(fragment recenzji książki Bronisława Wildsteina Bunt i afirmacja”, która w całości ukaże się w "Przeglądzie Filozoficznym")
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy zagrożenie ze strony „nieliberalnej demokracji” i populizmu stały się przedmiotem troski postępowych sił na „Zachodzie’, w Polsce, w III RP skończyła się epoka „naiwnego okcydentalizmu”, który towarzyszył nam przez długie lata „transformacji”. Jak pamiętamy, polska transformacja miała odbywać się „bez eksperymentów” i polegać na włączeniu się „w struktury Zachodu”. Miała być „powrotem do Europy”, wejściem w świat wyższej, lepszej cywilizacji, z którego zostaliśmy oderwani siłą, wydarci przez komunizm. Wiedzieliśmy, w którą stronę należy zmierzać, jak powinno być zorganizowane państwo, gospodarka, na jakich ogólnych zasadach ma oprzeć się Polska. Pozostało tylko niełatwe pytanie, jak to osiągnąć - i okazało się trudniejsze niż myśleliśmy. Wokół niego toczyły się główne spory polityczne i ideowe – nostalgia za PRL niemal zawsze była zjawiskiem marginalnym i słabła z czasem coraz bardziej.
Miarą postępu naszej transformacji było dostosowanie się do Zachodu, dokonujące się przez transfer instytucji i recepcja idei liberalnych. Było w tym dużo racji, jeśli traktować Rosję i Związek Radziecki jako jedyną konkurencyjną ofertę cywilizacyjną. Ale ów „Zachód” to była nie tyle rzeczywistość, co jej wyidealizowany obraz czy abstrakcyjny model. Co więcej nie zastanowiono się nad jego wewnętrznym zróżnicowaniem, nad jego problemami, podziałami i konfliktami. Zdawał się prostym i niepodważalnym wzorcem. I w tym nastawieniu trudno nie dostrzec kompleksu zacofania, trawiącego polską psychikę zbiorową co najmniej od końca XVIII wieku.
Za charakterystyczny przykład takiego stosunku polskich intelektualistów do Zachodu z okresu transformacji można uznać książkę Jerzego Jedlickiego „Świat zwyrodniały. Lęki i wyroki krytyków nowoczesności”, będącą kontynuacją czy też aneksem do innej, znanej i ważnej jego książki „Jakiej cywilizacji Polacy potrzebują?” W tej pierwszej książce było oczywiste, że to czego Polacy potrzebują - i to pilnie - to „cywilizacja zachodnia”. Nie było wątpliwości, że ona jest obowiązującym standardem, podczas gdy polskie swoistości były godnym ubolewania odstępstwem od obowiązującego wzoru. Co więc zrobić z faktem, że wśród samych mieszkańców cywilizacji zachodniej sporo było wybitnych myślicieli niezbyt z niej zadowolonych? Z tym właśnie problemem zmaga się autor w „W świecie zwyrodniałym”, dosyć konsekwentnie przedstawiając autokrytykę cywilizacji zachodniej jako zestaw dziwacznych i niezbyt potrzebnych narzekań.
Obecnie jednak coraz szerszy oddźwięk w Polsce zdobywają analizy negatywnych cech kulturowych i społecznych „Zachodu”. Pojawiają się one nie w środowiskach pokomunistycznych, nie mających już nic wspólnego z nostalgią PRL, ich autorami są także, a może nawet przede wszystkim, wybitni intelektualiści i publicyści konserwatywni jak Agnieszka Kołakowska, Ryszard Legutko, Wojciech Roszkowski, Bronisław Wildstein., Andrzej Nowak, Antoni Libera. Koncentrują się oni na kryzysie tożsamościowym, na stanie ideowym i moralnym społeczeństw zachodnich.
Ta zamiana miejsc jest charakterystyczna – kiedyś to lewica była krytyczna wobec „zgniłego Zachodu”, dzisiaj krytyka jego słabości czy wręcz dekadencji jest domeną prawicy. Współczesna lewica polska - pomijając niewielkie antykapitalistyczne grupki neomarksistowskie - jest raczej pozytywnie nastawiona do „Zachodu”. Nie ma żarliwszych „pro-unijnych Europejczyków” niż dawni polscy komuniści, którzy przedzierzgnęli się w liberałów, socjaldemokratów bądź chadeków. W Parlamencie Europejskim są oni najbardziej entuzjastycznymi zwolennikami wszelkich polityk unijnych. Lewica liberalna, także ta występująca pod przebraniem chrześcijańskich demokratów, bywa nieco bardziej powściągliwa. Natomiast wśród konserwatystów, a także szerszych kręgów polskiego społeczeństwa, pojawia się coraz więcej wątpliwości. Dotyczą one polityki imigracyjnej, rodzącej obawy, że doprowadzi ona do destrukcji narodów europejskich oraz importu terroru, kwestionuje ideę otwartego społeczeństwa, które ma być otwarte na przestrzał także dla ogromnej rzeszy przybyszów z zupełnie odmiennych kręgów kulturowych. Także polityka klimatyczna i energetyczna budzi wiele obaw i kontrowersji. Sama idea integracji Europejskiej poddawana jest coraz ostrzejszej krytyce. Warto także dodać, że temu bardziej zróżnicowanemu odniesieniu do Zachodu towarzyszy „nostalgia kresowa”. Podejmowane sentymentalne podróże przypominają o wielkości I Rzeczypospolitej oraz o etosie II Rzeczypospolitej i jej sukcesach modernizacyjnych. Pojawiają się wizje odrodzenia dawnej Rzeczypospolitej w nowej, nowoczesnej formie związku narodów, które mieszkają na tym terytorium.
Spod pióra konserwatywnych autorów wyszło ostatnio wiele ważnych książek potwierdzających tę tendencję. Są wśród nich „Roztrzaskane lustro” Wojciecha Roszkowskiego, „Triumf człowieka pospolitego” Ryszarda Legutki, przetłumaczona w nieco zmienionej wersji na wiele języków. Jest to niewątpliwie jeden z najbardziej przenikliwych przykładów krytyki współczesnej liberalnej demokracji. Także najnowszą książkę Legutki o pojęciu wolności, nawiązująca do „Traktatu o wolności”, można wpisać w nurt takich publikacji. Należy jeszcze wymienić dwa zbiory esejów Agnieszki Kołakowskiej „Plaga słowików” oraz „Wojny kultur i inne wojny”, wyróżnioną nagrodą im. Andrzeja Kijowskiego.
Wszyscy ci autorzy są zgodni, że ideologiczne zagrożenie nadciąga teraz nie ze „Wschodu”, nie z Rosji, która pozostając brutalna, okrutna i agresywna, co potwierdza wojna na Ukrainie, straciła u nas jakikolwiek wpływ duchowy czy kulturowy, lecz z „Zachodu”. Jeśli nawet problemem Europy Środkowo -Wschodniej miałby być nadal postkomunizm a więc ciągle jeszcze odczuwalne konsekwencje polityczne, społeczne i kulturowe komunizmu, to post-marksizm, w formie dzisiejszych radykalnych tendencji kulturowych, uznawany jest z zjawisko „zachodnie”. I podczas gdy liberalni mainstreamowi autorzy „zachodni” rozwijają opowieść o regresji liberalnej demokracji w Europie Środkowo Wschodniej, konserwatyści w Europie Środkowo Wschodniej odkrywają życie po życiu marksizmu, a więc również komunizmu, w dzisiejszych tendencjach kulturowych na „Zachodzie”.
Do tych wymienionych tytułem przykładu publikacji doszła w 2020 roku książka Bronisława Wildsteina „Bunt i afirmacja. Esej o naszych czasach”, najbardziej całościowa i ambitna próba zmierzenia się z dorobkiem myślowym nowoczesnego i współczesnego „Zachodu”. Wyłania się z niej, podobnie jak z pozostałych wyżej wymienionych książek, zgoła niewesoły obraz duchowego stanu „Zachodu”. Wiele wątków tej książki autor poruszał także w swoich poprzednich tomach esejów, a także – ciągle niedostatecznie znanych – utworach literackich, wnikliwie opisujących schorzenia świata nowoczesnego. Teraz jednak postanowił usystematyzować swoje poglądy i przenieść je na poziom refleksji filozoficznej, odwołując się także do doświadczeń polskich.
"Bunt i afirmacja” zawiera wiele wyrazistych tez i sądów. Niektóre z nich mogą wydawać się przerysowane, zbyt apodyktyczne, i skłaniać do polemiki. Można uznać, że pewne zjawiska kulturowe i dokonania intelektualne przedstawione są zbyt jednostronnie, można się spierać co do oceny poszczególnych myślicieli i uznać, że ich poglądy oddane są w sposób zbyt schematyczny. Ale tego rodzaju zarzuty nie wydają mi się uprawnione. Nie jest to książka naukowa, lecz esej o ogromnym ładunku filozoficznym, który można porównywać do „Człowieka zbuntowanego” Camusa, od którego zresztą Wildstein rozpoczyna swoje rozważania. Napisany z pasją tekst prowokuje do myślenia tych, którzy chcą i potrafią wyjść poza utarte ścieżki współczesnego ortodoksyjnego myślenia. Bronisław Wildstein jak zawsze, „chwyta byka za rogi” i stawia pytania zasadnicze, od których często ucieka filozofia akademicka. Nie chodzi mu o niuanse interpretacyjne, lecz o sedno sprawy, o opis tendencji epoki i uchwycenie głównej przyczyny tego, co autor uznaje za niepokojący kryzys, choć nie koniecznie zmierzch, „Zachodu”. Autor nie odrzuca „cywilizacji zachodniej” jako takiej, analizując schorzenia współczesnej cywilizacji nie twierdzi, że jest to choroba genetyczna lub nieuleczalna. Nie jest „Spenglerystą” - a trzeba dodać, że Spengler stał się znowu modny w kręgach konserwatywnych w Europie. Pisząc o zjawiskach negatywnych we współczesnej kulturze zachodniej, Bronisław Wildstein zauważa: „jej dekadencja, która polega głównie na załamaniu się wewnętrznej równowagi, hiperbolicznym rozwoju pewnych jej cech, jak indywidualizm czy materializm, kosztem innych, może prowadzić, a raczej prowadzi już, do uwiądu i kryzysu. Niemniej dotychczasowy sukces Zachodu trwale naznaczył świat w przewidywalnym dla nas okresie. Wprawdzie jesteśmy w stanie wskazywać na radykalną ewolucję jego podstawowych norm przez ostatnie kilkaset lat, ale proces ów można postrzegać jako narastanie wewnętrznej nierównowagi, a w niektórych aspektach wręcz tendencje samobójcze.”
Czytaj także
Powinowactwo z wyboru
Wojna na Ukrainie obaliła mit o niezwyciężonej armii rosyjskiej, tyle strachu napędzającej Europejczykom i będącej główną, ale nie jedyną podstawą szacunku, jakim Rosja się cieszyła na „Zachodzie”.
Zdzisław Krasnodębski
Seminarium pt. "Wiara i rozum w naszych czasach"
Seminarium organizowane przez Stowarzyszenie Twórców dla Rzeczypospolitej
Komentarze (0)