Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Widziane z Warszawy: Krajobraz po bitwie. I przed następną…

    2024-08-13
    Czas czytania 6 min
    Minęły wybory do Parlamentu Europejskiego, odbyła się sesja inauguracyjna nowej kadencji i pierwsze konstytucyjne posiedzenia komisji, teraz czekamy na wznowienie jego prac po przerwie wakacyjnej.

     

    Kiedy opadł kurz bitwy wyborczej okazało się, że układ władzy pozostanie taki sam, jak poprzednio. Należy podziwiać trwałość i elastyczność systemu władzy w UE. Koalicja „proeuropejska” znowu wyszła obronną ręką. Unijne instytucje oprą się na tym samym sojuszu – Europejska Partia Ludowa, Socjaliści i Odnowa, z poparciem Zielonych, którzy zapewne nadal będą realizować swoją radykalną politykę, szantażując moralnie partnerów. Ursula von der Leyen została wybrana na drugą kadencję, mimo że działania KE pod koniec poprzedniej kadencji wywołały protesty społeczne, szczególnie wśród rolników, oraz niezadowolenie nawet wśród europosłów EPL, z której się wywodzi.

    Dlaczego tak się stało? Dlatego, że – po pierwsze – rekrutacja na czołowe stanowiska dokonuje się drogą kooptacji przez elitę władzy. Nie tylko zresztą w UE, bo jakie to zasługi i zalety Marka Rutte sprawiły, że został sekretarzem generalnym NATO? Po drugie, jest to system, w którym odpowiedzialność za podejmowane wcześniej błędne decyzje, jest zminimalizowana. Jak długo ktoś jest użyteczny zarządzającej elicie, tak długo nie liczą się jego przeszłe błędy i uchybienia. Nie musi, a nawet nie powinien się do nich przyznawać. Ursula von der Leyen w okresie wyborczym oraz w swym przemówieniu inaugurującym drugą kadencję sprawiała wrażenie, jakby to nie ona prowadziła radykalną politykę klimatyczną, jakby to nie ona kierowała Komisją Europejską przez ostatnie pięć lat. Teraz ma realizować inną politykę, bardziej wyczuloną na potrzeby przemysłu i konkurencyjność gospodarki europejskiej. Jak dalece inną, to się okaże – raczej będą to zmiany niewielkie. Ale za jej dotychczasową politykę będziemy wszyscy słono płacić.

    Po trzecie, wybory do Parlamentu Europejskiego, który jest modelową instytucją post-demokratyczną – choć są zawsze związane z pewnym ryzykiem dla elity, bo nie wiadomo do końca, jak kapryśny lud się zachowa – nie mogą przynieść zasadniczej zmiany politycznej, gdyż jeśli w jednym kraju siły dotąd rządzące słabną, w innych się wzmacniają. Zarówno w 2019, jak i w 2024 pojawiły się nadzieje, że nastąpi zmiana kursu. Tymczasem choć partie prawicowe zyskują stopniowo na poparciu, to jednak nie na tyle, by doszło do przełomu. Tylko jednoczesny silny zwrot na prawo w największych krajach unijnych mógłby zmienić ten układ. A to jest bardzo trudne do osiągnięcia. Gdyby prawica była na tyle silna, że od jej głosów zależałby wybór przewodniczącej KE, partie zrzeszone z EPL układałyby się z nią, a nie z socjalistami i socliberałami, aby utrzymać swoje wpływy.

    Na razie – po czwarte – zarówno na poziomie narodowym, jak i europejskim, w obliczu zagrożenia ze strony „skrajnej prawicy”, dochodzi do sojuszu sił „centroprawicowych”, a w istocie post-prawicowych, z liberałami i lewicą, i to nawet skrajną. Tak było w Polsce, tak jest we Francji, tak jest w PE.

    W Radzie Europejskiej sprawy się będą jednak komplikować, gdyż coraz więcej państw jest rządzonych przez partie sceptycznie nastawione wobec obecnej unijnej polityki, a rządy we Francji i Niemczech, na których opiera się ta polityka, są słabe i niepopularne.

    Kluczowe znaczenie będzie miała polityka Włoch, ich pozycja w „koncercie unijnych mocarstw”. Georgia Meloni dała się „uwieść” Ursuli von der Leyen i Manfredowi Weberowi, sugerującym w kampanii, że zostanie dopuszczona do konwentyklu podejmującego zasadnicze decyzje personalne i strategiczne. Gdy okazało się, że EKR nie jest bezwzględnie konieczna do zbudowanie większości, przestano ją kokietować. Ale Włochy trudno jest zmarginalizować i zapewne włoski komisarz otrzyma znaczący zakres kompetencji w Komisji Europejskiej. Victor Orban, montując nowe sojusze na prawicy i prowadząc własną politykę zagraniczną, korzystając przy tym z faktu, że Węgry sprawują obecnie prezydencję w UE, wywołuje wściekłość, bo wychodzi przed szereg. Jego polityka jest kontrowersyjna – zwłaszcza z polskiego punktu widzenia – ale Węgry kierują się swoim interesami narodowymi. I z zazdrością można patrzyć, jak zręcznie lawirują między unijnymi rafami. Węgry zdecydowanie grają powyżej swojej nominalnej wagi, z Polską jest odwrotnie – grała niezwykle odważnie (choć głównie w słowach), ale w realnej polityce dużo poniżej swojej nominalnej wagi. Ostrej retoryce towarzyszyły działania, w których szliśmy na daleko idące ustępstwa, przeczące suwerennościowej retoryce. Tą rozbieżnością między buńczuczną retoryką a pragmatycznymi próbami dogadania się z Komisją Europejska PiS wzmacniało sympatie dla Konfederacji jako partii o jednoznacznym, zdecydowanym stanowisku.

    Gdyby Zjednoczonej Prawicy udało się wygrać ubiegłoroczne wybory parlamentarne w Polsce zmiana sił w Radzie Europejskiej i w Radzie UE byłaby widoczna, a Polska jako lider koalicji państw rządzonych przez prawicę byłaby jednym z rozgrywających w unijnej polityce. Niestety Polacy zadecydowali inaczej i Polska przestała się liczyć w grze politycznej, spadając do poziomu państwa-satelity, pariasa zajmującego się domowymi „rozliczeniami”. Tylko polskie media reżimowe zachłystywały się „kluczową rolą”, jaką odgrywa Tusk. Niestety część polskich mediów prawicowych dała się złapać na ten lep, spekulując o różnych ważnych funkcjach, jakie miałyby na niego lub jego akolitów czekać w Brukseli. Zobaczymy, kto obejmie stanowisko komisarza i z jakimi kompetencjami.

    Prawica wyjdzie z tych rozgrywek bardziej podzielona. Nie tylko się nie zjednoczyła, ale zamiast dwóch prawicowych grup politycznych w Parlamencie Europejskim będą teraz trzy. EKR nie została objęta kordonem sanitarnym, co można uznać za sukces Georgii Meloni, gdyby nie to, że podobnie było już w poprzedniej kadencji. Kordon sanitarny dotyczył tylko delegacji polskiej w EKR. Prawdziwym przełomem był więc wybór Bogdana Rzońcy na przewodniczącego komisji petycji. To jednak, że wybór ten dokonał się w wyniku głosowania, a nie – jak bywa najczęściej – przez aklamację, i Bogdan Rzońca został wybrany przewagą tylko jednego głosu, pokazuje, że ciągle silna w PE jest grupa posłów, która marzy o takim kordonie. W dodatku komisja petycji nie jest komisją legislacyjną, a jej znaczenie bywa kwestionowane. Dwie inne komisje, które przypadły EKR to komisja budżetowa – jej szefem został ponownie Flamand Johan van Overfeldt – oraz komisja rolnictwa, której przewodnicząca została europosłanka z Czech.

    EKR przestanie być „polską” frakcją, a wiec taką, w której to polska delegacja nadawała ton. Delegacja PiS nadal jest bardzo duża. Ale jest mniejsza niż delegacja włoska – Włosi mają dwudziestu czterech europosłów, Polacy dwudziestu. Co więcej, w dużej mierze została zerwana ciągłość personalna z poprzednią kadencją, podczas gdy czołowi włoscy parlamentarzyści – jak Nicola Proccacini i Carlo Fidanza – zostali ponownie wybrani. Ale co najważniejsze delegacja PiS nie będzie miał już wsparcia w Stałym Przedstawicielstwie RP oraz w Radzie.

    Nie można się pocieszać faktem, że reprezentacja koalicji rządowej jest merytorycznie słaba, a jeśli chodzi o lewicę, wręcz groteskowa. Delegacji Koalicji Obywatelskiej, która jak wiadomo wchodzi w skład największej frakcji – Europejskiej Partii Ludowej – przypadło obok stanowiska wiceprzewodniczącej PE jedynie kierowanie Komisją Przemysłu, Badań Naukowych i Energii, jedną z najistotniejszych komisji w PE. Funkcja przewodniczącego tak ważnej komisji jest bardzo wymagająca, zarówno jeśli chodzi o znajomość procedur parlamentarnych, wiedzę na temat dotychczasowej polityki UE i rozeznanie w materii, którą ta komisja się zajmuje. Na razie jednak jej nowy przewodniczący z PO budzi w kuluarach stłumiony śmiech swoją nieporadnością. Należy się obawiać, że tak jak w polityce krajowej frustracja z powodu własnej indolencji będzie zamieniała się w agresję i że europosłowie „Koalicji 13 grudnia” tym gorliwiej przenosić będą domową wojnę przeciw polskiej prawicy, przeciw Polsce na teren unijny.

     

    Komentarze (0)

    Czytaj także

    Filozofia przeciw żelaznej kurtynie - Wieczór Pamięci Krzysztofa Michalskiego

    Dom Polski Wschodniej, Avenue de Tervueren 48, Bruksela | Środa 24 maja 2023 r., godz. 18:00

    Zdzisław Krasnodębski

    2 min

    „Widziane z Warszawy, widziane z Brukseli”

    Polska wkracza w kampanię wyborczą. Wojna na Ukrainie zasadniczo zmieniła kontekst, w jakim ta kampania się odbędzie i w jakim Polacy będą dokonywać wyboru.

    Zdzisław Krasnodębski

    8 min

    Widziane z Warszawy, widziane z Brukseli: Echo heidelberskiego przemówienia

    20 marca premier Mateusz Morawiecki wygłosił bardzo ważne przemówienie na Uniwersytecie w Heidelbergu.[1] Warto porównać je z przemówieniem prezydenta Emmanuela Macrona na Sorbonie w roku 2017 oraz z wystąpieniem kanclerza Olafa Scholza na Uniwersytecie Karola w Pradze pod koniec sierpnia 2022 r.

    Zdzisław Krasnodębski

    10 min