten świat sztuki współczesnej wytwarza porównywalna jest do gigantycznej hali, w której znajdują się setki tysięcy fortepianów. Na każdym fortepianie samotny solista wygrywa swoją kantylenę, a suma tych wszystkich kreacji daje gigantyczny hałas. Samotny solista gra z nadzieją, że w tej kakofonii dźwięków zostanie usłyszany i wyłowiony i jego produkcja artystyczna pełna „kreatywnych myśli” stanie się jeszcze za jego życia kanonem sztuki Zachodu.          

Takim odnalezionym szczęściarzem okazał się nas przykład Maurizio Cattelan. Dlaczego ten, a nie inny artysta robi karierę nie sposób ustalić. Wydaje się, że im większa absurdalność zanurzona w lewackim sosie, tym większy sukces, czyli przebicie się do mediów masowych za sprawą bystrych pośredników.   

Wracając do Cattelana. W Polsce dał się on poznać jako autor głośnego wydarzenia w warszawskiej Zachęcie w 2002 roku. Był autorem instalacji przedstawiającej powalonego meteorytem Papieża Jana Pawła II, która miała tytuł „Dziewiąta godzina”. Tytuł odnosi do  chwili śmierci Chrystusa na krzyżu w dziewiątej godzinie męki gdy według Ewangelii miał wyznać: „Ojcze dlaczego mnie opuściłeś”.

Niezwykle „kreatywna” myśl stoi za „dziełem” Cattelana . Wystawione w katolickim kraju, takim jak Polska, wywołało burzę. I oto właśnie chodziło. Innym głośnym dziełem tego artysty jest wypchany koń z głową zatopioną w ścianie. Dzieło bez tytułu. Kosztuje fortunę. Stanowi przedmiot adoracji i zachwytu tego świata nowoczesnej elity. Nie ma sensu mówić o samym dziele, ale zwrócić uwagę na tych, którzy to kupują. Robią to znów dla prestiżu. Im bardziej pomysł jest idiotyczny, tym większy budzi entuzjazm. Przytaczam te dwa „dzieła”, jakoś kanoniczne w tym nowoczesnym świecie sztuki, aby wykazać jakiej ideowej degradacji ten świat uległ i jakie panuje w nim zamieszanie.                               

Używam słowa „degradacja”, co wyraża stan ducha piszącego wobec większości nihilistycznym wytworów w świecie sztuki nowoczesnej. Jednocześnie dobrze pamiętam pewną uwagę, że kiedy rzeczy są dobrze opisane, znika pokusa ukazywania świata w manichejskim stylu, czego nie chcę.        

Trzy punkty widzenia 

Co takiego się stało, że kicz i ewidentnie koszmarne realizacje artystyczne zagospodarowały galerie i szturmują muzea. Żyjemy w epoce straszliwego pomieszania pojęć. Trwa wojna ideologiczna wypowiedziana kulturze zachodniej przez lewacką międzynarodówkę, która jest głównym beneficjentem tego zamieszania. W pierwszej kolejności, i to jest najstraszniejsze, jest to wojna wydania Rozumowi. Rozum, i wszystko co ma mocniejszą formę w kulturze, jest traktowane jako źródło represji, które trzeba zdekonstruować. Kanonicznym stało się myślenie krytyczne. 

Najprawdopodobniej, jeśli spojrzymy na sztukę nowoczesną z pozycji epoki gdzie był kanon, na przykład XVII wieku, uchylając roszczenia historycyzmu, to język sztuki współczesnej jawi się jako pozbawiony sensu. To oznacza, że zawarty w tamtej sztuce, mam nas myśli głównie malarstwo, rodzaj doświadczania życia, przestrzeni i czasu był zdecydowanie pełniejszy. Zresztą to zainteresowanie, admiracja dla sztuki dawnej mówi wiele o dzisiejszych ludzkich pragnieniach, których sztuka nowoczesna nie zaspokaja. Ten zamęt wprowadziły ruchome obrazy i media elektroniczne, wytwarzając wiry, które uniemożliwiają uspokojenie percepcji.   

Aby zrozumieć jak doszło do owej degradacji, której wyrazem jest sztuka takiego Cattelana, który w tym szkicu „robi” za czarny charakter, nie sposób obejść się bez refleksji historycznej. Można naszkicować trzy postawy wobec sztuki współczesnej.

Pierwsza, postrzegana dzisiaj jako archaiczna mocno z tradycji wyrasta. Ktoś, kto jest miłośnikiem włoskiego renesansu i wierzącym Katolikiem, kto potrafi odczuć przebóstwioną naturę w wizerunkach madonn, będzie ze zgrozą patrzył na ekscesy sztuki nowoczesnej, zwłaszcza feministycznej. Natomiast ktoś inny, miłośnik sztuki krytycznej, która lubi ekscesy, uzna, że wszystko, co powstało do roku 1968, wszystko co ma umocowanie w tradycji, służyło legitymizowaniu i utrwalaniu przemocy, jaką niosła wspierana przez religię patriarchalna kultura. Ta sztuka religijna wyrażała zafałszowaną świadomość ludzi poddanych presji feudalizmu i religii. To oczywiście marksizm w wersji dla ubogich. Zamieszania tu żadnego nie ma. Jest za to rozwojowa logika sztuki i wyzwolenie z opresji, albo permanentne wyzwalanie się z opresji. Ktoś jeszcze, esteta o wysokim mniemaniu o swoich sądach estetycznych, będzie się zachwycał renesansowymi madonnami i uzna jednocześnie za wartościowe dla pomnażania tolerancji w życiu społecznym wystąpienia artystów krytycznych. Te trzy punkty widzenia, zasadniczo sprzeczne ze sobą, czynią zamęt pojęciowy.

Zamęt przynosi także masowość uczestnictwa w kulturze. Rewolucja zabija sztukę. To obniżyło standardy, bowiem procesowi wzmożonego zainteresowania działalnością twórczą, spełnianiem się ludzi w sztuce, towarzyszy spadek poziomu wykształcenia.

W tym obrazie świata sztuki nowoczesnej, jaki został zarysowany na początku tego szkicu, znika praktycznie dzieło materialne jako symbol, zostaje myśl, twórcza intuicja jako wartość sama w sobie i inne mgliste nieokreślone idee – generalnie degradacja. Jeszcze raz ponowię pytanie – jak do tego doszło? Pytanie to fascynujące, raczej odnoszące się do historii idei niż samej sztuki.              

Idąc za filozoficzną intuicją Whiteheada, że nic nie możemy powiedzieć o rzeczach realnych bez odniesienia ich do bytów idealnych, proponuje przyjąć za wzorcowy, pełen wyższego sensu, model religijno-metafizyczny, jako punkt odniesienia, który pozwala nam spojrzeć na sztukę europejską, jako historię ubywania i zastępowania sensów religijnych i metafizycznych społecznymi, ekonomicznymi, a wreszcie jako wyrazicielkę ducha nihilistycznego. Towarzyszy temu historia zrywania związku sztuki ze świadomością przedmiotową. To zerwanie ciągłości ujawniło się na przykład w abstrakcji, czy jeszcze bardziej radykalnie, w konceptualizmie. To ubywanie metafizyczności, czyli bytowej esencji można przedstawić w trzech etapach.

Trzy etapy w dziejach sztuki Zachodu


Pierwszy to model idealny religijno-metafizyczny. Świat to emanacja Boga, Logosu. Świat to boska harmonia a sztuka odbija i pomnaża tę harmonię. Nikt nie wątpi w celowość i sensowność świata. Drabiną, po której artysta wspina się ku doskonałości jest grecka Wielka Teoria, mająca swoje korzenie w platonizmie.

Feudalna struktura społeczna wyznacza artyście jego miejsce w hierarchii. Artyści są przede wszystkim rzemieślnikami, choć już w Renesansie niektórzy wielcy twórcy zapowiadają narodzenie romantycznego mitu. 

Drugi to etap romantyczny. Wraz z Oświeceniem i Rewolucją Francuską w dzieje wtargnęła nauka i żywioł historii. To zaś zapowiada etap romantyczny. Bóg dotąd oczywisty, chowa się głęboko w naturze. To spowodowało pojawienie się symbolizmu, czyli szerokiego niedefiniowalnego „znaczenia”, w miejsce alegorii, która dominuje w świecie przedromantycznym i charakterystyczna jest dla klasycyzmu. Świat staje się nieprzejrzysty, jego sens ukryty głęboko. Jedynie natchniony artysta ma wgląd w metafizyczne tajemnice. Problem uzasadnienia twórczości zaczyna być czymś istotnym. Zaczynają pojawiać się manifesty, w których artyści piszą dlaczego i po co tworzą. Romantyzm przynosi zmianę roli i znaczenia artysty. Artysta to ktoś wyjątkowy. To medium wyższych mocy.

Kryzys reprezentacji, albo inaczej kryzys zasady „mimesis” zaczyna się w momencie, gdy natura traci swój nadprzyrodzony charakter za sprawą odczarowania świata przez naukę. Bóg się nie tyle z natury wycofuje, co głęboko się w niej „chowa”. Świat jako mocna podstawa sensu, ten który postrzegamy zmysłami, traci swoją prawodawczą moc. Ale romantyzm jest jeszcze czymś innym, znakiem głębszej przemiany. Stanowi stadium przejściowe, i tym otwiera nowoczesność, między epokami teologicznymi i metafizycznością a ekonomizmem XIX stulecia, który panuje totalnie w sferze ducha, jako siła wiodąca w świecie Zachodu do dzisiaj. Jak zauważył Carl Schmitt „droga od tego, co metafizyczne i moralne do sfery ekonomicznej wiedzie przez estetyzm, a droga przez nawet najbardziej wysublimowaną konsumpcję i przyjemność estetyczną jest najpewniejszą i najwygodniejszą drogą do powszechnej ekonomizacji życia umysłowego i do takiej konstytucji umysłowej, która w produkcji i konsumpcji odnajduje centralne kategorie ludzkiej egzystencji”. U końca tego procesu, któremu podlega świat sztuki nowoczesnej, estetyzm wyradza się w kicz. Wulgarność i obsceniczność stają się szykowne a prace artystów tworzących świadomie kiczowate dzieła sprzedają się najdrożej.       

Etap trzeci to nowoczesność, nihilistyczna w swym wyrazie zasadniczym. To też epoka pomieszania pojęć, gdyż te trzy etapy w momencie „zwieńczenia historii”, czyli zwycięstwa świata liberalnego, żyją obok siebie, choć dominuje nihilistyczny. Nie skończył się jednak etap teologiczno-metafizyczny, ani romantyczny. Wejście całej kultury na pole nihilistyczne, co można uznać za początek nowoczesności, zaczyna się zdaniem George’a Steinera w okresie między 1870-1930 rokiem. Steiner pisze o fundamentalnym załamaniu percepcji, co oznacza zerwanie kontraktu między słowem a światem. Dotyczy to języka, ale rozciąga się także na sztuki wizualne. Do tego czasu istniało założenie o oczywistym przymierzu między słowem a przedmiotem, założenie że istnienie jest w wystarczającym stopniu „wypowiadalne” i że surowy materiał egzystencji ma swój odpowiednik w strukturze narracji. Nikt tego nie kwestionował. Trwałość tego założenia gwarantowało zawierzenie Logosowi. Chroniło to kulturę przed wybuchem absurdu i paranoi, wszak wszystkie działania ludzkie posiadają ograniczenia. Są jednak wyjątki. Tym wyjątkiem jest język. Język nie zna żadnej konceptualnej, projekcyjnej skończoności. Wolno powiedzieć wszystko. „Ale ta niepowstrzymana – pisze Steiner – nieskończoność dyskursywnej potencjalności ma również swoją negatywną stronę. Niepowstrzymana nieskończoność możliwych do pomyślenia twierdzeń i zdań wywołuje logikę próżni i nihilizmu”.  I ta druga „zasada” zdaje się rządzić światem sztuki nowoczesnej. Nic artysty, tak im się wydaje, nie wiążę. 

Recepcja i znaczenie myśli nihilisty Nietzschego są znakiem tej radykalnie nowej sytuacji człowieka i sztuki. Sztuka zaczyna być autoteliczna. Wśród dużej części uczestników kultury nadal jednak istnieje świadomość sztuki, jako dziedzictwa tradycji religijno-metafizycznej. Czyli ich świadomość tkwi w tradycji, w pierwszym etapie teologiczno-metafizycznym. Nie znajdują oni, bo znaleźć nie mogą, dzieł, które odpowiedziały by na ich oczekiwania. To poczucie braku, połączone z obserwacją terenu sztuki jako miejsca sprzecznego z ich rozumieniem sztuki, rodzi poczucie zamętu, buntu.

Od impresjonizmu logika życia sztuki związana jest zasadą odróżnienia się stylistycznego. Efektem jest oczyszczanie z tego co przypadkowe i droga ku puryzmowi. Postimpresjonista, aby być oryginalnym, musiał odróżnić się stylistycznie, upraszczać formę, od impresjonisty. Najbardziej konsekwentnym purystą był Duchamp i jednocześnie artystą, który sztuki wizualne poprowadził na pole nihilistyczne, jak Mallarme i Rimbaud język.   

Ucieczka od przedmiotowości w konceptualizm to przeniesienie ciężaru tworzenia i odbioru dzieła na odbiorcę. Im bardziej „czysta” ascetyczna forma, tym mocniejsza potrzeba filozoficznego uzasadnienia. Na przykład gryzmoły czarną kredką na białych arkuszach papieru, takie jakie zrobiłoby dwuletnie dziecko, wymagają od odbiorcy znajomości logiki rozwojowej sztuki współczesnej. Ktoś, kto nie ma dość hermetycznej wiedzy w tej dziedzinie, nie bardzo rozumie jak można takie gryzmoły podziwiać. Ale to oznacza, że nie przynależy do elity, czyli, w myśl tego co głoszą katedry sztuki współczesnej, jest istotą nieoświeconą. Stąd duża liczba ludzi ulega temu terrorowi. To powiększa zamęt. W ostateczności zawsze można stwierdzić, że te bazgroły symbolizują chaos współczesnego życia. Wyrażają chaos poprzez chaos.       

Deficyt znaczeń metafizycznych spowodował pojawienie się problematyki sztuki ściśle związanej z ideologiami, głównie lewicowymi – awangardy. Sztuka w polu nihilistycznym staje się w tym trzecim etapie narzędziem walki o zmianę stosunków społecznych. Taką sztuką jest sztuka krytyczna, która przybiera formę komunikatu mającego zmuszać do refleksji. Siła ataku za pomocą obscenicznych obrazów i społeczno-obyczajowe natężenie tej refleksji staje substytutem estetycznego przeżycia.

Przyczyna pomieszania pojęć wynika z faktu, że te wszystkie trzy etapy historii sztuki Zachodu żyją współcześnie, przenikają się. Dominuje pole nihilistyczne, które kreuje ekonomiczno-konsumpcyjna mentalność liberalno-lewicowych elit, zachwyconych oryginalnością artysty w rodzaju Maurizio Cattenala, co bezpośrednio pokazuje jakość tych elit.            

Komentarze (0)

Czytaj także

Kilka uwag o resentymencie i zapomnianym moraliście

W znakomitej książce - wywiadzie rzece Cyber kontra real - prof. Andrzej Zybertowicz w rozmowie z Jaremą Piekutowskim stawia tezę, analizując wpływ świata cyfrowego na umysły, że mamy do czynienia z radykalną degradacją poznawczą człowieka.

Maciej Mazurek

10 min

Europa, Europa!: O kryzysie rządowym i gospodarczym w Niemczech

Red. Maciej Mazurek rozmawia z dr. Piotrem Kubiakiem - historykiem, niemcoznawcą i analitykiem Instytutu Zachodniego.

Maciej Mazurek

45 min

O przymusie przeżywania szczęścia

Brak przeżywania szczęścia stał się poważnym problemem społecznym. Ten brak czyni człowieka podejrzanym.

Maciej Mazurek

6 min

Populiści kontra ideolodzy

Największą obelgą jaką można usłyszeć z  ust „Europejczyków”, niczym uderzenie cepem, jest oskarżenie o populizm. Bo to bezproduktywne pieniactwo i demagogia, destabilizujące życie społeczne. A przede wszystkim zagrożenie powrotem faszyzmu, który nie skończył się wcale w 1945 roku!

Maciej Mazurek

10 min