I
Jeszcze nie były uprzątnięte reszty ruin ze zbombardowanej Warszawy, gdy w październiku 1939 r. władze niemieckie przystąpiły do niszczenia i wywożenia tego, co w mieście z dobytku kulturalnego zostało. Nie tylko wywożono cenniejsze przedmioty z muzeów, ale zabierano byle jakie mikroskopy z pracowni politechniki i małe księgozbiory z seminariów uniwersytetu. Niemca, profesora jednego z uniwersytetów Rzeszy, który jako przedstawiciel władz zabierał zbiory warszawskie (nazwisko jego było Petersen i był profesorem prehistorii w Uniwersytecie w Rostock) zapytał wówczas Polak, który mu je musiał wydawać, dlaczego wszystkie te rzeczy zabiera, kiedy Rzesza posiada niezliczoną ilość takich samych i lepszych. „Posiada — odpowiedział tamten — ale po co mają tu zostawać, kiedy przecież w Warszawie szkół wyższych już nigdy nie będzie". W tej Warszawie, która w owym 1939 roku liczyła znacznie więcej niż 20 tysięcy słuchaczy szkół wyższych. Odtąd zaś ani książki, ani mikroskopy, ani jakiekolwiek zbiory nie miały w niej być potrzebne. Gdy zaś ów niemiecki profesor wyraził zdziwienie, że Polak niechętnie wydaje mu zbiory, ten mu powiedział: „Niech pan postawi się w naszą sytuację i pomyśli, że to Niemcy przegrały wojnę i zwycięzcy zabierają im ich warsztaty pracy naukowej". „To jest niemożliwe — odparł Niemiec — to się nigdy stać nie może". W tych jego słowach znalazła wyraz podstawa postępowania niemieckiego: przekonanie o swej sile i wynikającej z niej bezkarności. Mając to przekonanie, niszczyli z całą bezwzględnością planowo i systematycznie polskie mienie kulturalne. Rozpoczęli to dzieło zniszczenia od pierwszego dnia okupacji i nie przerwali go do końca.
1. Wszystkie wyższe uczelnie w całej Rzeczypospolitej Polskiej od początku okupacji zostały zamknięte, a majątek ich zabrany. A nawet nie były zamknięte, lecz zignorowane, potraktowane jak gdyby nigdy nie istniały. Profesorowie ich nie byli nawet zawiadomieni, że są złożeni z urzędu. Tylko w Krakowie zostali zaproszeni na odczyt niemiecki, a gdy się nań zebrali, zostali zaaresztowani i wywiezieni do obozu karnego w Rzeszy.
2. Zamknięte zostały od chwili wejścia Niemców do Polski także wszystkie szkoły średnie ogólnokształcące, tak iż została w kraju jedynie pewna liczba szkół zawodowych. I nie zostały otwarte aż do końca okupacji. Gmachy szkół zostały zajęte na cele niemieckie, np. wzorowa szkoła im. Batorego w Warszawie na gimnazjum niemieckie, a jej pracownie przyrodnicze wywiezione do Rzeszy. Przez pięć i pół lat kraj został bez szkół średnich tak samo, jak bez szkół wyższych.
3. Zamknięte zostały wszystkie stowarzyszenia i organizacje naukowe, ich majątek zaś został skonfiskowany. W szczególności została zamknięta Polska Akademia Umiejętności, sprzęty z jej siedziby wywieziono, gmach jej przemieniono na czytelnię dla Niemców.
4. Zostały dla Polaków zamknięte wszystkie biblioteki publiczne. Dostępne pozostały tylko dla Niemców, a częściowo zostały przekształcone na czysto niemieckie. Książki z bibliotek publicznych i prywatnych zaczęły władze niemieckie przerzucać z jednej do drugiej. A wynikiem tych przemieszczeń było, że niemal wszystko, co Warszawa miała cenniejszego — 300000 najstarszych druków polskich i 40000 rękopisów — zostało zgromadzone przez Niemców w jednej bibliotece i wszystko to Niemcy, wychodząc w 1944 r., razem spalili. A dodać należy jeszcze, że wszystkie większe księgarnie w całej Polsce zostały wywłaszczone przez Niemców i przekształcone na „Deutsche Buchhandlungen". W tych zaś, które pozostały, zostały w 1940 r. skonfiskowane książki angielskie i francuskie, a w 1942 r. również i rosyjskie. W językach tych Polakom nie wolno było czytać (jeśli pominąć francuską prasę okupacyjną).
5. Wszystkie archiwa w kraju zostały od pierwszego dnia okupacji unie-dostępnione dla Polaków. Część ich została od razu wywieziona do Rzeszy. Z tych zaś, które zostały pozostawione w kraju, najważniejsze Niemcy wychodząc zniszczyli. W szczególności spalili całe Archiwum Akt Nowych, tj. archiwum władz centralnych Rzeczypospolitej Polskiej z lat 1918 —1939, a tak samo Archiwum Główne zawierające akta władz centralnych dawniejszych czasów. W ten sposób Niemcy osiągnęli, że archiwa centralne całego kraju przestały prawie istnieć.
6. Uniemożliwiona została na czas okupacji publikacja jakiejkolwiek książki zarówno z zakresu nauki, jak i z zakresu literatury. Zamknięte zostały wszystkie czasopisma naukowe, literackie, codzienne, nie mówiąc o politycznych. Ukazywały się jedynie te, które wydawały same władze niemieckie, a były to pisemka na najniższym poziomie i usiłujące każdym słowem zatruć umysły polskich czytelników.
7. Zamknięte też zostały wszystkie muzea i wystawy sztuki. Z Muzeum Narodowego w Krakowie zrobiono kasyno niemieckie, z Muzeum Narodowego w Warszawie — magazyn dla SS-ów, z jednego gmachu wystawowego w Warszawie — „Haus Deutscher Kultur", z drugiego — jadłodajnię żołnierską. Zbiory częściowo stłoczono w magazynach, uniemożliwiając ich konserwację, częściowo wywieziono. Z Muzeum Narodowego w Warszawie wywieziono całą sztukę średniowieczną, a w innych działach okazy najcenniejsze. Zanim jeszcze zniszczono Zamek Warszawski, wywieziono znajdujące się w nim obrazy, między innymi 22 widoki Canaletta. Galerię Pałacu Łazienkowskiego w Warszawie SS-i traktowali jako swoją własność i obraz ze szkoły Rembrandta, jaki się w niej znajdował, ofiarowali Generalnemu Gubernatorowi Frankowi na urodziny. Dzieła sztuki nie odpowiadające swą treścią Niemcom były niszczone; poszukiwano specjalnie obrazu Matejki, przedstawiającego klęskę Niemiec pod Grunwaldem w 1410 r., a gdy go nie znaleziono, uwięziono zarząd galerii, do której należał.
8. Zabytki architektury były niszczone od początku okupacji. Zamek Królewski w Warszawie, który wytrzymał oblężenie, został zdemolowany zaraz potem, od października do grudnia 1939 roku, zaminowany w 1940, wysadzony w powietrze w 1944. Po powstaniu 1944 roku palono i wysadzano w powietrze kolejno, planowo jeden za drugim zabytki stolicy. Z milionowego miasta pełnego zabytków historycznych pozostał zaledwie jeden pałac, który zamieszkiwali Niemcy do końca i którego nie zdążyli już zniszczyć, oraz dwa stojące w pobliżu kościoły; wszystko inne przestało istnieć.
9. Pomniki były niszczone od chwili wejścia Niemców. W Poznaniu zostały od razu zniszczone wszystkie, tak samo w Łodzi. W Krakowie zwalono między innymi pomnik wielkiego poety polskiego Mickiewicza i bohaterskiego wodza z XVIII wieku — Kościuszki. W Warszawie zniszczono już w 1942 r. część pomników, między innymi Szopena (dodać warto, że podczas całej okupacji nie wolno było wykonywać utworów Szopena, a także innych kompozytorów polskich). Resztę zaś pomników warszawskich zniszczono podczas powstania i po powstaniu. Były między nimi dwa pomniki dłuta Thorvaldsena: Kopernika i Józefa Poniatowskiego.
10. Prywatne zbiory uległy podobnemu losowi, jak publiczne, a tak samo urządzenia wielu mieszkań. Na zachodnich ziemiach Polski przyłączonych do Rzeszy były od razu wraz z majątkami darowywane Niemcom lub wywożone. W innych częściach Polski robiono to samo, tylko stopniowo. W szczególności mieszkania ludzi więzionych w obozach koncentracyjnych były konfiskowane, sprzęty zabierano do ostatniego. Najbardziej masowa akcja była dokonana w związku z wymordowaniem Żydów w 1943 roku: sprzęty z dziesiątków tysięcy mieszkań zostały zabrane, książki zwalono razem i sprzedano na makulaturę.
Zakończenie całej akcji niemieckiej nastąpiło w czasie powstania warszawskiego 1944 r. Ale podczas gdy w pierwszych latach okupacji szła ona ku przywłaszczeniu sobie polskiego dobra kulturalnego, to teraz — w pośpiechu i gniewie — już tylko ku jego zniszczeniu. W Warszawie, mieszczącej nieporównanie największą część naukowego i artystycznego majątku Polski, zniszczono teraz prawie wszystko, co było własnością prywatną. Zniszczenie tylko w małej części było skutkiem działań wojennych, w przeważnej — dziełem systematycznego, stopniowego palenia i wysadzania w powietrze jednego domu za drugim, w miarę jak były zdobywane przez Niemców. Moje doświadczenia w tym względzie były podobne do doświadczeń tysięcy Polaków. Pierwsze były już z 2 września 1939 r.: jedna z 29 bomb, jakie w dniu tym były zrzucone przez niemieckich lotników na cmentarz warszawski, zniszczyła mój grób rodzinny. Było to w drugim dniu wojny, gdy działania wojenne były daleko od stolicy, gdy nie było jeszcze mowy o jej obronie — już wtedy lotnictwo niemieckie rozpoczęło swe dzieło zniszczenia.
Ostatnie zaś doświadczenie było z dni powstania warszawskiego z sierpnia 1944 r. Gdy wojska niemieckie opanowały dzielnicę, którą zamieszkiwałem, kazano nam niezwłocznie opuścić dom i spalono go od razu wraz z całym urządzeniem, zbiorami, biblioteką, warsztatem pracy naukowej. A przed nim i po nim płonęły inne domy, jeden za drugim. Wychodząc, zdołałem wziąć do walizki tylko nieco bielizny i rękopis pracy naukowej, nad którą pracowałem przez całą wojnę. W drodze, gdy nas z płonącego domu gnano do obozu, żołnierze odebrali z walizy bieliznę — został już tylko rękopis. Wtedy podszedł oficer niemiecki, otworzył walizę, znalazł rękopis. „Co to? Praca naukowa — rzekł. — Nie, nie ma już polskiej kultury — es gibt keine polnische Kultur mehr". I rzucił rękopis do rynsztoka. W tych jego słowach był zawarty cały stosunek Niemców do nas, szczególnie zaś w tym „już nie ma": bo dotąd była, ale przez pięć lat dokonali, że już jej nie ma. Akcja ich chciała nie tylko zniszczyć polską kulturę, ale zatrzeć nawet jej ślady. Była robiona z premedytacją. Była wykonaniem osobistego rozkazu Hitlera. Ale rozkaz ten spełnili wszyscy i władze cywilne tak samo, jak ludzie prywatni, uczeni i artyści. Cały naród niemiecki brał udział w tym rabunku i zniszczeniu, cały jest zań odpowiedzialny.
II
Stan faktyczny jest, streszczając, tak:
1. Niemcy w ciągu 5-ciu lat okupacji niszczyli konsekwentnie i stale kulturę polską naukową tak samo, jak artystyczną, biblioteki i archiwa, szkoły i piśmiennictwo, tak samo jak muzea i pomniki, sprzęty i zbiory prywatne. Częściowo wywozili je do siebie, częściowo niszczyli od razu. Niszczyli zarówno wytwory kultury, jak jej warsztaty, które by mogły ją produkować w przyszłości. Niszczyli celowo i systematycznie. Niszczyli od początku, od pierwszego dnia wojny. A przygotowali się do tego wcześniej: szpiegowie niemieccy, którzy przed wojną studiowali pod różnymi pozorami stan posiadania polskiego w różnych dziedzinach życia, wkroczyli od razu wraz z armią niemiecką do Polski, by objąć w niej stanowiska i przystąpić do likwidowania tego posiadania — jak ów dr Dagobert Frey, historyk sztuki, profesor z Wrocławia, który poprzednio dla „badań naukowych" stale przyjeżdżał do Polski i korzystał z informacji koleżeńskich; już od września 1939 r. zjawił się w Krakowie, a w październiku w Warszawie przystąpił do wywożenia cenniejszych zabytków sztuki i dyrygował akcją demolowania Zamku Warszawskiego. To przygotowanie do akcji i konsekwentne, nieustępliwe jej przeprowadzenie tłumaczy niezwykłe rozmiary zniszczenia, jakiego Niemcy mogli w ciągu niewielu lat dokonać.
2. Przeprowadzali zaś tę akcję do końca. Sabotowali nawet to, do czego zobowiązali się umową, mianowicie zabezpieczenie zbiorów publicznych, zapewnione przy akcie kapitulacyjnym powstańcom warszawskim. W praktyce robili wszelkie utrudnienia, aby uniemożliwić wykonanie tego zobowiązania i tylko ucieczka ich z Warszawy pod naporem wojsk sowieckich w styczniu 1945 r. uratowała część tych zbiorów. Zabytki Krakowa były również zaminowane. W samym zamku wawelskim odnaleziono 111 min. I tylko dzięki szybkości ucieczki został on uratowany.
3. Akcja niszczycielska Niemców była tym ohydniejsza, że: a) nawet gdy była najbardziej bezprawna, była ubrana w pozorne formy prawa; b) akcja ich była pokrywana z całym cynizmem pozorami opieki nad kulturą. Rozporządzenie z 1939 r. nakazywało oddawanie cenniejszych dzieł sztuki, będących w posiadaniu prywatnym, dla ich... „zabezpieczenia". Prastarą Bibliotekę Jagiellońską w Krakowie władze Generalnej Guberni zamknęły dla Polaków, a gdy ją otworzyły dla swoich, sławiły to jako „wybitny czyn kulturalny"; c) przede wszystkim zaś była pokrywana propagandą nie liczącą się z prawdą, odwołującą się do ad hoc wymyślonych faktów i teoryj historycznych. W obwieszczeniach urzędowych, w publikacjach rzekomo naukowych, w dziennikach, wszystko, co jest cennego w kulturze polskiej, było przedstawiane jako wyłączne dzieło Niemców. Polskiego nie było w niej nic. W Polsce przybysze niemieccy byli w ciągu stuleci rzekomo jedynym twórczym artystycznie żywiołem. Kraków i Poznań były traktowane niezmiennie jako miasta „praniemieckie", a tak samo Warszawa czy Lublin, Radom czy Tarnów. Każdy piękniejszy w nich zakątek, każdy stary kościół czy kamienica były publikowane jako „dzieła twórczego ducha niemieckiego", wbrew uderzającemu właśnie faktowi, że w okresie tworzenia się państwa polskiego, tak samo jak w okresie nowożytnym, udział Niemców w polskiej sztuce, a zwłaszcza w architekturze, był znikomy, nieporównanie mniejszy, niż można by oczekiwać w normalnych sąsiedzkich stosunkach.
4. Pamiętać jeszcze należy i to: że Niemcy w ostatnich wiekach żyły w warunkach politycznych daleko pomyślniejszych niż Polska, która długo była pozbawiona niepodległości i opieki państwowej nad kulturą, która w wojnach i katastrofach dziejowych utraciła część tego, co wytworzyła lub zgromadziła. Tymczasem Niemcy, przeciwnie, żyli w warunkach wyjątkowo korzystnych, zdołali zgromadzić w swych muzeach, bibliotekach czy domach prywatnych znacznie więcej dóbr kulturalnych, niż wytworzyli sami.
III
1. Każdy stan rzeczy, na który można by reagować tak lub inaczej, który możemy utrzymać lub zmienić, wytwarza zagadnienie etyczne. Bo jeśli można go zmienić, to można go uczynić lepszym lub gorszym. Zagadnienie zaś etyczne polega najogólniej biorąc na tym: jak postępować, by przysporzyć jak najwięcej dobra lub przynajmniej, jeśli inaczej nie można, usunąć jak najwięcej zła. Tak jest i z tym stanem rzeczy, jaki wytworzyli Niemcy niszcząc i przywłaszczając sobie wytwory kultury innego narodu. Są ludzie, do których władzy należy reakcja na ten stan rzeczy, którzy mogą rzeczy przywłaszczone odebrać, a za zniszczone zażądać zadośćuczynienia. I ci, mogąc nań reagować, nieuchronnie muszą reagować — bo brak reakcji jest też rodzajem reakcji, mianowicie utrzymaniem istniejącego stanu rzeczy, usankcjonowaniem tego, że ci, którzy przywłaszczyli sobie cudze dobra, będą je nadal posiadali, a będzie ich brak tym, którym zostały zrabowane. Najogólniej biorąc, stan rzeczy może być dwojaki: albo jest dobry (czy przynajmniej obojętny) i wtedy etycznie chodzi o to, by go uczynić jeszcze lepszym; albo jest zły, zło zostało już dokonane, a wtedy etycznie chodzi o to przede wszystkim, by je usunąć lub przynajmniej zmniejszyć. I taki jest właśnie stan obecny w stosunkach Niemiec i Polski: zło zostało wyrządzone.
2. Ktoś może jednak mieć wątpliwości: czy zło rzeczywiście zostało wyrządzone? Bo niejedno z tego, co w oczach ludzkich za zło uchodzi, nie jest nim naprawdę. Zwłaszcza [w oczach] ludzi poszkodowanych, a więc nie bezstronnych. Aby, jak w rozważaniach etycznych przystało, patrzeć na rzeczy bezstronnie, potrzebne jest przede wszystkim obiektywne kryterium dobra i zła. Kryterium takim nie jest często wymieniana zgoda powszechna, bo jej naprawdę w bardziej złożonej sprawie uzyskać niepodobna. Jest nim natomiast — oczywistość sądu. Co jest oczywiste, tzn. co do czego nie można pojąć, by mogło być inaczej, to jest pewne. I tylko to jest pewne. To jest jedyne niewątpliwe kryterium dobra i zła. Posługiwali się nim już starożytni, począwszy od Arystotelesa, a i myśliciele nowożytni, nawet najsubtelniejsi, innego nie wymyślili. W świetle tego kryterium okazuje się, że mało jest o dobru i złu twierdzeń pewnych, bo mało jest oczywistych. Nawet zniszczenie cudzego mienia nie jest niewątpliwym złem, jeśli nastąpiło przypadkiem, w ogniu walki czy z konieczności obrony. Natomiast zniszczenie cudzego mienia dokonane z premedytacją i planowo jest właśnie złem oczywistym, niewątpliwym, nie dającym się kwestionować. A właśnie takie zło zostało przez Niemców wyrządzone. Polska została planowo i z premedytacją zniszczona ogniem i dynamitem. Zniszczenie zostało przeprowadzone z całą świadomością, z rozmysłem, przygotowaniem, systemem, metodą. Nie było przypadkiem, chwilowym impulsem, szałem wojennym. Jeśli to był impuls i szał, to trwał bez przerwy przez 5 i pół lat okupacji, opanował wszystkich Niemców, jacy byli w Polsce. A historia Niemiec wskazuje, że ilekroć mieli na to dość siły, było to zawsze ich metodą wobec przeciwnika. Zło dokonane przez nich jest nawet podwójne. Jest najpierw złem natury duchowej, tkwi w samym zamyśle zniszczenia mienia kulturalnego innego narodu. A po wtóre jest to także zło materialne: zniweczenie pamiątek, siedzib, książek, dzieł sztuki, warsztatów pracy. Że to dzieło zniszczenia jest złem, to jest jasne jak słońce na niebie. Jeśli to nie jest złem, to nie ma zła na świecie.
3. Więc zło zostało wyrządzone, a w takim razie należy wobec niego interweniować, aby je usunąć, cofnąć, wyrównać czy choćby zmniejszyć. Wynika to z samego pojęcia postępowania etycznego, jako zmierzającego do dobra. Jeśli zło istnieje i może być usunięte, to usunięte być powinno. Interwencja nie miałaby racji bytu tylko wtedy, gdyby zło nie mogło być usunięte, a zasługiwałaby na potępienie tylko wtedy, gdyby sama była złem i zamiast zło usuwać nowe jeszcze doń dodawała. Ale czyż zło nie może być usunięte i czyż interwencja musi operować złem? Co najwyżej zło duchowe nie podlega usunięciu; natomiast podlega mu materialne. A jeśli niektóre formy interwencji operują złem, to inne tego nie czynią.
Przypuśćmy nawet, że złem operuje interwencja jako odwet. A także interwencja jako kara. A nawet jako zabieg prewencyjny, jako zabezpieczenie. Ale istnieje interwencja, która nie jest ani odwetem, ani karą, ani prewencją. Zmierza jedynie do wynagrodzenia wyrządzonego zła. Taka interwencja nie posiada w sobie żadnego zarodka zła. Zastosowanie ma tam, gdzie zło wyrządzone przez jednego, drugiemu uczyniło krzywdę. Jeśli złu wyrządzonemu przez jednego (przez naród tak samo, jak przez jednostkę) odpowiada krzywda drugiego (narodu tak samo, jak jednostki), to krzywda ta wymaga wynagrodzenia. A tak jest w rozpatrywanym tu wypadku: przez działanie Niemców innym stała się krzywda. I krzywdę tę przynajmniej częściowo można wynagrodzić; jeśli nie można duchowej, to można w każdym razie wynagrodzić materialną. Nasze poczucie moralne mówi z całą jasnością i oczywistością, że wynagrodzenie, jeśli tylko jest możliwe, powinno być przeprowadzone. Jeśliby to zostało zakwestionowane, to w stosunkach etycznych nie pozostałoby nic oczywistego, to nie ma w nich żadnych norm, nie ma ładu moralnego, i niech każdy robi jak chce i jak mu jest wygodniej, byle miał siłę i władzę. Ale poczucie każdego bodaj człowieka mówi inaczej. Trzyma się najprostszej i najbardziej podstawowej zasady, mianowicie zasady sprawiedliwości. Ta najprostsza i najoczywistsza zasada przesądza sprawę odszkodowania. Zasadzie tej można by przeciwstawić jedną tylko — zasadę wyrozumiałości. A właśnie w tym wypadku nie ma do wyrozumiałości podstawy. Bo zło zostało wyrządzone z premedytacją i uporem, było wyrazem pychy i poczucia bezkarności. Zresztą wyrozumiałość sędziego może być wszędzie słuszna, ale nie przy wynagradzaniu krzywdy. Bo tu byłaby nowa krzywda dla skrzywdzonego; wyrozumiałość byłaby niesprawiedliwością.
4. A tak samo nie można zasadzie sprawiedliwości przeciwstawić zasady szczęścia. Zapewne, szczęście ludzkie jest wielką rzeczą, jest słusznym etycznie celem postępowania. Jednakże wzgląd nań nie usprawiedliwia tego, co Niemcy robili, ani nie usprawiedliwiłby zaniechania wobec nich interwencji. Bo szczęście jest właściwym etycznie celem tylko z dwoma zastrzeżeniami: najpierw zasada szczęścia musi być uzupełniona przez zasadę sprawiedliwości. Szczęście jednego człowieka nie jest mniej warte niż drugiego, jednego narodu mniej niż drugiego. Należy — jak dawniej mówili sami Niemcy — nie tylko żyć, ale i innym dać żyć. Toteż szczęście samych tylko Niemców nie usprawiedliwiłoby żadnej z krzywd wyrządzonych innym narodom. Po wtóre zaś zasada szczęścia musi być uzupełniona przez zasadę moralności. Bo szczęście jest dobrem niewątpliwie, ale nie jest jedynym. Innym dobrem jest wartość moralna człowieka. John Stuart Mili znany właśnie z tego, że szczęście uważał za dobro najwyższe, dodawał jednak, że lepiej jest być szczęśliwym Sokratesem niż szczęśliwym nikczemnikiem. Obu tym zastrzeżeniom Niemcy nie uczynili zadość: jeśli zabiegali o swoje szczęście, to kosztem nieszczęścia innych i bez żadnych względów moralnych. A warto przypomnieć, co o szczęściu sądzili najwybitniejsi z Niemców. Kant pisał: „Jakżeby można człowieka uczynić szczęśliwym, nie czyniąc go moralnym i mądrym". A F. Hebbel mówił, że dla istoty, która nie jest szczęścia godna, szczęście gdyby przyszło, byłoby czymś najstraszniejszym, trudnym do zniesienia.
5. Te najprostsze i najogólniejsze zasady etyczne — zasady sprawiedliwości, szczęścia i moralności — nie tylko więc dopuszczają, ale nakazują rewindykację i odszkodowanie za mienie zniszczone. A do tego samego prowadzą też inne, bardziej szczegółowe zasady. Pierwszą z nich jest ta, którą by można nazwać etyczną zasadą konsekwencji. Osnowa jej jest taka: jeśli ktoś przyjął jakiś pogląd i stosował go, gdy dlań to było korzystne, choć wiedział, że jest niekorzystne dla innych, to słuszne jest go stosować wobec niego dalej, gdy sytuacja uległa zmianie i pogląd przestał być dlań korzystny. Poglądem Niemców, póki byli silni, było, że silny ma prawo z siły swej korzystać i zabierać słabszemu, co zechce. Poglądu tego naturalnie nikt nie chciałby stosować tak, jak go stosowali Niemcy, nawet wobec nich samych. Ale daje on dodatkowe moralne upoważnienie do wynagrodzenia krzywd doznanych, nawet gdyby ten, kto krzywdy wyrządził, się temu sprzeciwiał i trzeba było sprawiedliwość przeprowadzić siłą.
6. Drugą dodatkową zasadę można by nazwać zasadą mniejszej lub większej wytłumaczalności zła. Jeśli mianowicie każde zniszczenie lub przywłaszczenie cudzego dobra jest złem, to jednak jest złem większym, gdy ktoś zniszczył lub przywłaszczył sobie dobro od jednostki czy narodu mniej od siebie zasobnego. A tak jest właśnie z Niemcami. Warunki polityczne ostatnich 150 lat spowodowały, że Niemcy wzbogacili się pod względem kulturalnym tak samo jak każdym innym, podczas gdy Polska pozbawiona niepodległości i państwowej opieki nad kulturą utraciła już przedtem znaczną część swego kulturalnego mienia.
7. Trzecią zasadę dodatkową nazwijmy zasadą powszechnej korzyści. Chodzi w niej o to, że pewne dobra, gdy znajdują się w pewnych rękach, stają się przez to dla powszechności ludzkiej wydajniejsze, korzystniejsze, i że przeto jest rzeczą etycznie słuszną przykładać się do tego, by właśnie w tych rękach, a nie w innych się znalazły. Otóż Niemcy i ich przyjaciele twierdzą, że z kultury świat korzysta najwięcej, gdy jest ona w rękach niemieckich, bo oni najintensywniej pracują naukowo, oni umieją najlepiej zorganizować muzea, biblioteki itd. A już specjalnie mniejsze i mniej zasobne narody nie mogą rzekomo z nimi pod tym względem współzawodniczyć. Ale właśnie twierdzenie to jest wątpliwe. W Polsce np. w latach przedwojennych opieka nad sztuką i nauką, muzealnictwo, konserwatorstwo, organizacja archiwów, organizacja szkół, w szczególności artystycznych, wszystko to było jak najbardziej nowoczesne i racjonalnie rozwijało się, aż zostało unieruchomione przez okupantów. Ale także jest wątpliwe, czy Niemcy posiadają rzeczywiście wyższą kulturę, która by pozwalała im korzystać w jakiś lepszy sposób z nagromadzonych w ich kraju skarbów sztuki czy nauki. Wątpliwości co do tego mieli nawet niektórzy z Niemców. Nietzsche, sam Niemiec, był jednak zdania, że kultura Niemców jest tylko z pozoru wysoka, że naprawdę są oni w kulturze spóźnieni przynajmniej o dwa wieki i nigdy już tego opóźnienia nie zdołają odrobić.
8. Czwartą zasadą, którą by tu wymienić należało, jest zasada moralnego uprawiania. Według niej ten tylko, kto ma pewien poziom moralny, ma prawo do roztaczania opieki nad wyższymi wartościami ludzkimi. Odczuwamy to jako niewłaściwe i złe, by ludzie źli patronowali dobrom tak szlachetnym, jak nauka i sztuka, by ludzie, którzy nie umieli i nie chcieli szanować cudzych muzeów, bibliotek, którzy je niszczyli bezlitośnie, mieli sami muzea i biblioteki najwspanialsze i w nich przechowywali dorobek narodów, które usiłowali zniszczyć.
9. Piątą zasadą byłaby zasada prawdziwej własności. Chodzi w niej o to, że z tego, co w prawnym znaczeniu jest własnością jednostki czy narodu, część należy do nich w głębszym, a część tylko w powierzchownym sensie. Inaczej należą do narodu dzieła, które sam stworzył, a inaczej te, które kupił, a zwłaszcza, które sobie przywłaszczył. Inaczej te, które są jego istotną potrzebą, których zniszczenie staje na przeszkodzie dalszemu jego rozwojowi, a inaczej nadmiar bogactw, zbytek kulturalny osiągnięty z całego świata. Przy tym Niemcy ostatnich czasów właściwie nie cenili tych niezliczonych zagranicznych dzieł sztuki i dzieł naukowych, jakie w swych zbiorach posiadali, bo cenili to tylko, co jest niemieckie. Prekursor dzisiejszych Niemiec, filozof Fichte, już przed półtora wiekiem domagał się zamknięcia granic państwa, całkowitej jego izolacji dla uniknięcia zagranicznej zarazy. To samo nie tylko w teorii, ale i w praktyce uczynił dzisiejszy narodowy socjalizm. Utrata tego, czego się nie ceni, nie jest dotkliwa, nie będzie więc nią dla Niemców utrata obcych dzieł sztuki z muzeów i obcych książek z bibliotek.
10. Wreszcie szósta — zasada słusznego prawa. Zasada ta (na którą z upodobaniem powoływali się również prawnicy niemieccy) orzeka, że ustawa prawna, choćby formalnie była wydana najprawidłowiej, jeśli obraża uczucie słuszności i sprawiedliwości, nie ma naprawdę waloru; nie ma go, jeśli jest niezgodna z ius naturale i ius divinum. Niemcy będą oczywiście twierdzić, że wszystkie przywłaszczenia i zniszczenia, jakich dokonali, były zgodne z wydanymi przez nich ustawami. Ale zasada słusznego prawa dyskwalifikuje te ustawy.
IV
Zasady etyczne podane wyżej, mające charakter ogólny, znajdują zastosowanie w specjalnej sprawie rewindykacji i odszkodowania wojennego należnego Polsce od Niemców.
1. Nie jest oczywiście etycznie słuszne złem oddawać za złe i niszczyć kulturę tym, którzy naszą kulturę zniszczyli. Ale także nie jest słuszne przywłaszczyć ją sobie, jak oni sobie naszą przywłaszczyli. A tym bardziej niszczyć zalążki i warsztaty przyszłej kultury. Bo wszystko to tworzyłoby nowe zło i pogłębiało zło istniejące, zamiast je usunąć. Taka była polityka Niemców wobec Polaków, ale nie może być polityką Polaków ani żadnego kulturalnego i ludzkiego narodu wobec nich (choćby nawet „zasada konsekwencji" zdawała się do tego upoważniać).
2. Natomiast jest etycznie słuszne domagać się i usiłować odzyskać to, co nam niesłusznie zostało odjęte. Jeśli zaś nie będzie mogło być odszukane, to etycznie słuszne jest wziąć jego ekwiwalent. A podobnie jest słuszne wziąć ekwiwalent za to, co zostało zniszczone. Przemawia za tym przede wszystkim zasada sprawiedliwości, ale ubocznie również zasada „konsekwencji". A w wypadku, o który tu chodzi, także zasada „wytłumaczalności", bo ci, którzy przywłaszczyli sobie dobra artystyczne czy naukowe, nie tylko posiadali dóbr takich pod dostatkiem, ale posiadali ich więcej niż ci, od których je sobie przywłaszczyli. Broniąc się przeciw rewindykacji Niemcy nie mogą się powołać ani na zasadę „powszechnej korzyści", ani na zasadę „słusznego prawa". Zbiory, których część mają oddać jako odszkodowanie, nie stanowią ich „prawdziwej własności". I nie mają oni naprawdę „moralnego uprawnienia" do ich posiadania.
3. Przy ustalaniu ekwiwalentów za mienie zniszczone lub zagubione byłoby etycznie niewłaściwe domagać się mienia będącego „prawdziwą własnością" Niemców. Mianowicie takich przedmiotów, które są wytworem Niemców. Dla nich Rzesza jest właściwym miejscem. Natomiast jest rzeczą etycznie właściwą domagać się:
a) przedmiotów, które są związane z Polską, jak np. rzeźby Wita Stwosza, albo które dawniej należały do polskich zbiorów, jak np. tondo Botticellego, będące własnością galerii Raczyńskich, a zatrzymane przez muzeum berlińskie;
b) przedmiotów, które były nabywane przez Niemców za środki czerpane przynajmniej częściowo z ziem polskich, jak to było z obrazami skupowanymi przez Augustów saskich do galerii drezdeńskiej;
c) przedmiotów, które dostały się do zbiorów niemieckich drogą kupna, a nie są związane z kulturą niemiecką. Tak jest np. z dziełami sztuki greckiej lub włoskiej. Przedmioty te mogą być Niemcom odjęte, tym bardziej że zarówno politycy, jak niektórzy uczeni niemieccy znaczną ich część uważają za obcą, a nawet za niebezpieczną dla ducha niemieckiego. I będzie lepiej, gdy wielkie dzieła sztuki nie będą pozostawały w rękach, które cudzej sztuki i nauki uszanować nie umiały i nie chciały.
Pierwodruk: Władysław Tatarkiewicz, Etyczne podstawy rewindykacji i odszkodowań, („Prace i Materiały Wydziału Rewindykacji i Odszkodowań”, nr 3), Warszawa 1945.
Władysław Tatarkiewicz, Etyczne podstawy rewindykacji i odszkodowań, w: Władysław Tatarkiewicz, Pisma z etyki i teorii szczęścia, wybór Paweł J. Smoczyński, „Biblioteka Etyczna”, Wrocław – Warszawa – Kraków 1992, s. 113–122.
Pozwolenia na druk pracy (z uwagami rękopiśmiennymi) udzielił nam spadkobierca Jan Jakub Tatarkiewicz.
Czytaj także
Architektura polska a Niemcy
Przez pięć lat z górą powtarzali Niemcy nieustannie, że wszystko, co jest cenne w dawniejszej kulturze polskiej jest naprawdę ich dziełem.
Władysław Tatarkiewicz
Wspomnienia o tajnym nauczaniu
Po publikacji T. Manteuffla Uniwersytet Warszawski w latach wojny i okupacji znana jest dokładnie organizacja ówczesnego tajnego nauczania, a zbiorowa książka Z dziejów podziemnego Uniwersytetu Warszawskiego oddaje w niezrównany sposób atmosferę jaka na tych podziemnych kursach panowała.
Komentarze (0)