Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

O przymusie przeżywania szczęścia

    2024-11-12
    Czas czytania 6 min
    Brak przeżywania szczęścia stał się poważnym problemem społecznym. Ten brak czyni człowieka podejrzanym. Brak woli poddania się terapii, jeśli ten deficyt szczęścia się odczuwa, jest automatycznym oskarżeniem o grzech zaniechania, powodem do zawstydzania.


    Według agendy liberalno-lewicowej, człowiek ma obowiązek przystąpić do WIELKIEGO RUCHU pomnażania szczęścia i eliminacji cierpienia. Widzimy przejawy tego ruchu w tańcach lewicowych posłanek wymierzonych w przemoc wobec kobiet, marszom przeciw nowotworom piersi, itd., poparciu dla eutanazji. W nim, w tym ruchu, objawia się – niczym religijna epifania – wiara w POSTĘP. To jest, rzecz jasna, ideologia. Neo-marksizm został zastąpiony przez skrajny utylitaryzm, który, aby móc uzasadnić swoje ograniczenia i programowy egoizm, podczepił się pod chrześcijaństwo. Patos hasła „Proletariusze wszystkich krajów łączcie się” został zastąpiony patosem walki o więcej szczęścia a mniej cierpienia.

    Wydawać się może na pierwszy rzut oka, że ów patos, biorąc pod uwagę obecność retoryki charytatywnej, ma moc zniesienia panowania egoizmu i zaprowadzenia równości. Fakt, że wszyscy mamy śmiertelne ciała generuje taką naturalną opcje na równość. To iluzja, którą karmi się masy. Tę iluzję wytwarza oligarchiczny układ władzy, który chroni i zakrywa wgląd w swoje interesy. Przekierowuje on uwagę z polityki i sfery publicznej, z tego co z niej zostało, na jaźń jednostki osamotnionej, która może, szukając pomocy, podążać tylko w kierunku własnego, jedynego w swoim rodzaju, wnętrza, generując w ten sposób powstanie globalnego społeczeństwa nienasyconych a pragnących sensu narcyzów, niemogących się wzajemnie porozumieć. Ten proces destrukcji tożsamości jednostki toczy się. Obecnie jego wyższym etapem jest rozwijający się dynamicznie nieformalny ruch „skwantyfikowanego ja”, który promuje stałe monitorowanie własnego nastroju przy pomocy notatek i odpowiednich aplikacji na smartfony. Sam dla siebie staje się przedmiotem badań i kontroli i taka opcja zaczyna być światopoglądem mas. Cały świat zaczyna się kręcić wokół auto-badania nastroju. Ludzie, którzy są nowocześni i starający się sprostać wymaganiom narzucanym przez różne zdrowotno-światopoglądowe agendy wymieniają uwagi co do rytmu swoich serc i metabolizmu cukru w organizmie. Trudno to racjonalnie skrytykować, bo oni są właśnie racjonalni. I trudno się dziwić, wszak najbliższa ciału koszula. Ale takie działania nie pomnażają szczęścia. Wręcz przeciwnie. Depresja niszczy życie społeczne. W szczególności dotyka ludzi młodych. Warto zacytować tu Wittgensteina, który zauważył że „rozwiązanie problemu życia rozpoznaje się po zniknięciu tego problemu”.  

    To o czym piszę, to efekt lektury książki Williama Daviesa wydanej przez PIW pt.: „Przemysł szczęścia. Jak politycy i biznesmeni sprzedali nam well-being”. Książka ta, oprócz opisu działania „przemysłu szczęścia”, przynosi radykalną krytykę utylitaryzmu, na którego to fundamentach zbudowano ten przemysł. Jeśli neo-marksizm w różnych jego odsłonach można byłoby uznać za opium dla intelektualistów, tak utylitaryzm to obecnie opium dla mas. „Przemysł szczęścia”, to usługi, które mają wyeliminować z życia niedogodności i cierpienie. Utopijna wizja (John Lennon „Imagine”) pozbycia się ciężaru egzystencji, jaką te usługi obiecują, zderza się z życiem, powodując wybuch złości, który przekształca się w resentyment. Ten zaś zagospodarowuje sprawnie liberalno–lewicowa polityka.

    Przemysł szczęścia jest prezentowany sam przez siebie jako przedsięwzięcie, które ma pomnażać szczęście świata a zatem i jednostki, która zaczyna się z nim utożsamiać. Ale czy chodzi w tym wszystkim o dobro jednostki?  Ależ skąd. Jak zawsze chodzi o pieniądze. Zgodnie z szacunkami Instytutu Gallupa z 2014 roku brak szczęścia kosztuje amerykańską gospodarkę pół biliona dolarów rocznie przez spadek produktywności i zmniejszenie wpływów z podatków, z powodu depresji lub wypalenia zawodowego pracowników. Maksymalizacja ekonomiczna taki problem musi rozwiązać.  

    Zatem funkcjonariusze tego „Przemysłu szczęścia” tropią malkontentów i typy depresyjne. Jednak epidemia depresji zamiast maleć, rośnie. A to rodzi podejrzenie, bliskie pewności, że mamy do czynienia z sytuacją znaną już w historii społecznej komunizmu, mianowicie przemysł szczęścia generuje problemy, które sam stwarza. Ta myśl jest, rzecz jasna, poza horyzontem tych, którzy są funkcjonariuszami tego przemysłu, bo są osobniczo zainteresowani jego ekspansją i pomnażaniem zysków z tego interesu.

    Książka Daviesa wydała mi się szczególnie cenna, o czym już wspomniałem, ze względu na ukazanie destrukcyjnego wpływu utylitaryzmu – najbardziej wpływowego stylu myślenia w tradycji anglosaskiej. Destrukcyjność tkwi w pokusie wiary w ostateczne techniczne rozwiązanie problemów pojedynczego człowieka a poprzez niego całej ludzkości, przez pomiar, terapię i farmakologię. Przemysł terapeutyczny jest potężny i ma on już swoją historię. Rozwój i demokratyzacja dostępu do urządzeń kontrolujących funkcjonowanie ciała, zdają się otwierać nowe horyzonty kontroli i ogłupiania iluzjami szczęścia.      

    Niestety, wydaje się oczywiste, że nie ma alternatywy dla tego kierunku kontroli psychologicznej ludzi i samokontroli, gdyż uzasadnienie dla takich działań płynie z nauki, która zastąpiła w świecie zachodnim swoim autorytetem religię. Te procesy podążania za szczęściem są ukazywane w sztafażu pomocy i szlachetności. A gdyby tak ułamek środków, miliardów dolarów, przeznaczonych na agendę szczęścia przeznaczono nie na badanie najdrobniejszych poruszeń naszych umysłów i uczuć, ale przekierowano na projektowanie i wprowadzanie w życie alternatywnych form organizacji politycznej, ekonomicznej, teoretycznie możliwe byłoby uwolnienie się od kontroli systemu, który miliony ludzi czyni bytami depresyjnymi po to, by ich leczyć. Jest to zamknięte koło. Jak zauważa Davies: „rozbawienie jakie wywołałby ten pomysł na najwyższych piętrach korporacji, władz uniwersyteckich i rządów świadczy o tym jak istotne politycznie stały się narzędzia kontroli polityczno-psychologicznej. Dobrze zorientowany, ale osamotniony lekarz czy psycholog nie uzna tego za coś zabawnego. Wielu psychiatrów i psychologów klinicznych ma pełną świadomość tego, że przypadłości, z którymi się mierzą w ramach swoich obowiązków nie mają źródła wewnątrz umysłów lub ciała odosobnionej jednostki, ale wynikają z obłędnych narracji narzucanych przez skorumpowany system, w tym swoistych kreacji patologii.   

    W społeczeństwie zorganizowanym wokół obiektywnych pomiarów psychologicznych ocena co się ze mną dzieje musi się odbywać bez mojego udziału. Wtedy to jest naukowe. Zakłada się a priori, że język nie mówi całej prawdy, ale ciało tak. Konieczne jest dobrowolne poddanie się terapii, co oznacza obdarzenie zaufaniem znawców problemów, techników od psychiki i duszy. Metodą nacisku, gdy wątpisz, jest zawstydzenie, że jeszcze nie poddałeś swego ciała i umysłu badaniom, gdy odczuwasz deficyt szczęścia.  

    Co do naszego bohatera szczęścia. Oddajmy głos wybrańcowi bogów – Goethemu. W jednej ze swych rozmów pod koniec życia, ze swoim sekretarzem Eckermannem, zauważył, że na palcach jednej ręki mógłby policzyć dni, w których był szczęśliwy. On, wzór spełnionego twórczego życia, w ocenie jego współczesnych i potomności. Zauważył także, że człowiek, gdy zaczyna się obsesyjnie interesować samym sobą, musi nieodwołalnie stwierdzić, że jest chory. Utylitaryzm nie uwzględnia tego zdroworozsądkowego podejścia, które za Goethem powtórzył Wittgenstein; Zacytujmy go raz jeszcze: „rozwiązanie problemu życia rozpoznaje się po zniknięciu tego problemu”.   

     

    Komentarze (0)

    Czytaj także

    Europa, Europa!: Niemcy w dobie kryzysu parlamentarnego i gospodarczego

    Red. Maciej Mazurek rozmawia z dr Justyną Schulz - dyrektor Instytutu Zachodniego

    Maciej Mazurek

    30 min

    Raport o korupcji Zachodu, z Rosją w roli głównej

    Książka Kacpra Płażyńskiego pokazuje szeroką panoramę rosyjskich wpływów na szczytach władzy europejskich państw demokratycznych i podatność na korupcję klasy politycznej.

    Maciej Mazurek

    5 min

    Istota Rzeczy - Czas w perspektywie twórczości Macieja Mazurka

    W szóstym odcinku "Istoty Rzeczy" rozmawiamy na temat filozoficznych źródeł twórczości Macieja Mazurka oraz roli, jaką w owej twórczości pełni czas.

    Maciej Mazurek

    48 min

    Europa, Europa!: O kryzysie rządowym i gospodarczym w Niemczech

    Red. Maciej Mazurek rozmawia z dr. Piotrem Kubiakiem - historykiem, niemcoznawcą i analitykiem Instytutu Zachodniego.

    Maciej Mazurek

    45 min