Zanim Joseph Nye ukuł pojęcie „soft power” siła kultury, idei, narracji była – od dawien dawna – narzędziem polityki. Rywalizacja polityczna zawsze była także walką na idee. W sporze o Polskę, jej prawa do bycia państwem, nie było inaczej. Wielką rolę odegrała – i odgrywa – w nim ocena Rzeczypospolitej przedrozbiorowej.
Z punktu widzenia dominujących narracji historii europejskiej Rzeczpospolita wydawała się anomalią, wolność obywateli Rzeczypospolitej przedstawiano jako wyraz zacofania. Najważniejszy historyk bismarckowskich Niemiec Heinrich Treitschke pisał o „gnijącym państwie sarmackiej szlachty”. Zabór części ziem polskich przez Prusy miał być gwarancją dobrobytu: „Nieszczęsny lud Wielkopolski i Mazowsza po raz pierwszy od wieków mógł teraz doznać błogosławieństwa sprawiedliwej i troskliwej administracji. Szlachcic stał się wreszcie poddanym państwa, musiał podporządkować się powadze prawa, chłop i Żyd mogli znów wykuwać swą przyszłość, poświęcając się pokojowej pracy, nie drżąc przed batem szlachcica”. W czasach rozbiorów sami Polacy ulegali przekonaniu, że ich dzieje to prawie bez wyjątku pasmo pomyłek i nieszczęść; monarchia absolutna wydawała się jedyną możliwością uratowania państwa. Michał Bobrzyński pisał: „W ówczesnym [...] położeniu geopolitycznym tylko silna i scentralizowana monarchia, oparta na potężnym wojsku i dobrze zorganizowanym skarbie, mogła zapewnić państwu polskiemu utrzymanie odpowiedniej pozycji w Europie. Zamiast tego nastąpiło u nas coś, co śmiało nazwać można degeneracją władzy państwowej, degeneracją państwa”. A Stanisław Koźmian twierdził, że: „wewnątrz nagromadziło się tyle błędów politycznych, tyle grzechów, społecznych, tyle zaniedbania ekonomicznego, tyle bezrządu, tyle słabości, tyle wadliwych urządzeń, że i słabemu sąsiadowi Polska nie byłaby przy końcu mogła stawić czoła”. Prowadziło to go do przekonania, że Polakom zabrakło umiejętności państwotwórczych: „Naród, który utworzył był państwo polskie, nie był w należyty sposób obdarzony zmysłem politycznym, to jest zbiorową zdolnością rozwijania, wzmacniania i zachowania kształtu państwowego; albo że jeżeli go miał niegdyś na tyle, aby utworzyć państwo, a nawet znacznie je rozszerzyć, ale nie miał go dosyć, aby je należycie wzmocnić i zabezpieczyć; lub też, że zmysł polityczny w tym narodzie stępiał”.
Takie oceny były wyrazem frustracji po utracie państwa i dziesięcioleciach życia w niewoli, nieskutecznych powstań i braku perspektyw na odzyskanie niepodległości. Były także efektem propagandy krajów zaborczych. Rażą brakiem szerszej perspektywy porównawczej i idealizują państwa „zachodnie”, przeceniają zaborców. Także w czasach PRL nie brakło głosów, że zabory były korzystne pod względem gospodarczym, politycznym i kulturowym, że „zmodernizowały” Polaków. Na przykład Stefan Bratkowski twierdził, że bez rozbiorów Polska pozostałaby „czymś w rodzaju Hiszpanii” – groziłaby nam stagnacja, inkwizycja, nie byłoby rozwoju gospodarki i oświaty. I pyta kto byłby bardziej zacofany: „czy ci Polacy à la Hiszpania, czy też autentyczni Polacy z ówczesnej Polski rozszarpanej między zaborców. Może jednak nie liczy się tylko sama niepodległość i czyn zbrojny?”
Obecnie inaczej zaczynamy patrzeć na historię Europy i Polski. Gdy Quentin Skinner odkrywał znaczenie republikanizmu w tradycji i myśli politycznej Europy, nie wiedział jeszcze nic (lub prawie nic) o Polsce. Obecnie coraz więcej badaczy zagranicznych interesuje się Rzecząpospolitą. Nie popadając w zbytnią emfazę, zachowując zasady warsztatu historyka, odkrywają jej wielkość, jej znaczenie i zalety. Niedawno w wersji polskiej i angielskiej ukazała się książka Richarda Butterwicka-Pawlikowskiego „Światło i płomień”, opisująca dorobek Rzeczypospolitej w ostatnich dziesięcioleciach przed rozbiorami. Ten wybitny historyk ocenia, że: „Rzeczpospolita czasów stanisławowskich nie była państwem niewydolnym (failed state). Nie została litościwie dobita przez lepiej rządzonych sąsiadów, kiedy grzęzła w anarchicznym nieszczęściu. W wyjątkowo niekorzystnych warunkach ta na przemian nękana przez burze i flautę nawa państwowa zdołała chwycić wiatr w żagle. W 1788 roku, gdy wymknęła się ze strefy równikowej ciszy, jaką była rosyjska hegemonia, wypłynęła na strategicznie ważne wody i zagroziła geopolitycznym interesom sąsiadów. Rzuciła też monarchom sąsiednich mocarstw wyzwanie ideologiczne i demograficzne […] szlachecki naród polski był wspólnotą polityczną, która wstąpiła na ścieżkę wiodącą do upodmiotowienia całej ludności”.
Rzeczpospolita była państwem „dwoistego”, ale jednego narodu, wspólną Ojczyzną, Rzeczpospolitą Polską, jednoczonym także dominującą wiarą, wspólną pamięcią historyczną i tradycją polityczną. Usprawnienie państwa, wzmocnienie jego siły, w tym także militarnej, wywołało zaniepokojenie mocarstw ościennych. Butterwick pisze, że rewolucyjne reformy Sejmu Wielkiego były <<„frenetyczną, walkiryjską szarżą w kierunku ostatecznej zagłady. Miała ona przynieść momenty nadziei i rozpaczy, chwały i hańby, dalekowzrocznej polityki i samolubnej krótkowzroczności, a także poprawę wizerunku Rzeczypospolitej. Bez tej metamorfozy narodu polskiego mocarstwa zaborcze zrealizowałyby znacznie łatwiej swój wspólny cel [...] „konieczność usunięcia wszystkiego, co ma nieść ze sobą pamięć istnienia Królestwa Polskiego”, „które ma zostać odtąd na zawsze zniesione”>>.
Przeszłość nie da się zmienić (ale można ją inaczej rozumieć). Determinizm historyczny jest fałszywą filozofią. Przeszłe zdarzenia nie były „nieuchronne”. Upadek Rzeczypospolitej wynikał – także – ze splotu okoliczności i jednostkowych decyzji. Dzisiaj – z punktu widzenia Polski niepodległej – za incydentalne można uznać 123 lata nieistnienia naszego państwa, europejską ekspansję Rosji i krótkotrwałą potęgę sztucznego państwa pruskiego, za anomalię trwanie w XIX wieku wielonarodowego imperium Habsburgów. Ale to, czy takie widzenie przeszłości okaże się trwale prawdziwe, zależy od przyszłości, jaką stworzymy.
Artykuł pierwotnie opublikowany w Tygodniku Solidarność nr 46/2024
Czytaj także
Rządy prawa czy rządy ludzi? Władza i prawo w sporze o „praworządność”
Od 2015 roku praworządność stała się nieoczekiwanie jedną z głównych kwestii politycznych i najgorętszych tematów w Unii Europejskiej.
Zdzisław Krasnodębski
Deliberatio.eu: prof. Zdzisław Krasnodębski - XIII Kongres Polska Wielki Projekt
Prof. Zdzisława Krasnodębskiego refleksje po panelu dyskusyjnym "Sprawiedliwy pokój – reparacje, zadośćuczynienie, pojednanie".
Zdzisław Krasnodębski
Seminarium pt. "Wiara i rozum w naszych czasach"
Seminarium organizowane przez Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej
Komentarze (0)