O mowie nienawiści, politycznej poprawności i prymacie rzeczywistości
Rząd, a raczej nierząd Tuska, wprowadza „europejskie” standardy. Jednym z nich jest penalizacja tzw. „mowy nienawiści”. Minister Sprawiedliwości Bodnar podjął działania mające na celu nowelizację kodeksu karnego. Chodzi, jak powiedział wiceszef resortu sprawiedliwości Krzysztof Śmiszek, o „poszerzenie katalogu przesłanek, które będą traktowane jako dyskryminacyjne w kontekście dyskryminacyjnych czy pogardliwych wypowiedzi lub czynów”.
Śmiszek przypomniał, że dzisiaj przepisy dotyczą takich przesłanek jak rasa, pochodzenie etniczne, religia czy bezwyznaniowość. Jak wskazał, zgodnie z umową koalicyjną, przepisy będą poszerzone o takie przesłanki jak płeć, orientacja seksualna, tożsamość płciowa, wiek czy niepełnosprawność.
Doświadczenia państw zachodnich, gdzie takie prawa obowiązują, pokazały, czemu one służą. Jest to ideologiczna osłona seksualnej rewolucji, a także otwarcie możliwości karania osób nieużywających języka obojętności płciowej. Rzecz ciekawa, np. chadecki rząd Bawarii w kwietniu ubiegłego roku wydał ustawę zakazującą używania języka gender w urzędach, placówkach oświatowych. Podobny zwrot, przynajmniej na poziomie rządowym można było obserwować w Wielkiej Brytanii, gdzie rząd konserwatywny pod koniec 2013 roku, wydał zalecenia mające zatrzymać szaleństwa ideologii gender. Oskarżenie o używanie „mowy nienawiści” służy medialnej i prawnej ochronie tej ideologii. Co światlejsi Niemcy i Brytyjczycy starają się ograniczać jej wpływ. W Polsce obecnie rządząca elita, wprowadza ją, dumna, że jest taka nowoczesna.
Wobec skali ofensywny ideologii gender to pewnie drobne wydarzenia, ale być może symptomatyczne, świadczące o powrocie do zdrowego rozsądku za sprawą obudzonej świadomości, że operacja na języku dokonywana przez lewicę to droga do chaosu. Można stwierdzić, pół żartem pół serio, że niemiecka biurokracja broni się, jak może. Można też żywić nadzieję, że zwrot konserwatywny wzmocni radykalnie administracja Prezydenta Donalda Trumpa.
Pojęcie „mowy nienawiści” było i jest w tej chwili słowem wytrychem, które wrzuca się w przestrzeń publiczną, żeby wyeliminować konserwatystów i liberałów starej daty „ogniem świętego moralnego oburzenia”. Politycy i ideolodzy, którzy używają „mowy nienawiści” w celu eliminacji konkurentów są oczywiście hipokrytami, którzy dobrze rozpoznają „niszczącą siłę dobra”, jaka zakodowana jest w tym pojęciu. Jak bowiem nie zapisać się do obozu szlachetnych, walczących z nienawiścią? Mało tego. Jak nie oburzać się gdy po ziemi chodzą jeszcze nietolerancyjni faszyści? Tu „mowa nienawiści” nie jest mową nienawiści tylko świętym oburzeniem arcymoralnych ludzi pokroju Tuska i Owsiaka. Jak zatem nie przykleić sobie serduszka od Owsiaka i celebrować własną szlachetność? Przy czym, o tym, kto jest a kto nie jest faszystą, decydować będzie np. „święty Jerzy Owsiak”, arcybiskup świeckiego Kościoła „Samo Dobro”. Jeśli dwadzieścia lat temu można było mieć jakieś iluzje, tak dzisiaj, wobec ostrego politycznego zaangażowania tego „świętego Jerzego”, nikt uczciwy takich wątpliwości mieć nie może.
Używanie bezkarne pojęcia „mowa nienawiści” jest możliwe dzięki dyktaturze politycznej poprawności jako formie cenzury i autocenzury stosowanej przez media neoliberalnego świata. Termin „mowa nienawiści” jest, jeśli można się tak wyrazić, dynamicznym przejawem „poprawności politycznej”, za pomocą której stygmatyzuje się przeciwników politycznych.
Na przykład, w ramach walki z mową nienawiści we Francji – ale nie tylko – można kogoś skazać za antyaborcyjne wystąpienia. Można człowieka skazać – i tak czyniono – za stwierdzenie, że szerokie otwarcie się na muzułmańską imigrację doprowadzi do zmiany kulturowej we Francji.
Panujący przez lata terror „politycznej poprawności” spowodował spustoszenie w obrębie języka. Terror ten polega na próbie zaczarowania świata, stworzenia urojonej rzeczywistości, która nie miała wiele wspólnego z realną. Nastąpiła próba zmiany znaczenia słów. W tej realnej są konflikty i to jest coś oczywistego. Konflikt jest wpisany w nasze życie, przenika wszystko – życie rodzinne, jak i społeczne. Jeśli zostaje nienazwany, staje bombą z opóźnionym zapłonem. Koszmarna polityka migracyjna w Europie wystawia tej Europie obecnie rachunek. Podobnie ideologia LGBT odpowiedzialna za tragedię dzieci i młodzieży poddających się operacjom tranzycji. Ci, którzy spowodowali katastrofę chcą teraz stać się wybawcami, dlatego mechanizmy demokratyczne są niszczone albo ulegają zawieszeniu.
Polityka demokratyczna to ucywilizowany konflikt. Ta rama cywilizacyjna, w obrębie której ten konflikt był oswajany, podlega zniszczeniu. Dokonuje się to teraz, lub już się dokonało.
Media neoliberalne budowały „Nowy wspaniały świat”, w którym po raz pierwszy w historii nie miało być „języka nienawiści”. Paragrafy mają stać na straży zafałszowanego porządku. Wcześniej nienawiść była zakazana w społeczeństwie komunistycznym, w najwyższym jego stadium.
Co za fantastyczna wizja! Tylko „drobną” ceną urzeczywistnienia takiej wspaniałej wizji było to, że każdy bystry niezależny obserwator, obdarzony zdrowym rozsądkiem i politycznym temperamentem był lub stawał się potencjalnym kandydatem na faszystę, według uznania tych, którzy definiowali, co to jest „mowa nienawiści”. Natomiast, co charakterystyczne, sami neoliberałowiei lewacy nie podlegali tej zasadzie, gdyż mogli bezkarnie, do woli, stygmatyzować przeciwników ideologii gender, przeciwników agresywnych środowisk homoseksualnych czy feministycznych jako faszystów, nacjonalistów etc.
Można bezkarnie pleść bzdury, że Trump, Kaczyński, Orban to nowe wcielenia Hitlera i Stalina, że w Polsce jest faszyzm, mimo że od roku to neoliberałowie w Polsce dzierżą władzę i usiłują zbudować reżim autorytarny, posługując się teorią stanu wyjątkowego nazistowskiego myśliciela Carla Schmitta. Głoszone są tego rodzaju bzdury, świadczące o kompletnym odklejeniu się świata neoliberalnego od rzeczywistości. Usiłuje się odgrzewać konflikty z ubiegłego stulecia i nimi intepretować rzeczywistość, która jest już w innym czasowo miejscu. Faszyzm skończył się w 1945 roku. Elementarnym intelektualnie błędem jest używanie martwych poznawczo pojęć.
Jasnym jest też to, że „poprawność polityczna” była i jest osłoną chroniącą jedną ze stron konfliktu, ale jest też maczugą. Tu nie chodziło i chodzi rzecz jasna o żadną „wyższą moralność”. To jest strategia quasi-moralna mająca narzucić panowanie ideologiczne nad najpierw zawstydzonymi a potem uległymi osobnikami, którzy dzięki „nawróceniu” dostępują nobilitacji bycia nowoczesną, postępową neoliberalną elitą. Media są opanowane przez to lobby. Mówiąc wprost – jest to narzędzie ideologiczne oligarchicznej struktury władzy. Taka struktura „produkuje” i daje pole do „popisów” armii zideologizowanych osobników, którzy mogą pleść bzdury bez żadnego poczucia odpowiedzialności za słowa, bo ich umysły i język „odkleiły” się od tego, co realne. A ponieważ to, co realne stanowi zasadę weryfikacji, to trzeba ją zniszczyć, zignorować. Ale nie da się zniszczyć, gdyż zasada rzeczywistości ujawnia czym była i jest „postępowa” ideologiczna obudowa struktury władzy. Ta ideologiczna bańka zdaje się pękać, ponieważ zawsze była pusta. Ta bańka to ideologia neoliberalna, która pełniła i pełni jeszcze dzisiaj, choć już nieprzekonująco, fasadę ideologiczną. Była ona niezbędna do uderzenia w świat pracy i przeprowadzenia „deregulacji, aby uczynić świat finansów wolny od społecznych obowiązków. Dała uzasadnienie niemające wiele wspólnego z realnym kapitalizmem, posługując się na przykład wielkim kłamstwem, że zderegulowany rynek ma zawsze rację. Efektem gigantyczny ekonomiczny kryzys 2008 roku, i pojawienie się „faszystów”, „nacjonalistów” i „populistów”. Konflikty klasowe wcale nie wygasły wraz z rokiem 1989, a te świat neoliberalny, czyli oligarchiczna struktura władzy, chciał magicznie unicestwić.
Wzrost znaczenia „populistów” i „faszystów” w Europie, ich zwycięstwo w USA, to reakcja tego, co realne wobec tej ideologicznej projekcji. Ta ideologiczna bańka teraz w świecie zachodnim pęka, tak jak wirtualną księgowość zmiótł kryzys 2008, który „spalił” wirtualne pieniądze. Jej istnienie było możliwe tylko dlatego, że człowiek chce żywic się iluzjami, a zawsze znajdą się oferenci iluzji, zbijający na tym kapitał czy to polityczny czy finansowy. W końcu to, co realne, czyli zasada rzeczywistości, upomina się o swoje prawa i żadne magiczne zaklęcia „nowoczesnych” neoliberalnych środowisk nie zmienią tego. A oskarżanie o sianie „mowy nienawiści” jest w istocie „sianiem nienawiści” w masce bojownika „moralności”. Bo neoliberałom bliżej do bolszewików niż liberałów, na których lubią pozować.
Czytaj także
Istota Rzeczy - Czas w perspektywie twórczości Macieja Mazurka
W szóstym odcinku "Istoty Rzeczy" rozmawiamy na temat filozoficznych źródeł twórczości Macieja Mazurka oraz roli, jaką w owej twórczości pełni czas.
Maciej Mazurek
Europa, Europa!: Rewolucja obyczajowa przetacza się przez Polskę
Gościem red. Macieja Mazurka był prof. Wiesław Ratajczak – historyk literatury, badacz kultury polskiej drugiej połowy XIX wieku.
Maciej Mazurek
Populiści kontra ideolodzy
Największą obelgą jaką można usłyszeć z ust „Europejczyków”, niczym uderzenie cepem, jest oskarżenie o populizm. Bo to bezproduktywne pieniactwo i demagogia, destabilizujące życie społeczne. A przede wszystkim zagrożenie powrotem faszyzmu, który nie skończył się wcale w 1945 roku!
Maciej Mazurek
Europa, Europa!: Grozi nam likwidacja polskiego państwa
Gościem red. Macieja Mazurka jest prof. Stanisław Mikołajczak – filolog, językoznawca.
Komentarze (0)