Największą obelgą jaką można usłyszeć z ust „Europejczyków”, niczym uderzenie cepem, jest oskarżenie o populizm. Bo to bezproduktywne pieniactwo i demagogia, destabilizujące życie społeczne. A przede wszystkim zagrożenie powrotem faszyzmu, który nie skończył się wcale w 1945 roku!
Populizm był i jest nieprzypadkowo słabo rozpoznany. Anty-populistyczne porozumienie elity kulturalnej, medialnej, politycznej i biznesowej spowodowało brak zrozumienia tego zjawiska. Było traktowane marginesowo, protekcjonalnie, a obecnie, wraz z podnoszeniem się temperatury sporu politycznego, jako coś straszliwie groźnego. Wydawało się w „słonecznych” i „ahistorycznych” latach dziewięćdziesiątych, że polityka została „ustabilizowana”, co oznaczało depolityzację mas, czyli swoistą „demokrację absencji”, jak nazwał kryzys demokracji w Europie niemiecki socjolog Wolf Lepenies. Dzisiaj populistą nazywa się kogoś, kto sprzeciwia się europejskiemu postępowi, posługuje się „mową nienawiści”, sympatyzuje z partiami prawicowymi, które mają w swoim DNA autorytaryzm, co oznacza, że można go nazwać ukrytym sympatykiem Rosji Putina. A to przypadłość nie do wybaczenia. To demagogia mająca zniszczyć przeciwników liberałów i lewicy. Jest jeszcze populista „ksenofobem”, ale to oskarżenie w obliczu katastrofy jaką była polityka migracyjna lewicy i liberałów nie jest już tak ostre. Polski przypadek stosunku „Europejczyków” do muru na granicy z Białorusią ujawnia skalę ich hipokryzji. Ocena tego muru przed i po wyborach w październiku 2023 roku. Panując nad przekazem medialnym, znając skalę odpolitycznienia, albo depolityzacji świadomości Europejczyków, mogą elity polityczno-medialne zaprzeczać rzeczywistym faktom i cieszyć się niesłabnącym poparciem naiwnych i coraz mniej rozumiejących ludzi, co się dzieje w polityce, wokół nich. Wybory są zamieniane w plebiscyt i mobilizację, aby do władzy nie wrócili krypto-faszyści. Aby do tego nie doszło, trzeba sobie nawet przykleić biało czerwone serduszko. I czasami, w imię racji wyższych, stosować populistyczne chwyty. Ludzie w tej brei medialnej nie podejmują wyborów racjonalnych, rządzi nimi umiejętnie pobudzony odruch moralny, który zastępuje debatę i politykę. Ale ten odruch czyni jednostkę szlachetniejszą we własnych oczach, co bardzo przywiązuje do głównego nurtu, czyli zideologizowanego humanizmu.
„Faszyści” potrzebni zawsze
Politologia rozpoznaje populizm lewicowy i prawicowy. Ale tylko ten drugi jest demoniczny. Oznacza odradzanie się faszyzmu, nazizmu, ksenofobii etc. Media zdominowane przez lewice i neoliberałów wytwarzają wrażenie, że powracają historyczne, złowrogie widma. Co interesujące, snucie obsesyjnych fantazji na lewicy i wśród neoliberałów na temat powrotu faszyzmu, współgrało z kremlowską obsesją walki z faszystami, która nie skończyła się wcale w 1945 roku. Krajem wiodącym w walce z „faszyzmem”, który skończył się w 1945 roku, były i są Niemcy jako „mocarstwo moralne”. Podobnie jak Rosja. Rosja ma misje „arcymoralną” otrzeźwić zgniły od hedonizmu Zachód, choć sama przekształca się w państwo nazistowskie. Im bardziej zakłamana, obłudna arcymoralna narracja tym bardziej barbarzyńska, egoistyczna realna polityka. To żadne odkrycie. To oczywistość. Niemcy chcą podporządkować sobie Europę, ale tym razem nie żelazem, ale „moralnością”. I tak rzeczywistym probierzem intencji moralnych jest załatwienie sprawy reparacji wojennych, a nie piękne gadanie Kanclerza Olafa Scholza. Mówi on o wypłaceniu odszkodowań ofiarom wojny. Ofiar wojny praktycznie już nie ma między żywymi. To wyższy stopień moralno-politycznej perwersji.
Cały czas mediach głównego nurtu są kreowane obrazy, które odwołują się do faszystowskiego zła. Dotyczy to kultury masowej. Ona jest ważna bo tu rozstrzyga się wynik wyborów. W ideologicznej, lewicowej aberracji króluje, rzecz jasna, ślepota, gdyż antyfaszystowska tradycja lewicy wykluczyła ze swojego pola widzenia czujność na składniki lewicowego faszyzmu. To co się w Polsce dzieje po ukonstytuowaniu Koalicji 13 grudnia ma elementy lewicowego faszyzmu. Cały czas pracuje w mediach lewicowa internacjonalna tradycja o rodowodzie komunistycznym. Komunizm, dzisiaj ukryty w ideologii poprawności politycznej, podobnie jak narodowy socjalizm, miał charakter ponadnarodowego pan-ruchu. Odwoływał się do walki klas ponad granicami. Podobnie jak nazizm odwoływał się w pierwszym rzucie nie do tego, co narodowe w sensie kulturowym, ale do rasy, czyli do plemienności. Nazywanie „faszystami”, „nazistami” ludzi, którzy odwołują się do tradycji narodowej jest słowną maczugą utworzoną w celu dyskredytacji wartości narodowych. Okazała się ona niestety skuteczna.
Walka trwa i będzie trwała, bo to co narodowe stanowi jedyną przeszkodę dla rewolucjonistów wszelkiej maści, projektantów utopii, dla inżynierów dusz, dla rasistów i lewaków. A używa się słowa „faszyzm”, „populista” jako pałki. Jeśli jesteś zwolennikiem PiS-u, francuskiego Zjednoczenia Narodowego, czy Fideszu, to jesteś faszystą, bo każdy faszysta to zwolennik PiS-u i tak bez końca. Młyny w rodzaju „Gazety Wyborczej” czy „Newsweeka” mieliły i mielą te slogany w nieskończoność. Czarna piana.
Opór wobec liberalnej rewolucji
Tymczasem dzisiejszy populizm nie ma nic wspólnego z faszyzmem. To konsekwencja procesów dokonujących się od trzydziestu lat za sprawą globalizacji. Władza globalizacji uruchomiła zjawisko przejścia od kapitalizmu narodowego do ponadnarodowego. Jednym ze skutków był kryzys państwa opiekuńczego. Towarzyszył temu kryzysowi wzrost znaczenia instytucji kontrolnych pozbawionych demokratycznej legitymizacji. I to zarówno na poziomie narodowym (sądy konstytucyjne i banki centralne) czy też międzynarodowym (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, Bank Światowy) i wreszcie ponadnarodowym (Komisja Europejska, Europejski Bank Centralny) Europejski system kontroli, który narzuca państwom członkowskim ograniczenia i nakazy, już z samej swej natury eliminuje wolę ludu wyrażaną na szczeblu narodowym. Realizacja zobowiązań politycznych złożonych krajowym wyborcom wymagała i wymaga bowiem zgody instytucji europejskich oraz innych państw członkowskich. Dla Europejczyków przemiany gospodarcze i socjalne wywołane przez globalny kapitalizm, zaczęły się więc łączyć się z utratą kontroli nad władzą publiczną. Do tego doszedł kryzys covidowy i wojna ukraińsko-rosyjska. Od kilku dekad towarzyszy temu rewolucja obyczajowa i ideologiczna ofensywa lewicy. A to spowodowało reakcję. Współczesny populizm to nie faszyzm, tylko raczej wyraz demokratycznego konserwatyzmu. To demonstracja woli obrony porządku demokratycznego w obliczu groźby wyłonienia się władz ponadnarodowych, niezależnych od suwerennej decyzji narodu. Populizm nie jest zatem tylko wyrazem zwykłego społecznego niezadowolenia. Stanowi on w głębszym sensie protest przeciw osłabieniu i niszczeniu regulacji demokratycznej. Populiści nie tylko nie przestają posługiwać się słownikiem demokratycznym, ale domagają się jego odrodzenia. Wmawianie zaś, że współczesny populizm jest bezpośrednim nawiązaniem do ruchów faszystowskich czy rewolucyjnych, to efekt zafałszowanej świadomości lewicy i neoliberałów. Własną zafałszowaną świadomość lokują w swoich przeciwnikach, „populistach”, a obraz tych „populistów” przez nich malowany jest obrazem ich samych. Jaki to obraz? Ideolodzy i zamordyści. Uzasadnienie tego zamordyzmu dają już otwarcie liberalne elity w Brukseli, zdominowane przez Berlin. W imię przywracania praworządności, można - a nawet należy -używać środków niepraworządnych. Dowód: Polska po ukonstytuowaniu się koalicji 13 grudnia.
Starcie jest nieuchronne
Trudno, aby takie procesy antydemokratyczne, procesy oligarchizacji polityki w Europie, jawne łamanie prawa, niby w celu jego przywracania, nie wywołały reakcji. I one były, są i będą. A obecne władze w Polsce to partia zewnętrzna, realizująca interesy oligarchii europejskiej. Zaraz po zdobyciu władzy przez PiS 2015 roku, powstał tzw. KOD, czyli Komitet Obrony Demokracji, w momencie kiedy demokracja w Polsce była w dobrej kondycji. „Demokratyczna” demagogia skrywała faszystów. Od razu, po zdobyciu władzy przez „populistów”, podjęto siłową próbę odebrania władzy zdobytej w wyniku demokratycznych wyborów. Było to działanie rewolucyjne, bezprawne nawiązujące do tradycji ponadnarodowych rewolucyjnych ruchów, ale mające mocnych protektorów, czyli Niemców oraz „światłych” Europejczyków. Ówczesny KOD to była polska ekspozytura pan-ruchu obrońców praw człowieka, bo ta ideologia jest dziś narzędziem panowania nad społecznymi emocjami. Ci, którzy wystąpili wówczas przeciwko demokratycznie wybranej władzy a dzisiaj likwidują polskie państwo, wpisują się w tradycję komunistycznych międzynarodówek i tradycję zdrady, która w Polsce jest obecna ze zdecydowanie większą intensywnością niż gdzie indziej w Europie. Starcie ideologów z populistami jest nieuchronne. Populista to człowiek kochający ojczyznę, ideolog prawa człowieka, które są abstrakcją.
Reasumując: populizm jest zjawiskiem demokratycznym. Jego głównym postulatem jest ustanowienie harmonii między ośrodkiem władzy politycznej a narodem. Populizm nie jest ideologią, bo nie przynosi jasnej koncepcji polityczno-światopoglądowej. Jest raczej postulatem o więcej sprawiedliwości i prawa. Siłą programu populistycznego jest prostota projektu o ludowym charakterze, apel o ustanowienie wpływu rządzonych na sprawujących władzę, zrobienie porządku z tzw. elitami.
Gdy szukamy powiązań z ideologiami, to obecnie najbliżej populizmowi do konserwatyzmu, który jest niechętny gwałtownym zmianom, ceni tradycję i rodzinę. Tylko czy konserwatyzm dzisiejszy to jeszcze ideologia czy tylko zdrowy rozsądek? To, co jeszcze potwierdza demokratyczną naturę populizmu, to fakt, że ma on rację bytu, w zasadzie, tylko w systemach konstytucyjnych, opartych o zasadę przedstawicielstwa. Populizm przedstawiany jako wypaczenie demokracji to fałsz. Jest tak naprawdę reakcją na erozję, upadek procesu demokratycznego. Akcja budzi reakcję.
Czytaj także
Kilka uwag o resentymencie i zapomnianym moraliście
W znakomitej książce - wywiadzie rzece Cyber kontra real - prof. Andrzej Zybertowicz w rozmowie z Jaremą Piekutowskim stawia tezę, analizując wpływ świata cyfrowego na umysły, że mamy do czynienia z radykalną degradacją poznawczą człowieka.
Maciej Mazurek
O „Ludzkości”, „Postępie” i „Demokracji walczącej”
Gdzie jest źródło zaciekłości polskich „Europejczyków” w demontażu państwa prawa? Zgoda na to, że środkami państwa policyjnego można przywracać praworządność to przejaw oczywistej nie hipokryzji, co bezczelności.
Maciej Mazurek
Europa, Europa!: Niemcy w dobie kryzysu parlamentarnego i gospodarczego
Red. Maciej Mazurek rozmawia z dr Justyną Schulz - dyrektor Instytutu Zachodniego
Maciej Mazurek
Historia nie zawsze powtarza się jako farsa. O książce prof. Davida Engelsa „Na drodze do imperium. Kryzys Unii Europejskiej i upadek republiki rzymskiej”
Bez wątpienia jesteśmy w trakcie wielkiej zmiany całości życia społeczno-politycznego na kontynencie europejskim. Zbliża się zmiana strukturalna. Wojna rosyjsko-ukraińska przyspieszyła dynamikę procesu niszczenia demokracji przez liderów Unii Europejskiej, czyli Niemcy i Francję.
Komentarze (0)