Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wspieraj nas
Wesprzyj

Wizja filozofa na krze

2023-12-13
Czas czytania 10 min
Wizja filozofa na krze [1969]



Proszę Państwa, nieskończona jest ilość wymiarów przestrzeni konfiguracyjnej, w której można umieścić punkt oglądu tego, co zostało do tej pory powiedziane. Przecież od nazwisk takich jak Święty Tomasz, Platon, Arystoteles idą korzenie w głąb całego uniwersum ludzkiej myśli, tak że właściwie należałoby tu przynieść biblioteki całego świata i wtedy – żartuję – dałoby się jako tako należycie omówić i uporządkować te sprawy. Więc usadowię się na przeciwnym biegunie osi i pozornie wcale nie będę mówił o tych myślicielach.

Wyjdę od tego, co mnie w tej chwili zajmuje, mianowicie piszę teraz książkę związaną z problematyką futurologii, więc muszę ogarniać autorów, budujących prognozy bytu ludzkiego tak daleko w przyszłość, jak się tylko da. Chciałem znaleźć filozofa, który byłby niejako przeciwwagą, przeciwstawieniem zawodowców w futurologii i na zasadzie próbki losowej wziąłem sobie Marcusego. Otóż to jest człowiek wykształcony humanistycznie i filozoficznie, więc niejako dziedzic we współczesności wielkich, dawnych prac systemowej filozofii, jest to człowiek, dzisiejszym światem, jego urządzeniami, wszechstronnie zniesmaczony i niezadowolony, a przeciwko sobie ma ów potężny klan futurologów, których na prawach reprezentatywności niechaj przedstawia Herman Kahn. Na planie czysto formalnym różnica między płodami futurologii i filozofii jest taka, że każdy kierunek filozoficzny, każda szkoła dopracowuje się pewnego jednego systemu, że w jego ramach padają ustalenia pretendujące do jedyności, natomiast świadomy rzeczy futurolog nie buduje prognozy jedynej, lecz dostarcza całego ich zbioru alternatywnego. Zarówno filozofia bytu jak i powinności w obrębie każdej szkoły historycznie powstałej lub istniejącej powiada, że jest tak a tak, i że ponadto winno być tak a tak. Natomiast futurolog dostarcza nie samych tylko prognoz, niby astronom, przepowiadający kolejne zaćmienia słońca, lecz przynosi przepowiednie zmieszane z zaleceniami i ostrzeżeniami niejako w jednym opakowaniu. Dla futurologów tego kierunku, który dzisiaj jest siłą wiodącą, a nazwisko Kahna to jedynie umowny znak, dotykający tego, co w wysiłkach tych podobne do siebie, naprawdę liczą się tylko wartości instrumentalne.

Futurologom tym wydaje się, że, ponieważ nie przyznają się do żadnej konkretnej szkoły filozoficznej w zakresie wartościowania zwłaszcza, to tym samym wydobyli się niejako z obrębu typowych sporów filozoficznych, dotyczących wartości, pozostawili je za sobą, jako przestarzałe rupiecie. W praktyce są, jak to można łatwo wykryć, eklektykami, a klejem, łączącym kawałki, brane z różnych doktryn, jest dla nich wąski pragmatyzm. Konstruując prognozy, budując te światy przyszłości - raz standardowe, a raz uwzględniające odchylenia od standardu, traktują oni fenomeny kultury jako drugo, a nawet trzeciorzędne. Jeśli nie zważać na ich werbalne zastrzeżenia i komentarze, mają kulturę za pozbawioną wszelkiej autonomii, nie uważają jej nawet za smar, który w maszynie ma amortyzować współpracę kół zębatych. Przeciw tym praktykom, świadomy rzeczy, staje filozof, który reprezentuje tradycje myśli ontycznej i aksjologicznej, przy czym okazuje się całkowicie bezsilny wobec futurologów. Nie tylko w tym sensie oczywistym, że nie jest, jak tamci, finansowany przez potężne korporacje, że nie stoją za nim koła rządzące. Przede wszystkim jest dlatego bezsilny, ponieważ oceanowi wykrytych korelacji i trendów, statystykom, formułom, potrafi przeciwstawić tylko swoje veto i miota gromy na to, co się tak często nazywa dziś „establishment”. Tym samym człowiek, przyznający się do wartości nieinstrumentalnych, tych, jakimi kultura stoi, z którym radbym sympatyzować, okazuje własną bezradność, ponieważ oburzenie moralne może być wstępnym impulsem, budzącym z letargu, wzywającym do pracy myślowej, ale nie może zastępować realnych programów działania. Sytuacja takiego obezsilnienia filozofii drażni mnie i przeraża dlatego, ponieważ ja, dochodząc do niej drogami pozaakademickimi, prywatnie, nigdym nie uważał, że to jest dyscyplina, zdolna wyłącznie podawać informacje trzcinom pascalowskim, że właściwie jedyną rolą filozofii jest powiadamiać tę trzcinę, kto i co ją łamie, i że kiedy to robi, rola jej już jest wypełniona. Jeżeli nie jest tak, jak to wyglądało dawniej, że byt mamy dany niekwestionowalnie i najwyżej wypada go opisywać, lecz jest tak, że możemy go kształtować na niewyobrażalną wielość sposobów, to w sytuacji podobnej wolności trzeba mieć przewodnika, i właśnie filozofia być nim powinna. Zarazem nie jest do tego zdolna obecnie. Tkwi w tym antynomia kultury, porażonej inwazją technicznej cywilizacji.

Futurologowie doprawdy są lepiej poinformowani niż my a tylko wykorzystują tę lepszą informację w sposób wcale przewrotny; niezmodernizowana metodologicznie, niepoinformowana filozofia okazuje się bezsiłą, zdolną tylko do jałowego protestu. Konkretne wypadki, np. majowe francuskie, uczyniły bohaterem dnia - zupełnie mimowolnym - a zarazem symbolem tak zwanej „kontestacji” - Marcusego. Tym wyniesieniem był on sam niby usatysfakcjonowany, ale i zmieszany dla braku konkretnego programu. Natomiast futurolodzy, którzy zjawiska społeczne obserwują, ale się do nich jako działacze polityczni nie wtrącają, tj., którzy chcą zachować pozory ludzi nauki, badających społeczeństwo z obiektywizmem badaczy gwiazd i planet, w samej rzeczy dysponują programem. Po to, żeby być politykiem, jak i po to, żeby być filozofem, nie trzeba koniecznie wygłaszać mów na wiecach Iub publikować ontologicznych dzieł. Futurologowie uprawiają tedy działalność zarówno polityczną jak filozoficzną, a jedynie się do tego wyraźnie nie przyznają. W praktyce nicią przewodnią konstrukcji Hermana Kahna jest filozoficzny pragmatyzm i polityczne stanowisko zachowania status quo. Należy sadzić, że kiedy szlachetny utopista ściera się z myślącym zdroworozsądkowo pragmatykiem, ten ostatni zawsze w końcu zwycięży. W tym świetle - jeśli idzie o powracanie do źródeł - mówię o trzech wielkich nazwiskach, jakie tu padły. Przyznaję się, że nie bardzo wiem, co można uczynić więcej ponad aktami myśli, wyrażającej wierność szacownym tradycjom mistrzów historycznej mądrości.

Platon, święty Tomasz, Arystoteles, doskonale, lecz właściwie akty takiego przyznawania się do ich dziedzictwa wydają mi się niewystarczające. Historia doprowadziła nas do punktu, w którym wszystko uległo zinstrumentalizowaniu. Np. u Kahna czyta się o możliwych przemianach wiary, o powstawaniu nowych „mutacji” wiary w XXI wieku, jeśliby w tym czasie produkty techniki miały zdominować człowieka intelektualnie: wyobraża on sobie, ze mogłyby powstawać wówczas jakieś wyznania „à rebours”, wywodzące wartość człowieczeństwa właśnie z faktu „umysłowej gorszości” człowieka wobec maszyny rozumnej. Jakiś rodzaj masochizmu, przesiedlony do transcendencji.

Słabość umysłowa, zawodność, nikłość człowieka zestawionego z jego własnym wytworem miałaby stać się zarzewiem nowej metafizyki. Kahn traktuje takie pomysły czysto instrumentalnie, tj. zastanawia się nad tym, czy i jak miałoby państwo przykładać hamulcowe klocki do nowopowstających wiar, i czy może nie byłoby w pewnym wypadku lepiej przyłożyć do nich wzmacniacza. Na planie jakiejś „futurologii wiary” wydaje mi się ta koncepcja dość prymitywna, lecz wyjawia ona stosunek futurologa do nieinstrumentalnych wartości: nie stanowią niczego ponad elementy rachuby, ponad klocki do układania odpowiednich wzorów. Zupełnie tak, jak gdyby podobne stanowisko pozwalało faktycznie wykroczyć poza obręb aksjologicznych konfliktów, decyzji co do wartości, a przecież takiego miejsca dla praktycznych działań nie ma i być nie może. Lecz w praktyce ta totalna instrumentalizacja triumfuje, ponieważ wygląda nie tylko na to, że Pan Bóg jest po stronie silniejszych batalionów, ale i na to, że zwyciężają lepiej poinformowani. Toteż tradycyjna filozofia znajduje się na takiej krze, na takim bardzo pięknie zbudowanym krysztale, który porusza się w niewiadomym kierunku, unoszony falami rozpętanych technologii. Taka filozofia wydaje mi się zasklepieniem, robotą niemal, powiedziałbym, eskapistyczną. Tymczasem tamci aprobują wszelkie zmiany, relatywizujące wszystkie wartości, nie tylko na polu norm i praw stanowionych, więc na polu kultury, lecz na dotąd nietkniętym terenie - organizacji cielesnej człowieka. Bo przecież rozpoczyna się inwazja w ciało - biotechnologii.

Kilkadziesiąt lat temu można było jeszcze powtarzać za poetą, że każda epoka ma swe własne cele, ponieważ okres życia jednej generacji był krótszy, niż okres zachodzenia wielkich przemian socjotechnicznych i kulturowych. Lecz ten czas dobrego znieruchomienia już nie wróci. Kilkadziesiąt lat temu ludzie zaczynali latać przy pomocy płótna, prześcieradeł i drutów od parasoli, a teraz lata się już w całkiem inny sposób - i także do innych, do pozaziemskich miejsc. Więc jeśli podobnymi tempami zostanie uruchomiona ewolucja biotechnologiczna, to z ciałem ludzkim będzie można zrobić absolutnie wszystko, a wtedy zostaniemy wyzbyci wszelkich wiodących ustaleń, kierunkowskazów, wiadomości o tym, co nienaruszalne i co konieczne.

A przecież rozum dążył zawsze do tego, by wykryć w świecie jego konieczne jakości. Kiedy one znikną, znajdziemy się w sytuacji kosmonautów w przestrzeni gwiazdowej, gdzie nie ma góry, dołu, gdzie wszystko jest możliwe dla braku oparcia nienaruszalnego, i gdzie absolutnie nie wiadomo, co robić. Albowiem, do prawdy, jeśli zdobywa się dzięki doskonałym technologiom niemal doskonałą swobodę działania, to już żadne rachunki empiryczne, więc instrumentalne, nie potrafią nam odpowiedzieć na pytanie, co czynić  n a I e ż y. Ci, co spieszą nam z pomocą, jak właśnie futurologowie, nie proponują żadnego kodeksu wartości trwałych, a jedyna zasada, wywodliwa z ich praktycznego działania, wygląda tak: maszyna idzie, więc należy wszystko robić, żeby maszyna szła dalej. Jeśli można zmieniać serca, należy zmieniać serca, jeśli można zastąpić płuca organem syntetycznym i to wypada uczynić, itd. W ten sposób w praktyce o tym, co uczynić trzeba, decyduje to, co aktualnie uczynić można. Takie automatyczne zrównanie osiągalnego z właściwym wygląda mi na trend nihilizowania kultury, bo aksjologię zastępuje się całkowicie bezzasadną wiarą, jakoby właśnie ta kolejność, w jakiej nauki potrafią dostarczać nam swych odkryć, miała być przewodniczką losu ludzkiego.

Kończąc, chciałbym podkreślić naszkicowaną nieprzywiedlność: filozofia jest sobie i futurologia jest sobie, i jeśli nie dojdzie do właściwego złączenia myśli i sił, to technologia weźmie ostatecznie kulturę za łeb, włączy wartości autonomiczne jako człony arytmetycznych operacji do rachunku i doprowadzi nas do stanów historycznie bezprecedentalnych. Czymś innym jest bowiem zło ulokowane osobowo, jakiegoś Atylli, czy rozmaitych potworów historycznych, a zupełnie czymś innym jest doskonale wykształcony, wyposażany w najlepszą wiedzę człowiek, który akceptuje stan całkowitej relatywizacji w zakresie kultury, któremu w głowie nawet nie postoi, by ten kierunek ruchu należało kwestionować. Przy optymistycznej asyście futurologów technologia może zjeść filozofię, z której pozostanie najwyżej, jak to kiedyś w innym kontekście powiadał Borges, zajęcie czysto "ludyczne" – poszukiwania nie prawdy ustaleń i nie wartości zwierzchnich, lecz tylko konstruowania myślą systemów fantastycznych, budzących wielkie zdziwienie.

 

Tekst opublikowany po raz pierwszy w miesięczniku Znak, Kraków, lipiec-sierpień 1969.

Komentarze (0)

Czytaj także

Stanisław Lem o filozofii. Cytaty

Cytaty ułożone są chronologicznie, według dat ich napisania, opublikowania lub wypowiedzenia.

Stanisław Lem

10 min

Empiria i kultura

Jeżeli życie, w oku biologa ewolucjonisty, jest partią rozgrywaną przez planetarną koalicję organizmów, w której przeciwnika stanowi Natura, to całość reguł takiej gry — biosfery z nekrosferą — zawarta jest w teorii homeostazy.

Stanisław Lem

12 min