1. Podejrzany romantyzm
Fakt, że rok 2022 został w Polsce ogłoszony rokiem romantyzmu, wywoływał u tych moich europejskich znajomych i kolegów, do których dotarła ta wiadomość, lekką konsternację i zdziwienie. Romantyzm nie cieszy się bowiem najlepszą opinią szczególnie w Unii Europejskiej, a zwłaszcza w Parlamencie Europejskim. Dzisiejsza Europa, zorganizowana politycznie w Unię Europejską, odwołuje się do Oświecenia, do rozumu, a nie uczuć i emocji, do uniwersalnych zasad, a nie do narodowych kultur. Według dominującej narracji droga postępu w Europie wiodła przez reformację, oświecenie, rozwój liberalizmu do współczesnej demokracji liberalnej oraz do Unii Europejskiej, jako zwieńczenia dziejów. Czasami jeszcze renesans bywa wpisywany w tę narrację. Ale jak pomieścić w niej romantyzm?
Otóż pojawia się w niej jedynie jako wyraz sprzeczności społecznych i tendencji rewolucyjnych, a także jako droga ku pogłębieniu indywidualizmu, wzbogaceniu rozumienia „ja” o nowe wymiary. Wkład romantyzmu do kultury nowoczesnej to uzupełnienie oświeceniowego ujęcia podmiotu przez dodanie uczuć i poczucia wyjątkowości każdego Ja. Dlatego obecnie nawet czołowy filozof niemieckiego romantyzmu, ale przecież także skrajny niemiecki nacjonalista, Gottlieb Fichte, który zradykalizował pojęcie Ja, uchodzi za filozofa wolności, w tym także wolności politycznej.
Romantyzm docenia się przede wszystkim jako kierunek w sztuce i jako teorię estetyczną, który przyczynił się do obecnego wybujałego indywidualizmu i dążenia do oryginalności, przekraczania konwenansów. Jak pisał jeden z najwybitniejszych filozofów współczesnych Charles Taylor, wielki wkład romantyzmu do kultury współczesnej polega na nowym – „ekspresywistycznym” – rozumieniu natury i człowieka; ekspresja zastąpiła mimesis. [1] Pisze on „Ekspresywizm był podstawą dla nowej i pełniejszej indywidualizacji. Chodzi tu o rozwijającą się przy końcu XVIII wieku ideę, że każda jednostka jest inna i oryginalna, i że owa oryginalność określa sposób, w jaki powinna żyć.”[2]
Mimo tych obrończych wysiłków romantyzm pozostaje jednak podejrzany o reakcyjność. Na tę reakcyjność składają się takie elementy, jak irracjonalizm, kult wspólnoty, odwołanie się do mitów i folkloru, heroizm, religijność, a przede wszystkim uświęcenie narodu i podporządkowanie mu jednostki, tak bardzo dzisiaj podejrzanego. Romantyzm uznawany jest za silnie związany z kulturą niemiecką, a nawet uznawany za jej szczególną i niebezpieczną cechę, oddzielającą Niemcy od Zachodu, ale przezwyciężoną po II wojnie światowej. Isaiah Berlin pisał, że „romantyzm narodził się w Niemczech i w Niemczech znalazł swoją najprawdziwszą ojczyznę”.[3]
Ciągle ukazują się książki ostrzegające przed romantyzmem i z niego wyprowadzające bulwersujące opinię społeczną zjawiska, takie jak ostatnio ruch antyszczepionkowy w czasie pandemii, szczególnie silny w Niemczech. Romantyzm przedstawiany jest jako nurt kulturowy wrogi postępowi i nowoczesności, obskurancki i torujący drogę ku narodowemu socjalizmowi. Tezę o romantycznych korzeniach narodowego socjalizmu głosili między innymi: György Lukacs, w którego książce „Die Zerstörung der Vernunft” zarysowana jest prosta droga od Schellinga do Hitlera, ale także Victor Klemperer, Isaiah Berlin, Eric Voegelin, a także Thomas Mann w swojej słynnej powieści „Doktor Faustus”, w której genialny kompozytor, symbolizujący Niemcy, zawiera pakt z diabłem.[4]
Także we Francji romantyzm uznawany jest za zjawisko dziedzin sztuki, szczególnie muzyki, ale kojarzy się dzisiaj przede wszystkim ze sferą prywatności z relacją między płciami, i jest interpretowany jako bunt przeciw mieszczaństwu i mieszczańskiej moralności. Współczesny francuski pisarz Frédéric Beigbeder w swojej książce „Romantyczny egoista”, który najwidoczniej podziela tezę o romantycznych źródłach III Rzeszy, konstatuje: „Bez romantyzmu nie ma miłości i nie ma Hitlera.“[5]
Romantyzm rzeczywiście przeżywał w III Rzeszy koniunkturę, i to łównie późny romantyzm, w której problematyka narodowa odgrywała większą rolę.[6] Ale stosunek narodowego socjalizmu do romantyzmu nie był pozbawiony ambiwalencji. Joseph Goebbels postulował nowy typ romantyzmu – „stalowy romantyzm” (stählerne Romantik), romantyzm „nie cofający się przed trudnościami życia – romantyzm, który ma odwagę zmierzyć się z problemami, patrzyć im prosto, bez drżenia w bezlitosne oczy świata”.[7] A Carl Schmitt, jeden z czołowych intelektualistów III Rzeszy, w szeroko do dziś czytanej i cytowanej książce „Politische Romantik” krytykował romantyzm za brak woli i zdecydowania, za okazjonalność i marzycielstwo itd.[8]
Trzeba też dodać, że romantyzm inspirował nie tylko rewolucyjne zapędy narodowych socjalistów, lecz także rewolucyjną myśl lewicową (a więc „postępową”), podczas gdy prawica francuska i niemiecka go odrzucała. Arthur Moeller van den Bruck wskazywał, że to: „Bismarck urzeczywistnił wszystko, co dla doktrynerów było źródłem udręki, co ulatniało się jak piana w marzeniach romantyków.“[9] Natomiast Charles Maurras, który w rozprawie „Romantism feminine” pisał, że romantyzm był wielkim wysiłkiem zmiany płci, uznawał romantyzm obok reformacji i rewolucji za jedno z trzech źródeł współczesnego indywidualizmu. I przeciwstawiał im: katolicyzm, klasycyzm i kontrrewolucję.[10]
Oczywiście, wiele zależy od tego, jak rozumie się romantyzm. W swojej pracy o romantyzmach europejskich Maria Korytowska pisze o trudnościach zdefiniowania romantyzmu i wyodrębnienia go jako oddzielnej epoki w historii kultury. Przytacza między innymi pogląd wybitnego amerykańskiego historyka idei Arthura Lovejoya, który proponował „dwa komplementarne rodzaje postępowania: po pierwsze, uświadamianie złożoności pojęcia Romantyzmu, po wtóre – używanie go w liczbie mnogiej z kwalifikatorem narodowościowym i językowym oraz wyodrębnienie idei oraz ich zespołów, jakie mogą pojawiać się w poszczególnych krajach.”[11] Trzeba dodać, że większość pojęć w humanistyce jest wieloznaczna i można mieć uzasadnione wątpliwości, czy da się w ogóle myśleć o historii w kategoriach odrębnych, w miarę jasno oddzielonych okresów czy epok. Ale w przypadku romantyzmu wydaje się to szczególnie trudne.
Warto też przypomnieć, że w Niemczech, inaczej niż Polsce, definiuje się romantyzm, co jest tym istotniejsze, że polski romantyzm uchodzi za wtórny wobec romantyzmu niemieckiego, a w każdym razie za czerpiący z niego wzory. W Niemczech często przeciwstawia się „romantykę” (Romantik) rozumianą jako pewną epokę w kulturze „romantyzmowi” (Romantismus) jako nastawieniu duchowemu, nie ograniczonemu tylko do pewnej epoki. Ale jeszcze częściej zawęża się zakres znaczenia „romantyki” tylko do pewnej szkoły, do pewnego kręgu osób w pewnej epoce. Do tego kręgu należeli w Jenie, gdzie jak się przyjmuje, narodził się niemiecki romantyzm, bracia Schlegel, Ludwig Tieck, Georg Phillip Freidrich von Hardenberg, czyli Novalis, nieco poźniej w Heidelbergu Clemens Brentano, Achim von Armin, Joseph von Eichendorff, Joseph Görres. W okresie końcowym, w „Spätromantik”, ośrodkiem staje się głównie Wiedeń. Ten okres jest szczególnie deprecjonowany jako „reakcyjny”. Jednym z pierwszych ferujących takie wyroki był Heinrich Heine, który w swojej zjadliwej „Szkole romantycznej” przedstawiał romantyzm jako nieudaną próbę ożywienia poezji średniowiecza i wyraz obskuranckiego katolicyzmu, będącego, jego zdaniem, religią wyrzeczenia ascezy, potępienia cielesności i pokory oraz hipokryzji – religii, której fałsz zostaje rozpoznany w epoce postępu, w XIX wieku. Heine nie ukrywał nigdy ani swojej niechęci do braci Schleglów i innych poetów romantycznych, ani do Kościoła, ani do Polaków.[12]
Według Tomasza Manna romantyzm to: „nadawanie podniosłych interpretacji zdarzeniom prostym i topornym.” – „höhere Interpretation des kruden Geschehens”.[13] Ta definicja nawiązuje do słynnych słów Novalisa, że: „świat trzeba zromantyzować. W ten sposób można ponownie odnaleźć pierwotne znaczenie. [...] Romantyzuję nadając temu, co pospolite, wyższy sens, temu, co zwykłe – tajemniczy wygląd; temu, co znane – godność tego, co nieznane; temu, co skończone – aurę nieskończoności.”[14]
Dzisiaj przyjmuje się, że jak długo taka postawa romantyczna dotyczy sfery estetycznej, tak długo może nie budzić zastrzeżeń i obaw. Niebezpieczne jest jednak nadawanie wyższego sensu polityce, idealizm polityczny, oderwanie od realnego świata: „Weltfremdheit”. Polityczny romantyzm to, zdaniem Safranskiego, próba politycznej odpowiedzi na ostateczne pytania, zawierająca wątki apokaliptyczne czy eschatologiczne, nadawanie wydarzeniom politycznym sensu metafizycznego. Taki polityczny romantyzm zawsze kończy się fatalnie, czego przykładem są polityczne wizje Heideggera.[15] Na takie pytanie odpowiada religia lub filozofia, ale nie polityka, którą rządzi rozum pragmatyczny.[16] Trzeba oddzielić sfery religii od polityki kordonem sanitarnym.
Wniosek z współczesnej dyskusji na temat romantyzmu jest więc jeden: może mieć on swoje miejsce w kulturze nowoczesnej jako krok rozwoju indywidualizmu, jako teoria estetyczna, ale, broń Boże, nie w polityce. Wczesny romantyzm jest jeszcze do zaakceptowania, natomiast romantyzm późny jest uznawany za reakcyjny. Tę ewolucję od postępowości do reakcyjności ilustruje się często biografią Friedricha Schlegla, który dokonał konwersji na katolicyzm, wstąpił do austriackiej służby dyplomatycznej i był sekretarzem Metternicha. Można pokazywać także tę ewolucję postaw na przykładzie innych pisarzy, niekoniecznie należących do ścisłego kręgu romantyków, jak na przykład Heinricha Kleista, nazywanego przez Safranskiego „mistrzem nienawiści”. To przekonanie, że polityka nie ma nic wspólnego z pytaniami o sens świata i naszej egzystencji, że musi być oddzielona od religii, jest powszechne wśród Niemców. Współcześni Niemcy cenią przede wszystkim politykę trzeźwą, rozsądną, realistyczną, pragmatyczną, a przynajmniej taką, która taką się wydaje. Nie dziwmy się popularności obecnego kanclerza, a przedtem Angeli Merkel.[17]
W innych częściach Europy jest jednak inaczej. Szczególnie tam, gdzie romantyzm przyczynił się do obudzenia lub obrony tożsamości narodowej. Tak jest w Europie Środkowo–Wschodniej. Parę lat temu intelektualista francuski Max–Ervann Gastineau próbował wyjaśnić różnicę pomiędzy Europą zachodnią a Europą środkowo–wschodnią tym, że w tej ostatniej ciągle żywe są tradycje romantyczne, podczas gdy w Europie zachodniej uległy one destrukcji.[18] Ci, którzy są przekonani, że trwająca obecność postaw i odczuć romantycznych, oraz ich wpływ na życie społeczne i politykę jest anachroniczna i szkodliwa, nie przyjmą tej oceny pozytywnie.
Tymczasem w Polsce romantyzm nierozerwalnie jest związany z polityką, z walką o niepodległość, z dręczącym pytaniem o los Polski i obowiązek Polaków wobec narodu, nie przypadkiem tytuł konferencji w Poznaniu, która dała początek tej publikacji, dotyczył wpływu romantyzmu na etos obywatelski.
Przełomowy moment w rozwoju romantyzmu w Polsce symbolizuje przemiana Gustawa, lirycznego poety, w Konrada, buntownika, walczącego z rosyjskim imperium w imię Polski oraz chrześcijaństwa. My więc cenimy romantyzm za to, przed czym przestrzegają współcześni, liberalni Niemcy – i w ogóle liberalna Europa – i dlatego patrzą oni na nas nie bez podejrzliwości, traktując to pozytywne odniesienie do romantyzmu jako symptom zacofania i nacjonalizmu. W większości przypadków jest to wyraz ignorancji. Romantyzm polski sprowadzony jest do paru uproszczonych haseł – niemal każdy Niemiec słyszał na przykład, że Polska uważała się za Chrystusa narodów, i do tego w większości przypadków ogranicza się ich wiedza. Oceniają polski romantyzm w świetle losów romantyzmu własnego, a polski patriotyzm widzą w kontekście ponurej historii nacjonalizmu w Niemczech.
Skąd ta różnica między romantyzmem polskim a niemieckim? Istotne jest to, czemu nadajemy wyższy sens. Tak jak miłość do Maryli Wereszczakówny nie jest tym samym, co miłość do Wilhelminy von Zange, tak czym innym jest romantyzować Niemcy, a czym innym jest romantyzować Polskę – naród zniewolony przez trzy mocarstwa, walczący o wolność, a nie naród konstytuujący się w agresywne imperium. I Polska, i Niemcy w przeciwieństwie do Francji i Anglii nie istniały jako państwo w epoce romantyzmu, ale nie istniały w inny sposób. I nie zaistniały w ten sam sposób. Naturalnie niemieccy poeci nie mogli przewidzieć, jak potoczą się losy Niemiec. My jednak dziś wiemy, czym się skończyło romantyzowanie Niemiec. I wiemy, że romantyzowanie Polski miało inne przyczyny i skutki.
Mówiąc o Polsce wieku XIX z konieczności mówiono o czymś, co znajdowało się w sferze marzeń i wyobrażeń, w nierzeczywistości. Nie można było więc nie romantyzować Polski, jeśli miała jeszcze istnieć i stać się realnością. Jak pisał krytyczny przecież wobec romantyzmu Stanisław Brzozowski: „Polska żyje w dziedzinie nadprzyrodzonej”. I dodawał: „jest to słuszne”.[19] Polska istniała siłą woli, siłą woli zmartwychwstania. Podobnie Niemcy nie były realne, lecz nie były utracone w walce, rozebrane przez mocarstwa i odbudowywane siłą woli. Niemcy po prostu nie istniały jako jedno państwo, istniejąc już jako przestrzeń kulturowa, jako „Kulturnation” i jej poeci i myśliciele marzyli o powstaniu Niemiec jako państwa. Oczywiście impulsem rozwoju świadomości było zajęcie Niemiec przez wojska napoleońskie i klęska Prus, ale przecież i ta inwazja miała inny charakter niż inwazja rosyjska. Nikt nie uznawał Suworowa za „duszę świata na koniu” (Hegel). Romantykom niemieckim chodziło o obalenie władzy rodzimych kieszonkowych despotów, takich jak książę Wirtembergii Karol Eugeniusz, przed którym Schiller uciekł do oddalonego o jakieś 100 kilometrów Mannheim, znajdującego się już w innym państewku, Palatynacie. Doświadczenie rozdrobnienia, słabości i prowincjonalności małych państewek niemieckich – także nienawiść do Francji i Napoleona – było podstawą rodzącego się marzenia Niemców o silnym zjednoczonym, mocarstwowym państwie, rządzonym według reguł i prawa, a nie kaprysów kieszonkowych władców tych państewek. Weimar, okrzyczany kulturalna stolicą Niemiec, liczył sobie w tych czasach około sześciu tysięcy mieszkańców.
2. Imperium zła
Zło, w obliczu którego znalazła się Polska, to nie była porewolucyjna Francja, to nie był Napoleon, jak w przypadku Niemców, którzy najpierw witali go jako wyzwoliciela, ucieleśnienie ducha Oświecenia, modernizatora, a potem nienawidzili i zwalczali jako tyrana i demoniczne uosobienie zła. Walka przeciw Francuzom dała początek politycznej tożsamości Niemiec.[20] Natomiast polscy romantycy, wręcz przeciwnie, ubóstwiali, w dosłownym sensie, Napoleona. „Napoleon pojął boską istotę Chrystusa i wyjaśnił ją lepiej niż jakikolwiek teolog; bo też Zbawiciel świata nie był teologiem: żył na to tylko, aby działać.” – mówił w swych paryskich wykładach Mickiewicz.[21] Złem dla Polaków była Moskwa. Najbardziej może konsekwentny w opisie tego niebezpieczeństwa był Zygmunt Krasiński, który o Rosji pisał, że: „stosunku swego do Boga nauczyła się od bizantyjskiej obłudy – stosunku swego do ludzi od mongolskiego zwierzchnictwa.“[22] Zetknięcie się z imperium moskiewskim, z jego ekspansją i agresją, było konstytutywne dla polskiej tożsamości. Jak trafnie mówił Jarosław Marek Rymkiewicz: „Nasza nowożytna polskość była konstytuowana zawsze negatywnie: byliśmy, jesteśmy takimi a nie innymi Polakami, ponieważ stanęliśmy twarzą w twarz z potworem, który nazywał się imperium... Nasza polskość jest reakcją na agresję tego imperium. Ona była kształtowana negatywnie, bez tego imperium polskość musiałaby być i z pewnością byłaby czymś zupełnie innym, musiałaby się jakoś przeorganizować i przekształcić. Ale właśnie jakoś, czyli w sposób dla mnie niewyobrażalny.”[23]
Polscy poeci romantyczni byli przekonani, że Polskę i Rosję dzieli coś więcej niż tylko sprzeczność interesów dwóch państw czy dwóch narodów. Jak pisał Zygmunt Krasiński: „Moskwa-Polska – oto wiekowe imiona onych dwóch duchów zbiorowych, pasujących się na słowiańskiej widowni rozbratem podobnym zapamiętanemu przez wszystkie religijne podanie.”[24]
Teza o końcu paradygmatu romantycznego, głoszona przez Marię Janion w latach dziewięćdziesiątych, wynikała z szeroko wówczas rozpowszechnionego przekonania, że te zmagania zostały definitywnie zakończone z chwilą upadku komunizmu – tak, jakby Rosja w ogóle przestała istnieć, a Polska znalazła się w strefie zupełnego bezpieczeństwa. Odrzucający stanowczo tezę Janion Rymkiewicz tak opisywał ówczesne nastroje:
„[…] oto nagle znaleźliśmy się w takiej sytuacji, która przed kilku laty była niewyobrażalna: żyjemy w niepodległym kraju, który nie jest zagrożony żadną obcą interwencją, jako że północne imperium podobno rozpadło się, przestało istnieć. Niebawem może usłyszymy, że nie tylko imperium przestało istnieć, lecz także Rosja przestała istnieć i nigdy już istnieć nie będzie, a więc w ogóle ten północny żywioł polskiemu żywiołowi nie zagraża. Oczywiście, w takiej sytuacji rodzi się podejrzenie, że całe dotychczasowe rozumienie romantyzmu – jakby je nazwać? – patriotyczno–symboliczne, że istota polskiego romantyzmu, w którą był wpisany wysiłek podtrzymywania polskości jest czymś co można spokojnie odesłać do muzeum.“[25]
Dzisiaj bieg wydarzeń przyznał rację Rymkiewiczowi i wiemy, że imperium zła nie przestało istnieć, a więc i istota polskiego romantyzmu nie stała się bynajmniej obiektem muzealnym.[26] Można powtórzyć wszystkie ostrzeżenia przed Rosją, jakie pod adresem Europy, a szczególnie Francji, słali polscy poeci czasów romantyzmu. Nic nie straciły na aktualności.
3. Rzeczpospolita – dobro utracone
Polscy poeci i myśliciele romantyzowali pierwszą Rzeczpospolitą, jej mieszany ustrój, jej ideał równości i wolności, a nie Święte Cesarstwo Rzymskie Narodu Niemieckiego. Mimo wszystkich różnic, jakie ich dzieliły, byli zgodni w ocenie wolnościowej tradycji Rzeczypospolitej. Polska jawiła się im jako prekursor nowej epoki demokracji, wolności i braterstwa, a nie tylko jedności i harmonii. Jak pisał Zygmunt Krasiński: „Wszystko, do czego Europa dni naszych skwapliwie, a nieraz niedojrzale, niezręcznie i gwałtownie brać się będzie, to Polska już w piersiach swych nosi i wypracowywa: wolność i braterstwo polityczne – Rzeczpospolitę i króla – demokracją, jak fale płynne ogromne oceanu, a na nich arystokracją z zasług miecza i rozumu płynącą jak rozskrzydlone żeglami okręta, przemijające wciąż. Wszystko to razem przeczuwa i natychmiast wykonywa. Wieków trza będzie światu, by takiego ideału dostąpił w myśli, a wielu drugich, by go w pełni i mierze urzeczywistnieniu, Polska w XV i XVI wieku już taki ideał wciela.”[27] Ta wolnościowa tradycja przeciwstawiona jest despotycznej Rosji, ale także ówczesnej Europie, dla której Rzeczypospolita powinna być wzorem. Rymkiewicz tak wyjaśnia znaczenie tradycji I Rzeczypospolitej dla Mickiewicza: „Mickiewicz przede wszystkim […] w „Panu Tadeuszu” jest wspaniałym spadkobiercą dziedzictwa duchowego Pierwszej Rzeczypospolitej. Jego odpowiedź na zagrożenie ze strony tego imperium, którego istotą było niewolnictwo i które w całej swojej historii ufundowane było na zniewoleniu dusz i ciał ludzkich jest odpowiedzią obywatela pierwszej Rzeczypospolitej […] Mickiewicz odpowiada na pytanie tak: być wolnym Polakiem to znaczy być wolnym szlachcicem żyjącym w szlacheckiej Republice, która jest demokratycznym państwem ludzi szlachetnych.”[28]
W przypadku Polski chodziło o przywrócenie stanu rzeczy sprzed aktu zaborczego, o odbudowę Rzeczypospolitej z jej republikańskimi tradycjami. Po upadku powstania listopadowego Polska duchowa walka o nią odbywała się chwilowo głównie na emigracji. Jak pisał Brzozowski „Emigracja musiała ocalić, ugruntować Polskę jako własne przeżycie wewnętrzne, jako własne przekonanie, akt woli i wiary i jednocześnie tak ocaloną Polskę w życiu stworzyć.”.[29] Jednocześnie Polska stała się mniej realna, bardziej wyobrażona. Jej przywrócenie wymagało obalenia ówczesnych dogmatów i zasad całego porządku politycznego w Europie. Trzeba było jej rzucić wyzwanie. I dlatego: „Mało jest książek tak całkowicie wzniosłych, jak „Kursy” Mickiewiczowskie, ale nie rozumie się ich, póki nie pojmuje się ich tragicznego charakteru. Nie jako myśl, ale jako akt woli istnieje ta książka, nie jako program działania, plan myślowy, lecz jako wytężenie serca. Rzeczywistość jest to nie w przedmiocie, lecz w osobie, w samym Mickiewiczu. Jest to nie samopoznanie narodu, lecz akt wiary Mickiewicza w naród. Celem i zadaniem tych wykładów było – wykazać samemu sobie i słuchaczowi, że myśl europejska ma granice, że poza granicami jej właśnie rozpoczyna się misja Polski. Granicami myśli europejskiej była Europa sama. Wyższość Polski nad nią to było właściwie to, że nie żyła ona jeszcze samoistnie na europejskim poziomie.”[30]
4. Marny stan cywilizacji zachodniej
Przekonanie o tym, że Rosja jest imperium zła, z ducha nieeuropejskim, nie łączyło się – jak bywało w polskiej przeszłości i bywa dzisiaj – z naiwną idealizacją „Zachodu”, cywilizacji zachodniej, pomimo całej nadziei pokładanej we Francji, pomimo legendy napoleońskiej. Choć rolą Polski było zmaganie się z Rosją i przeciwstawianie się jej Europy, to przecież romantycy polscy krytycznie oceniali także zachodnią część Europy. Mickiewicz opisywał politykę europejską po traktatach westfalskich, uchodzących w dzisiejszej politologii za podstawę nowoczesnego systemu państw suwerennych, jako politykę imperialnych ambicji i egoizmu: „Polityka, która teraz nastaje, zasadza się na egoizmie, na interesie terytorialnym; ma na swe usługi przebiegłość ministrów. Obecnie celem dążeń będzie zaokrąglenie posiadłości, będzie się szukanie granic naturalnych; po raz pierwszy pada nieszczęsne słowo nieprzyjaźnie naturalne. W średnich nawet wiekach, w okresie strasznych wojen między Francją a Anglią, w czasach bitew pod Crécy, Poitiers i Azincourt, Francuzi i Anglicy nie uważali się nigdy za nieprzyjaciół naturalnych. Teraz szukać się będzie naturalnych granic między ludami; teraz będzie się działać tylko w imię interesów materialnych, reprezentowanych przez interes terytorialny; rozległość, ważność terytorium stawia się wyżej nad zasady moralne, które ludom dają życie i nimi rządzą.”[31]
Według niego pionierem tego rodzaju polityki siły było właśnie Wielkie Księstwo Moskiewskie, państwo powstałe po zniszczeniu Rusi przez Mongołów. Pokój westfalski to było, jego zdaniem, zwycięstwo ducha moskiewskiego nad duchem chrześcijańskiej Europy:
„Wszystkie oczy obracają się z konieczności na Moskwę, albowiem traktat wypowiada nieśmiało zasady, które już istniały i były w całej pełni realizowane przez gabinet moskiewski. Pomiatanie człowiekiem, pomiatanie wszystkim, co jest opinią, wszystkim, co jest legalnością, siła materialna powołana na najwyższego sędziego we wszelkich sprawach, wszystkie te pojęcia były […] podstawą potęgi Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Idea mongolska, idea zniszczenia przewyższała nawet wszelkie idee, które dyplomaci traktatu westfalskiego wysunęli na czoło, tak że gabinet moskiewski przez sam fakt traktatu westfalskiego ujrzał się przedstawicielem nowoczesnej polityki europejskiej: opinia filozofów, knowania wszystkich dyplomatów przyzywały go nieuchronnie ku Europie.”[32]
Powodem kryzysu Zachodu był materializm oraz odejście od wiary. Pytanie o rolę chrześcijaństwa w cywilizacji zachodniej stawiano bowiem już wówczas i jak już wtedy uważano, że wypierane jest przez zupełnie inny system wartości. Zygmunt Krasiński wręcz przeciwstawiał sobie wiarę i cywilizację: „Cywilizacja się poczęła w chwili, gdy wiara konała. Cywilizacja jest to jedność materialnego bytu, jest to wspólność interesów ziemskich, czekająca na zjawienie się słowa bożego.[33]
Już w średniowieczu polityka oddalała się od chrześcijaństwa, ale – w tym punkcie Mickiewicz i Krasiński są zgodni – to reformacja przeprowadziła ten podział do końca: „Kościół został na jednej stronie, polityka odbiegła na drugą – i od czasów Reformy zupełnie pogańską się stała. Tu machiawelizmu, tu dyplomacji początek; interes ziemski ubóstwiony, boże Królestwo ścieśnione do progów kościoła każdego. – Za murami przybytku wszechprzytomnego Boga już nie ma – umarli tylko śpią na cmentarzu – a dalej na bitych drogach świata stoją żywi – wojskowi, ministrowie, kupcy, pod nimi zaś – ucisk i niewola albo bunt i zwierzęcy szał!”[34]
To odejście od chrześcijaństwa prowadzi ich zdaniem do naruszenia godności człowieka, do jego degradacji: „Kto celem sobie obrał przebydlęcenie ludzkości, ten wprzódy Chrystusa wyrugować musi znad powierzchni ziemi i siebie samego bóstwem ogłosić planety.”[35]
Rozbiory Polski były apogeum polityki antychrześcijańskiej: „Chrystusowa idea, wszechmiłości zapomniana i gwałcona co krok; nigdzie jednak tak antychrystycznie, jak rozbiorem Polski! – Trzy państwa, wzrosłe nie według praw bożych, oparte li tylko na interesie samolubnym, na dyplomacji, słowem na tym, co zwie się polityką, rozdzierają narodowość żywą, czyli jednego z członków widomych ludzkości. – Tym czynem polityka sięga za własne granice.”[36]
Jednocześnie romantycy polscy widzieli słabość chrześcijaństwa i filozofii europejskiej, zwłaszcza niemieckiej: „Kościół katolicki jakby snem od wieków trzech, od ostatniego soboru ujęty – schizma grecka w dziecinnym kształcie pierwotnego chrześcijaństwa na tysiąc kacerstw rozerwana – protestantyzm sam siebie rozwiązujący i mówiący: „Consummatum est!". W okręgach filozoficznej wiedzy pewność, ale „braku” tylko – dowód, ale krytyczny tylko, że przeszłość niezdolna potrzebom ludzkości zadośćuczynić. „Wściekłoflegmatyczne", że tak powiem, zaprzeczenie filozofii niemieckiej do najwyższego bezkształtu doszłe. Jednostronność ,,myśli" tknięta tą niemocą postawienia czegoś żywotnego, jak wprzódy jednostronność ,,materii", której się trzymał ród Encyklopedystów francuskich. Stąd mniemań, teoryj, przypuszczeń, systematów zagmatwany rój, brzęczący nad Europą”.[37]
5. Postęp przez narody
Postęp dokonuje się nie przez państwa, nie przez ludy, lecz przez narody, które według polskich romantyków były czymś więcej niż tylko arbitralnym tworem ludzkim, czy „wyimaginowanymi wspólnotami”, mają wyższy, duchowy sens i misję do spełnienia w dziejach ludzkości:
Państwa – tłumaczył Krasiński – to twór ludzki, narody zaś są tworem boskim: „Państwa są utworu ludzkiego, są zbiorem przysypkowym cząstek. – Jedne narodowości są kreacji Bożej i dlatego właśnie nie państwa bez narodowości, ale narodowości upaństwowione jedne tylko mogą być chrześcijańskimi, czyli należeć do składu powszechnego ludzkości.”[38]
W myśli tej nie było przeciwieństwa między jednostką a narodem, między zbawieniem jednostki a narodowym posłannictwem: „duchy zbiorowe, narody i ludzkość niczym innym, jeno szkołą wychowawczą pojedynczych duchów, z której one przejść mają do żywota wiecznego. W szkole odbywa się przygotowanie do tej przyszłości i musi nauka o niej rzeczywistość jej samą wyprzedzić, musi w uspołecznieniu duchów zbiorowych zajaśnieć jakoby obraz żywota wiecznego pojedynczych.[39]
Podobnie uważał Mickiewicz: „Wszelki postęp chrześcijański mieści w sobie i postęp narodów”.[40] Mickiewicz podkreślał, że głoszenie idei kosmopolitycznych nie pociąga za sobą żadnych realnych zobowiązań, inaczej niż utożsamienie się ze swoim narodem: „Łatwiej jest być kosmopolitą (to nie zobowiązuje do niczego) niż patriotą.”[41]
Romantycy polscy podkreślali jednak, nie wszystkie narody mają podobną rolę do spełnienia, a wyjątkowa miała być rola Polski i Francji: „Powiedziałem, że duch chrześcijański przenika szczególnie niektóre, że wszedł w ich życie historyczne, zespolił się z duchem ludu i stał się istotnie duchem narodowym. Tak jest we Francji, tak w Polsce i w wielu innych narodach słowiańskich.”[42] Jednocześnie Mickiewicz ostrzegał przed narodami północnymi i azjatyckimi, przed ich okrucieństwem i wzywał do obrony przed nimi: „Jednym ze złudzeń reformatorów jest mniemanie, że można będzie pokonać zło, nie wydając mu wojny. Jako Słowianie winniśmy dać naszym braciom z Zachodu przestrogę o szczególnej doniosłości. Zachód zanadto zapomina o Północy Europy i Azji, o tym gnieździe ludów niszczycielskich. Niechaj nikt nie myśli, że te ludy przestały istnieć. […] Niech nikt nie myśli, że duch Attyli, Dżyngis–chana, Tamerlana, Suworowa, tych wielkich wykonawców kary nad ludzkością, zginął na zawsze”.[43] Jak wiadomo Francuzi, do których się Mickiewicz przede wszystkim zwracał, nie wysłuchali jego ostrzeżeń, o których słuszności obecnie znowu się przekonujemy.
6. Polityka i wiara
Polityczne utwory polskich romantyków są jednocześnie utworami religijnymi. Zofia Stefanowska pisała o „O Księgach narodu i pielgrzymstwa polskiego”, że możne je nazwać pisaniem religijnym o polityce.[44] Ale tę opinię można odnieść także do większości innych tekstów politycznych i Mickiewicza, Krasińskiego i Słowackiego.
Religia i polityka nie były dla nich odrębnymi sferami, jak się przyjmuje we współczesnym liberalizmie. I nie chodziło im o to, by je rozdzielić, lecz wręcz przeciwnie o to, by je na nowo powiązać, przywrócić ich jedność. Chcieli bowiem odejść od rozumienia polityki jako „systematu materializmu”.[45] Chodziło o to, by „stosunki polityczne uchrześcijanić w Europie”, by przekształcić politykę w jej istocie. Mickiewicz mówił: „Chrześcijaństwo dąży dziś do uświęcenia państw politycznych, narodów. Wzywa ludy, aby wydały nowych świętych, świętych narodowych.[46] A Zygmunt Krasiński pisał w Przedświcie: „Już w tych wyrazach: ,,Oddajcież tedy, co cesarskie jest, Cezarowi, a co boskiego, Bogu!", zawarty jest cały dalszy ruch człowieczeństwa. Bo ponieważ wszystko ,,bożym” jest, musi stan rozdziału owego chwilowego między właścią Cezarową a Bożą coraz bardziej się zmniejszać i to, co jeszcze wczoraj liczyło się za własność Cezarowi, dziś być już policzonem za należne Bogu, aż stanie państwo Cezara nicością, a Królestwo boże wszystkim.”[47] Historia ujawniała swój sens widziana z perspektywy wiary. Prawdziwy postęp to postęp we wcielaniu ducha chrześcijańskiego w działaniu i poprzez cierpienie: „Duch chrześcijański od dawna nie ma innych organów na ziemi, jak tylko dusze ludzi bolejących i ludzi czynu.”[48]
Tylko chrześcijaństwo może pojednać ludzi. Nie może uczynić tego żadna teoria czy ideologia, gdyż żadna z nich nie jest akceptowalna dla wszystkich: „Jakże znaleźć teorię religijną i moralną, którą by jednakowo mogli pojąć i wcielać w życie Niemcy, Anglicy, Francuzi, rząd rosyjski tudzież Polacy.”[49]
Odrodzenie Polski miało znaczenie dla całych dziejów. Polscy romantycy sądzili, że dzięki męczeństwu narodu polskiego, dzięki jego śmierci i odrodzeniu otwiera się nowa epoka w dziejach ludzkości. Jak pisał Krasiński: „tylko w Polsce i przez Polskę, zacząć się opatrznie może nowy okres w dziejach świata.[50] Ta zmiana będzie polegała na połączeniu „religare” ziemi z niebem. Polska miała, tak ujmował to Słowacki, stać się zbiorowym papieżem: „Obecnie «przyszedł wiek – że dla wielości duchów Chrystusa uświęconych – już nie człowiek jeden, ale naród cały papiestwem ducha zajmie się...»[51] A winnym miejscu: «Papiestwo bowiem, tak jak królestwo Boże, nie poza nami, ale w nas jest. Idźmy po nie jak po najwyższą globu koronę”[52]. Natomiast Krasiński zapowiadał: „Pan w całej sferze politycznej, kędy Go nie było, przytomnym się stanie, a narzędziem Jego opatrzności do tego nikt inny, jedno naród polski.”[53]
Rozwiązanie „kwestii polskiej” jest możliwe tylko przez „uchrześcijanienie” polityki i będzie oznaczało kres polityce w nowożytnym, „materialistycznym” sensie, mocarstwowej „Realpolitik” opartej na sile: „Piotr Leroux dostrzegł konieczność oparcia polityki na podstawach religijnych. Powiada on, że Francja nie jest tylko narodem w pogańskim znaczeniu tego wyrazu; że Francja jest religią. Na długo przed Piotrem Leroux poeci i filozofowie polscy powiedzieli to samo, nie utrzymując wprawdzie, jakoby Polska była religią, ale twierdząc, że sprawa polska musi pociągnąć za sobą rozwiązanie wszystkich zagadnień politycznych społecznych i religijnych.”[54]
Ta rola Polski wynikała z jej odwiecznej duchowości: „wiara w bezpośrednie związki między światem nadprzyrodzonym a ziemskim stanowiła moralną i polityczną siłę ustroju polskiego: do wiary tej trzeba było się odwoływać, ilekroć chciano z narodu wydobyć siłę oporu czy też siłę działania.”[55] Ale wynikała także między innymi z kontaktu z niezniszczoną naturą: „Sztuka ucieka się do tysiącznych sposobów, aby obudzić w duszach ludzi Zachodu czucie cudowności. U nas dosyć na to samej przyrody. Ta dziewicza, wspaniała i dzika przyroda, która co dzień nowe roztacza świetności i nowe okropieństwa, ma dwojakie znamię świętności i wzniosłej grozy.”[56]
Zarazem chrześcijaństwo sprawiało, że narodowe posłannictwo miało charakter uniwersalistyczny. Celem historii było pojednanie całej ludzkości: „Chrystus objawił ludziom ideę ludzkości. – Przed Nim prawdziwych narodów, oprócz hebrajskiego, nie było, bo nie znano celu, do którego dążą narody, ku któremu ciężą, jak planety ku słońcu. – On to obiecał, że będzie na świecie kiedyś jedna tylko owczarnia i jeden pasterz”.[57]
7. Chrześcijaństwo walczące
Romantycy polscy nie byli niezdecydowanymi marzycielami, w każdym razie nie wszyscy. Wołali o czyn, i to o czyn zbrojny, niektórzy – wprawdzie nie ci najwięksi – brali udział w walkach. W Polsce rzeczywiście sięgano po broń, wybuchały narodowe powstania, inspirowane bądź potem opiewane przez poetów. Wiedzieli, że liczą się nie słowa, lecz czyny. „Historia powinna przestać być szpargałami; trzeba koniecznie wyjść ze szpargałów.”[58] Wiara we Francję była także wiarą w siłę francuskiego oręża. „Komu nie bije serce na widok sztandarów i bander francuskich, ten niezdolny zrozumieć, na czym polega prawdziwy postęp.”[59]
Można się oczywiście spierać, czy te usiłowania opierały się na realistycznej ocenie sytuacji, ale w każdym razie nie była to tylko „rewolucja w myśli”, jak w przypadku Niemiec, lecz próba dokonania realnej zmiany politycznej, także środkami politycznymi i militarnymi – choć co do natury tej zmiany i środków jej osiągnięcia trwały między polskimi romantykami gorące spory.[60]
Rewolucja, do której zmierzali, miała być przywróceniem stanu poprzedniego, a więc restauracją, i tym samym zawierała w sobie element konserwatyzmu. Zawsze też była zwrócona przeciw polityce mocarstwowej, opartej wyłącznie na sile. Polacy nie odrzucali rewolucji, dążąc do restauracji. I w tym sensie romantyzm polski był rewolucyjny i konserwatywny zarazem. Maurycy Mochnacki pisał: „Działamy rewolucyjnie to jest sztuką ruchu, umiejętnością wielkiego Carnota, umiejętnością pomnażania i wynajdowania coraz nowych sposobów zbawienia kraju, jakie nastręcza dowcip, talent i geniusz jego mieszkańców. Rewolucja środkiem, a restauracja celem naszym.”[61]
A innym miejscu: „Byliśmy narodem; chcemy być narodem; więc jeszcze nie jesteśmy narodem, w tym pośrednim stanie między bytem i zagładą, między jestestwem i nicością cała zagadka naszej rewolucji i cała tajemnica naszej polityki. [...] Polska sprawa nie jest genetycznym pierwiastkowych społeczeństw procesem, gdy częstokroć traf przygodny lub geniusz od natury uprzywilejowany coś z niczego tworzy, ale jest to raczej dzieło odzyskania, jest restauracja i akt narodowej pamięci z długiego przebudzonego letargu”. Bo też, jak dalej pisze Mochnacki, nie chodzi o „utopię mędrkujących teoretyków, lecz o starożytną monarchię bolesławowską lub jagiellońską.”[62]
Chwilami, zwłaszcza po powstaniach, zapał rewolucyjny opadał, wzrastały natomiast uczucia religijne. Mickiewicz pisał o rewolucji francuskiej: „Pora namiętności teraz już minęła; słowo namiętne, chociażby było czerwone od krwi i ociekało pianą jak kieł wściekłego zwierza, nie wywarłoby już wpływu na lud.”[63] Nigdy jednak nie wykluczano walki zbrojnej, bo droga do odzyskania Polski oznaczała konieczność zburzenia istniejącego ładu politycznego, co bez takiej walki nie było możliwe. I rzeczywiście dopiero I wojna światowa burząc ów porządek otworzyła możliwości odbudowy Polski.
Katolicka wiara nie stała na przeszkodzie tym wezwaniom do walki, bo nie był to zliberalizowany katolicyzm współczesny, głoszący miłość bez obowiązków, bezwzględną tolerancję, przebaczenie i bez pokory, pogodzenia się z losem i akceptacją status quo. Mickiewicz w ostatnim cyklu swoich wykładów w College de France przedstawiał chrześcijaństwo jako religię walczącą: „Czyż zapomniano, że Ukrzyżowany zmartwychwstał, że obiecał przyjść kiedyś w chwale i służebnikom swoim kazał zgotować mu królestwo? Gdyby ten Król zapowiedziany i oczekiwany od tylu wieków powrócił, zastałżeby służebników swoich przygotowanych na jego przyjęcie i gotowych do walki za niego, aby mu zapewnić zwycięstwo? Do zwycięstwa potrzebne istnienie wojska dzielnego i gotowego walczyć w razie potrzeby; gdzież jest to wojsko? Chyba że ktoś mniema tak, jak utrzymują niektórzy księża, że Syn Człowieczy posługiwać się odtąd będzie jeno chmurami i piorunami, które oświetlą mu drogę i zwyciężą jego nieprzyjaciół. [...] Chrystus obalił pogaństwo nie za pomocą chmur i błyskawic, ale przez apostołów i meczenników, przez ludzi z krwi i kości. Do tego, aby ustanowić swe królestwo, wezwie również ludzi. Ci, co cierpią i oczekują, są urodzonymi żołnierzami jego wojska. Kościół miał obowiązek zebrać ich w zastępy, karmić i ćwiczyć duchowo; a zamiast tego wszystkiego mówi im: Umierajcie![64]
Przypominał również, że Kościół nie postał w wyniku dysput filozoficznych czy teologicznych, lecz z męczeństwa Jezusa, z krwi i mordu dokonanego na Zbawicielu: „Kościół chrześcijański nie powstał z doktryn teologów, wytrysnął on z ran Boga–Człowieka; krew Jego dała mu życie.”[65]
Z taką postawą i rozumieniem wiary łączyła się także krytyka kościoła instytucjonalnego i hierarchii kościelnej. I Mickiewicz, i Słowacki byli przekonani, że Kościół nie podejmuje tego zadania, jakie stawia przed nim epoka historyczna, że nie przyjmuje roli przywódcy następujących przemian, na które mieli nadzieję. Nie chodziło tylko to, że powstanie listopadowe, że walka Polaków nie spotkała się z poparciem papieża, bo to wynikało, jak podkreślał Mickiewicz z głębszych pobudek: „Fakt, że naród katolicki został opuszczony od Kościoła urzędowego w najstraszniejszej chwili walki, jaką toczył dla zachowania swej narodowości religijnej, i fakt drugi, że całą tegoczesną literaturę owego narodu posądzono o herezję, wiążą się z wielkim zagadnieniem religijnym, roztrząsanym obecnie i na zgromadzeniach politycznych, i w książkach filozofów.[66]
Także Juliusz Słowacki był przekonany, że: „od tylu lat duchem Bożym dzieją się wielkie rzeczy na ziemi i przemiany głębokie [...] a przez hierarchię kościelną nic się nie dzieje... […] Jeżeli powiadamy, że w dogmatach świętych katolickiego kościoła pokazują się nowe słoneczne prawdy duchowe [...], a niektórzy ze stróżów u sionek kościelnych twierdzili, że rozjaśnienia takie być nie mogą, to zaprzeczenie przeciw Duchowi Świętemu i brak wiary nie był u nas – ale w stróżach wiary.”[67]
Widział potrzebę zmiany postawy hierarchii Kościoła: „My [...] onego [Kościoła] anioła [...] uwolnienia z więzów prosić przyszliśmy [...], zapukać do drzwi zamkniętych [...] aż obudzi się kościół i wystąpi jako wódz nasz nieśmiertelny.”[68]
Mickiewicz krytykował Kościół za przystosowanie się do epoki, za brak walecznego ducha i nadmierną tolerancję, za postawę proszącego. Żądał podjęcia walki ze złem: „Oto boście do szczętu sfałszowali wizerunek Chrystusa. Przedstawiacie Go zawsze jako żebraka; sądzicie, że wystarczy prosić Go wiecznie o przebaczenie, schlebiać dla niego nie czyniąc. Gdzieżeście wyczytali, że Syn Człowieczy kiedykolwiek żebrał? Czyż nie mówił z mocą? Czyż nie wypędził faryzeuszów ze świątyni? Nie, on nigdy nie żebrał, nigdy nie prawił grzeczności. Nie wyrażał się formułkami, nie wdawał się w rozprawy. Nigdy ze złem nie paktował.”[69] Chrześcijaństwo tak rozumiane jest siłą walczącą, przypominająca czasy krucjat. Jeśli porównamy to z wcześniejszym okresem twórczości Mickiewicz, widzimy charakterystyczną zmianę. Jak zauważył jeden z badaczy tego aspektu jego dzieła: „W III części Dziadów porównanie Polski do Chrystusa wypływało z wiary w zbawczą moc niezawinionego cierpienia i śmierci. Śmierć Chrystusa była tam figurą śmierci narodu, tj. rozbiorów Polski. Wydaje się, że w „Księgach” najważniejszym punktem odniesienia w interpretacji ówczesnych losów Polski przestaje być śmierć Chrystusa, a staje się w nim Jego triumfalny powrót, Sąd ostateczny i Millenium. Idea męczeństwa ustępuje idei apokaliptycznej krucjaty, której zasadą nie jest bierne oczekiwanie aż <<zło samo przejdzie>> lecz <<wyjście z domu, aby zło znaleźć, oblicze ziemi wygładzić>>.” [70] Wydaje się, że w wykładach paryskich Mickiewicz idzie jeszcze dalej.
Wiara polskich romantyków nie była więc wiarą pokornego, posłusznego wiernego, często zakrawała na herezję, a czasami stawała się herezją.[71] Ale były to autentyczne i pełne pasji poszukiwania sensu życia i historii oraz odpowiedzi na dylematy epoki – poszukiwania ludzi pełnych religijnego żaru. Taki był rys całej tej epoki, pełnej rozmaitych milenarystycznych koncepcji.
8. Realiści czy fantaści?
Nie sposób jednak nie pytać, czy problem pięknoduchostwa romantyzmu, nieliczenia się z rzeczywistością, religijnego uniesienia, a w związku z tym niezrozumienie istoty polityki, nie był tak samo problemem romantyzmu polskiego, jak to było w przypadku np. romantyzmu niemieckiego? Czy wiara w polskie posłannictwo nie była tego wyrazem, rezultatem oderwania od realnej polityki, od tych wszystkich funkcji, które zarządzanie państwem wymaga, od realnego życia społecznego? Czy nie był tylko kompensacją bezsilności?
Tak uważał Stanisław Brzozowski, który pisał: „Cały romantyzm polski zawarty jest w symbolicznym rzucie Kordiana z wierzchołka Alp na ziemię ojczystą: wszyscy oni byli nieustannie wytężeni, naprzód podani ku ziemi, ku złączeniu się z realnym, krwistym życiem, walczyli nieustannie z pustką i padali jej ofiarą, gdy myśleli, że ją przemogli, tworząc całe duchów gmachy, które zastąpić już miały swobodne, bezpośrednie obcowanie z organizmem narodowym.” [72] A Jarosław Marek Rymkiewicz, który więcej niż jakikolwiek współczesny pisarz i intelektualista uczynił dla ożywienia dziedzictwa polskiego romantyzmu w naszych czasach, z lekką tylko ironią pisał w swej książce o Słowackim o tych iluzjach, według niego niezbędnych w każdej polityce, w politycznym bytowaniu narodu: „Romantyczne duchy wciąż coś czuły, widziały. Czuły oczywiście częściej, niż widziały. Ale widzących także nie brakowało. Gwiazdeczka migotała nad wszystkimi stolicami Europy i trzeba było tylko umieć ją dostrzec. Chrystus, Matka Boska, wszyscy święci oraz Napoleon gotowi byli zjawić się w każdej chwili i tylko czekali na wezwanie.”[73]
Realiści zawsze wykpiwali marzenia romantyków, potępiali beznadziejne zrywy. Jeden z ojców odzyskanej polskiej niepodległości, Roman Dmowski wskazywał na to, że w Polsce brak jest „równowagi między uczuciem narodowym a rozumem politycznym” i że wynika to z wpływu romantyzmu na politykę, z naszego romantyzmu politycznego. „W żadnym bodaj kraju nie przetrwała tak długo jak w Polsce spuścizna polityczna pierwszej połowy XIX stulecia; wiara w panowanie sprawiedliwości w stosunkach między narodami, w skuteczność dochodzenia swych praw słusznych przed bezstronną opinią europejską, określanie faktów historycznych jako „zbrodni” i „krzywd”, przekonanie o ostatecznym zwycięstwie „słusznej sprawy”, nieliczenie się z realnym ustosunkowaniem sił w życiu międzynarodowym i nierozumienie, że obrót każdej sprawy od wypadkowej tych sił przede wszystkim zależy. To opieranie widoków politycznych na czysto iluzorycznych podstawach, a wraz z nim skłonność do podejmowania działań politycznych bez ścisłego określenia celu i obliczenia środków – nazwano romantyzmem politycznym.”[74]
Ślady idealistyczno–romantycznej postawy znajdziemy w tekstach dzisiejszych historyków i publicystów piszących o kolejnych „zdradach Zachodu”. Mierzymy wówczas absolutnymi miarami moralnymi działania innych państw, żądając od nich, by kierowały się zasadami moralnymi. Możemy być jednak pewni, że w sytuacjach zagrażających żywotnym interesom tych państw kolejna zdrada jest niemal pewna, co jednak wcale nie znaczy, że idee i wartości nie mają w ogóle znaczenia.
Do dziś każda rocznica Powstania Warszawskiego, rozumianego jako ostatni tragiczny akt romantyzmu politycznego, wywołuje burzliwą dyskusję, w której padają gorzkie słowa. Czasami za ostatni akt romantycznego porywu, tym razem zwycięski, uważany jest także ruch „Solidarności”, w którym jednak rozsądek ostatecznie pohamował powstańcze zapędy i doprowadził do kompromisu z komunistycznymi elitami. Ale za ten rozsądek zapłacono wysoką etyczną cenę i wieloma patologiami polskiej demokracji.
Brzozowski w „Legendzie Młodej Polski” przestrzegał, by myśli nie uznawać za rzeczywistość: „Żyje się nie tym, co się myśli, nie bezsilną prawdą – lecz tworzeniem siły. Nie ma w ogóle żadnej abstrakcyjnej, oddartej od siły – prawdy. Marzenie o bezsilnej, niepotrzebującej siły prawdzie zrodziło się w głowach podbitych, upadających społeczeństw; i choć potem nieraz służyło jako pokrzepienie – to jedynie mocą tych irracjonalnych instynktów, które dojrzewały pod powłoką tego racjonalizmu.” [75] Lekceważenie siły i interesów nie pozwala na skuteczną politykę. Ale podobnym błędem jest lekceważenie uzasadnień i interpretacji moralnych i ideowych tych interesów. Wprawdzie nie mówimy dzisiaj o „duchu”, lecz za to wiele o morale, o wizerunku w świecie, o polityce historycznej, o sile tożsamości, o wartościach, o „soft power”. Współcześni Europejczycy nie są li tylko „czcicielami pieczeni”. Wręcz przeciwnie. Rzekomo trzeźwa polityka, jest pełna mitów, ukrytych quasi–religijny pragnień i fantasmagorii (także ta rzekomo najtrzeźwiejsza – niemiecka). I nie może być inaczej. Bez ducha i prawdy nie ma siły.
Gdy kiedyś Brzozowski, owładnięty pragnieniem czynu i „realnego życia”, słusznie wskazywał, że: „Problem polega nie tylko na tym, by zachować wiarę w Polskę, ale by stworzyć Polskę jako realną siłę życiową”[76], to dziś wiemy, że nasz problem polega na tym, by w niepodległej Polsce jako realnej sile życiowej zachować wiarę w Polskę. Dzisiaj największe grożące nam w Europie niebezpieczeństwo to odebranie nam tej wiary, jej uwiąd, bez której i ta siła życiowa prędzej czy późnej zaniknie.
Tekst ukaże się w druku w tomie pokonferencyjnym przygotowywanym przez profesorów Stanisława Mikołajczaka i Wiesława Ratajczaka.
[1] Charles Taylor, Źródła podmiotowości, Narodziny tożsamości nowoczesnej, PWN, Warszawa 2001, rozdz. XXI, Zwrot ekspresywistyczny, s. 677–721.
[2] Tamże, s. 693.
[3] Isaiah Berlin, Korzenie romantyzmu. Wykłady mellonowskie w zakresie sztuk pięknych wygłoszone w Narodowej Galerii Sztuki w Waszyngtonie, Poznań 2004, s. 194.
[4] Zob. Karl Heinz Bohrer, Die Kritik der Romantik, Suhrkamp, Frankfurt a. Main 1989, s. 9– 19.
[5] :Je remercie l'Allemagne parce que c'est le pays qui m'a donné l'envie d'appeler Françoise. Quelque chose dans la pureté de l'air, le lyrisme des forêts germaniques, m'a galvanisé. Cette innocence qui les a rendus si coupables. Quand on vit au second degré, il n'y a pas de romantisme. Et sans romantisme : ni amour, ni Hitler.” – Frédéric Beigbeder,. L'égoïste romantique, Grasset, Kindle Edition 2005, s. 143.
[6] Ralf Klausnitzer, Blaue Blume unterm Hakenkreuz. Zur literaturwissenschaftlichen Romantikrezeption im Dritten Reich, Zeitschrift für Germanistik, 1997, Neue Folge, Vol. 7, No. 3 (1997), s. 521–542. „Überschaut man die große Zahl von Gesamt– und Auswahlausgaben romantischer Texte sowie die außerordendich zahlreichen Arbeiten über die Romantik, die zwischen 1933 und 1945 erschienen, scheint die Rede von einer „Romantik–Idolatrie" des Dritten Reiches berechtigt“, s. 521.
[7] Przytaczam za – Rüdiger Safranski, Romantik. Eine deutsche Affäre, Hanser. Hamburg 2007, s. 354.
[8] Carl Schmitt, Politische Romantik, Duncker & Humblot, Berlin 1991.
[9] Moeller von den Bruck, Trzecie imperium, OMP, Kraków 2021, s. 12.
[10] Charles Maurras, L'Avenir de l'intelligence et autres textes, Groupe Robert Laffont. Kindle Edition. Location 404.
[11] Maria Cieśla– Korytowska, Preromantyzm i romantyzm europejski, Avalon, Kraków 2021. s. 99.
[12] Vide jego prześmiewczy wiersz „Zwei Ritter”.
[13] Por. Safrański, Romantik, s. 361.
[14] „Die Welt muß romantisiert werden. So findet man den ursprünglichen Sinn wieder. [...] Indem ich dem Gemeinen einen hohen Sinn, dem Gewöhnlichen ein geheimnisvolles Ansehn, dem Bekannten die Würde des Unbekannten, dem Endlichen einen unendlichen Schein gebe, so romantisiere ich es.“ – Novalis, Aphorismen und Fragmente 1798–1800, https://www.projekt–gutenberg.org/novalis/aphorism/chap006.html
[15] Safranski, Romantik, s. 12.
[16]Tamże, s. 347.
[17] Jest w tej rzekomej trzeźwości nie tylko dużo ambicji imperialnych i nacjonalizmu, ale i ukrytego mesjanizmu.
[18] Max–Erwann Gastineau, Le Nouveau procès de l'Est, Editions du Cerf, Paris 2019.
[19] Stanisław Brzozowski, Legenda Młodej Polski, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2001, s. 183.
[20] Bardzo interesująca pod tym względem jest powieść Theodora Fontane „Vor dem Sturm” z 1878.
[21] Adam Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs czwarty, Dzieła XI, Czytelnik, Warszawa 1998, s. 72.
[22] Zygmunt Krasiński, O stanowisku Polski z Bożych i ludzkich względów, w: tegoż, Pisma filozoficzne i polityczne, Czytelnik, Warszawa 1999, s.5–65, cytat s. 59.
[23] Jarosław Marek Rymkiewicz, Mickiewicz, czyli wszystko. Z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem rozmawiał Adam Poprawa, Open, Warszawa 1994, s. 14–15.
[24] O stanowisku Polski z Bożych i ludzkich względów, s. 57.
[25] J. M. Rymkiewicz, Mickiewicz, czyli wszystko, s. 13.
[26] A jeśli nim się staje, to tylko z powodu ogólnego upadku kultury wyższej i edukacji w Europie.
[27] O stanowisku Polski…, s 63.
[28] Mickiewicz, czyli wszystko, s. 16.
[29] Legenda Młodej Polski, s. 169.
[30] Legenda…, s. 174.
[31] Adam Mickiewicz, Literatura słowiańska. Kurs pierwszy, Dzieła VIII, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 590.
[32] Tamże, s. 591.
[33] Zygmunt Krasiński, Przedświt, w: Z. Krasiński, Wiersze i poematy, PIW, Warszawa 1980, s. 135-211, cytat s. 141.
[34] Tamże, s. 144,
[35] O stanowisku Polski…, s. 62.
[36] Przedświt, s. 144.
[37] Przedświt, s. 138-139.
[38] Przedświt, s. 143.
[39] O stanowisku Polski, s. 39.
[40] Lieratura słowiańska. Kurs czwarty, s. 87.
[41] Tamże, s. 87.
[42] Literatura słowiańska. Kurs czwarty, s. 87.
[43] Tamże, s. 88.
[44] Zofia Stefanowska, Historia i profecja. Studium o Księgach Narodu i Pielgrzymstwa Polskiego, PIW, Warszawa 1962.
[45] Literatura słowiańska, Kurs pierwszy, s. 592.
[46] Kurs czwarty, s. 70.
[47] Przedświt, s. 143.
[48] Kurs czwarty, s.71.
[49] Kurs czwarty, s. 87.
[50] Przedświt, s. 146.
[51] Kazanie na dzień Wniebowstąpienia Boskiego, Dzieła XII, s. 356 – 357. Słowackiego cytuje w tym artykule za ks. Kamil Kantak, Juliusza Słowackiego. Życie i idee religijne, Biały Dunajec, Ostróg 2003.
[52] List do Ludwika Norwida: Paryż, 7. 12. 1848. Dzieła XIV, s. 299.
[53] Przedświt, s. 146.
[54] Literatura słowiańska. Kurs drugi, Dzieła IX, Czytelnik, Warszawa 1997, s. 417.
[55] Tamże, s. 62.
[56] Kurs czwarty, s. 69.
[57] Przedświt, s. 141.
[58] Kurs czwarty, s 150-151.
[59] Kurs czwarty, s. 89.
[60] Dotyczyły one, na przykład, rewolucyjnego panslawizmu, któremu pod wpływem Bakunina ulegał w pewnym okresie Mickiewicz. Zob. Wiktor Weintraub, Mickiewicz – mistyczny polityk i inne studia o poecie, IBL, Warszawa 1998, s. 140–162.
[61] Maurycy Mochncki, [Restauracja Polski], Byliśmy narodem; chcemy być narodem, w: M. Mochnacki, Pisma krytyczne i polityczne, t. 2, Universitas, Kraków 1996, s 75–78, cytat s. 78.
[62] Tamże, s. 75.
[63] Kurs czwarty, s. 31.
[64] Kurs czwarty, s. 95.
[65] Tamże, s. 73.
[66] Tamże, 50.
[67] Dzieła filozoficznego ciąg dalszy. Dzieła XII, s. 184.
[68] Tamże. Dzieła XII, s. 98.
[69] Kurs czwarty, s. 47.
[70] Janusz Ruszkowski, Adam Mickiewicz i ostatnia krucjata studium romantycznego milenaryzmu, Wrocław 1996, s. 89.
[71] Krzysztof Rutkowski, Stos dla Adama albo Kacerze i kapłani, Warszawa: Bellona 1994.
[72] Legenda Młodej Polski, s. 150.
[73] Jarosław Marek Rymkiewicz, Juliusz Słowacki pyta o godzinę, Czytelnik Warszawa 1982, s. 297.
[74] Roman Dmowski, Niemcy, Rosja i kwestia polska, Cyfrowa Biblioteka Myśli Narodowej, s. 113. https://cbmn.pl/uploads/ebooks/Roman%20Dmowski%20–%20Niemcy,%20Rosja%20i%20kwestia%20polska.pdf
[75] Legenda Młodej Polski, s. 199.
[76] Tamże, s. 175.
Czytaj także
Widziane z Warszawy, widziane z Brukseli: Czy zjednoczenie Niemiec było błędem?
Polska opozycja antykomunistyczna uważała, że zjednoczenie Niemiec to proces niejako naturalny i dla całej Europy korzystny, a nawet, że jest warunkiem przemian geopolitycznych i ustrojowych w całym naszym regionie.
Zdzisław Krasnodębski
Seminarium pt. "Wiara i rozum w naszych czasach"
Seminarium organizowane przez Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej
Zdzisław Krasnodębski
Widziane z Warszawy, widziane z Brukseli: sprawozdanie końcowe
Nie rozumieją położenia Polski przede wszystkim ci – albo po prostu nie zależy im na Polsce – którzy sądzą, że w ogóle nie ma problemu, że Unia Europejska działa zawsze zgodnie z naszymi interesami i wartościami, że wystarczy wdrażać jej rozporządzenia i dyrektywy.
Komentarze (0)