wiara-filozofa-nieznana-korespondencja-izydory-dambskiej-z-janem-pawlem-ii|eseje delibeRatio - Wiara filozofa. Nieznana korespondencja Izydory Dąmbskiej z Janem Pawłem II

Wspieraj nas

Zostań naszym subskrybentem i czytaj dowolne artykuły do woli

Wesprzyj

Wiara filozofa. Nieznana korespondencja Izydory Dąmbskiej z Janem Pawłem II

    2023-12-06
    Czas czytania 12 min
    Niepokój metafizyczny, który towarzyszył Izydorze Dąmbskiej od wczesnych lat młodzieńczych, kłócił się niewątpliwie z lekcjami wiary i przywiązania do tradycji Kościoła Katolickiego, które wyniosła z domu rodzinnego. Później w czasach studenckich przerodził się on w sceptycyzm, który przez lata był wyznacznikiem jej filozofii. Przemian w życiu Dąmbskiej było jeszcze kilka. Można powiedzieć, że była duszą niespokojną, sprzeciwiającą się nie tylko wszelkim próbom ideologizowania ukochanej filozofii, lecz także występującą przeciwko irracjonalizmowi i wszelkiego rodzaju dogmatyzmowi.


    Lubiła czytać Kanta, zwłaszcza fragmenty, w których mierzył się on z filozofią dogmatyczną. Jednak motywem przewodnim, który towarzyszył jej przez wszystkie momenty życia, było poszukiwanie wiary prawdziwej. Niewątpliwie, czego wyrazem są prace Dąmbskiej o śmierci i przeżywaniu ludzkiej egzystencji wraz z motywem przemijania, była to wiara w dobre i uczciwe, oparte na zasadach i prawdzie życie. Później, już po wojnie i związanych z nią bolesnych doświadczeniach, zrodziła się w niej wiara w ludzi, oparta w zaufaniu do własnej „gromady lwowskiej”. Pięknie pisał o niej Tadeusz Kotarbiński:

    Patriotyzm, jako umiłowanie rodzimej rzeczywistości, jest w istocie swej chyba moralnie niemożliwy, możliwy jest tylko patriotyzm wyróżniającej dobrej woli w stosunku do własnej gromady[1].

    Dąmbska starała się poszukiwać odpowiedzi na pytania fundamentalne. W jednym z listów od Kotarbińskiego mogła przeczytać:

    Dziś przelotna grypa (jaki to znakomity wynalazek) pozwoli mi się skupić, zapomnieć o obowiązkach terminowych na zewnątrz domu i trochę zajrzeć w siebie. Wtedy staje mi przed oczyma poczet Przyjaciół, których istnieniem ja się cieszę, chociaż oni nie cieszą się własnym, pełnym goryczy istnieniem. Pani kryształowa jaźń, zwrócona stale ku prawdzie, zasobna w jakąś przesubtelną busolę godności człowieka sublimowanego, promienieje z tego zespołu szlachetnych. Wzór filozofa, ten mi nie wystarcza. Wzór świętego – ten mnie przeraża. Nie przesądzam wiary irracjonalnej, bo chyba może być świętość bez przesądu. Ale ze spięciem sił duchowych nieosiągalnym i sprawiającym cierpienie olbrzymie po drodze do doskonałości. Wyrobiłem sobie raczej wzorzec „porządnego człowieka”, który nie ugania się za danymi do maksymalnego szacunku, lecz nie chce robić nic, co by go słusznie narażało na zarzut, że postępuje haniebnie czy jak tam się nazywa moralne zło. A do tego trzeba, by nawet w trudnych, nieraz wystawiających na próbę sytuacjach, sprawiał się dobrze jako dzielny opiekun swoich podopiecznych. Nie chcę już poruszać kwestii, kto są ci podopieczni. Zęby kruszą mi się o ten orzech. W pewnych razach jednak wszystko jest intuicyjne[2].

    Słowa te utkwiły głęboko w Dąmbskiej. Po latach wróciła do tego listu. Próbowała wówczas niezdarnie, lecz prawdziwie odpowiedzieć zacnemu Profesorowi. Pisała:

    Na koniec wyznanie całkiem osobiste: od 16-go roku życia tj. od chwili, gdy wywrócił się mój świat tradycyjnych wierzeń, usiłowałam nie raz na swój prywatny użytek znaleźć jakąś odpowiedź na różne tzw. światopoglądowe pytania – także i na te, które dotyczą Boga. Nie wierzę Pascalowi, że szukają Boga ci tylko, którzy go znaleźli. Wciąż jednak nie czuję się w prawie powiedzieć sobie, że go nie ma. Ani że jest. Może samo pytanie jest bez sensu? A może – jak napisał Eddmonton – jesteśmy tymi, którzy pytają[3].

    Przez te wszystkie lata Dąmbska tkwiła w swoich poszukiwaniach. Do problemu tego powróciła jeszcze raz w dyskusji z Kotarbińskim, gdy odniosła się do przesłanego jej tomiku wierszy. Pisała wówczas:

    Pragnę raz jeszcze podziękować bardzo za „Rytmy i rymy”, które czytałam długo w noc, a potem w pociągu, i do których wracać będę często. Wiele z tych utworów bowiem osiąga rzecz najtrudniejszą chyba: wypowiada w sposób przejmujący a dyskretny ważkie emocjonalne treści. A wiele znów ukazuje, jak pewne sprawy filozoficzne tworzą miąższ naszej świadomości na co dzień. Myślę o sprawach czasu, przemijania i powrotów, o udręce, którą rodzą, i jak ją ucisza poezja. Te właśnie wiersze są mi szczególnie bliskie. Bo nie znajduję – wbrew temu, co Pan Prezes zdaje się o mnie mniemać – pociechy w tej udręce przez akceptację religijnych wierzeń. Wprawdzie nie żywię też pewności, że oto ze śmiercią wszystko się kończy, bo to – proszę mi darować – też jest tylko wiarą w pewnym sensie religijną a nie żadnym poznaniem. Ale zawieszając w tej kwestii swój sąd, emocjonalnie odczuwam bardzo silnie gorzki smak przemijania i w każdym „teraz” zawarte unicestwianie życia. Dwa utwory w zbiorze budzą mój sprzeciw rzeczowy: „Autoportret”, „Ono”. Myślę, czytając pierwszy, że to „nie wszystko” i nie całkiem tak. A kiedy czytam drugi, to mi się wydaje, że „wolny od sumienia” jest niewolnikiem jego braku, co wyraża się w bardzo wielu skomplikowanych zależnościach od rzeczy nie będących już w naszej mocy[4].

    Ten jasno wyrażony przez Dąmbską stosunek do spraw wyższych, uległ nieco później pewnej istotnej, mało jednak zauważalnej zmianie. W 1978 roku doszło w Watykanie do wydarzenia bez precedensu w dziejach świata. Na Stolicy Piotrowej zasiadł Polak Karol Wojtyła, przyjmując imię Jana Pawła II. Dąmbska znała wcześniej papieża. Miała sposobność zapoznania go przez siostrę Aleksandrę, która po przenosinach do Krakowa udzielała się charytatywnie w różnych fundacjach, także i tych związanych z Kościołem Krakowskim, prowadzonym przez Wojtyłę. Widziała w nim od początku człowieka skromnego, pełnego uśmiechu, zaangażowanego w sprawy polskie i stróża wiary. Przy każdym zetknięciu z nim wzrastała w niej wiara w człowieka. Z Wojtyły emanował spokój wewnętrzy i dobroć, której doznawał każdy, kto z nim się zetknął. Kochał góry, polskie Tatry, w które również ona chodziła i kochała, a przede wszystkim był filozofem. I choć uprawiał ją w zdecydowanie innych aspektach, to niewątpliwie bliskość osoby o myśleniu filozoficznym, nie tylko zachęcała do kontaktów, lecz wymuszała chcąc nie chcąc dialog. Dąmbska była osobą zawsze nieco wycofaną. Z Wojtyłą było inaczej. Widywała się z nim u Ingardena. Była sercem związana z doktoratem Tischnera, który bronił się u niego z prośbą Wojtyły. Uwielbiała rozmowy z księdzem Popielem. Największe wrażenie robił jednak na niej Wojtyła. Jego wykłady w Krakowie i na KUL-u dawały Dąmbskiej dostęp do tego, co czuła i szukała przez całe życie. Wyznawany przez nią racjonalizm zmiękł w chwili wyboru Wojtyły na Stolicę Piotrową. I choć była ona wówczas coraz słabsza, a serce powoli odmawiało posłuszeństwa, to wzbudziło się w niej poczucie wiary. W wyborze Wojtyły widziała znak czasu. Na tronie św. Piotra zasiadł człowiek z Polski, który miał dać umęczonemu narodowi nadzieję na wolność. Nieco później zrodziła się „Solidarność”, z którą Dąmbska sympatyzowała w sposób symboliczny. Wojtyła był dla Dąmbskiej w tym momencie symbolem wiary, nadziei i miłości.

    O związkach Dąmbskiej z Janem Pawłem II, a zwłaszcza o niezwykłej więzi duchowej, świadczy zachowana korespondencja. Nie była ona dotąd ujawniana i publikowana. Warto sięgnąć do niej, aby pokazać, że wiara tamtych ludzi sprowadzała się do nadziei o niepodległą Polskę, miłości do drugiego człowieka, a przede wszystkim do prawdy, wyznawanej nie tylko w filozofii, lecz także we wszelkich okolicznościach życia. W swoim liście Dąmbska pisała:

    Jego Świątobliwość Ojcze Święty!

    Z największym wzruszeniem odebrałam dziś list Jego Świątobliwości pisany w dniu Świąt Zmartwychwstania z wyrazami życzliwej troski o moje zdrowie. Wciąż jeszcze choruję, ale już nie w szpitalu tylko w domu, co wielką jest ulgą. W najgorszych chwilach choroby, myśląc – tak, jak teraz to robię – o sprawach ostatecznych, wspominałam tu dobroć, jaką Jego Świątobliwość w krakowskich swoich czasach okazywał także ludziom, takim jak ja nie pojmującym Chrystusa w wersji dogmatycznej Kościoła. – Ten list jest jeszcze jednym owej łaskawej dobroci wyrazem.

    Niech mi wolno będzie, że tak jak tylu ludzi w Polsce, stale z uczuciem najgłębszego podziwu a zarazem serdecznej troski śledzę tak prace i dni Jego Świątobliwości wypełniających – zdawałoby się ponad ludzkie siły, jakże wspaniała realizacja najwyższego Jego posłannika. I tak jak wszyscy oczekuję teraz ze wzruszeniem przyjazdu Jego Świątobliwości do Polski. Oby te odwiedziny przyniosły Mu chwile radości i odnalezienie bodaj na krótko krajobraz ojczystej ziemi i aby pozwoliły usłyszeć jak od wieków i dzisiaj bije serce Polski, spragnione wciąż tak dalekiej prawdy i sprawiedliwości.

    Proszę przyjąć wyrazy głębokiej czci i wdzięczności[5].

    To wyczekiwanie przyjazdu Jana Pawła II do Kraju Ojczystego nie było przypadkowe. Odwiedziny papieża przebiegały po hasłem: Gaude Mater Polonia. Na pewno też zapadły Dąmbskiej słowa wypowiedziane na Placu Zwycięstwa: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze Ziemi, Tej Ziemi!” Była wzruszona. Czekała, jak większość Polaków, na zmiany zarówno polityczne, jak i te, które miały zmienić nasze serca. Wierzyła mocno, że rodząca się „Solidarność” będzie zewnętrznym przejawem tych zmian, początkiem lepszego jutra. W liście do Jana Pawła II, już po jego wizycie, pisała:

    Jego Świątobliwość, Ojcze Święty!

    Korzystam z przyjaznego pośrednictwa Danuty Gierulanki, która niebawem jedzie do Rzymu i zapewne będzie mieć szczęście spotkać się tam z Ojcem Świętym, by przesłać tą drogą wiele mych myśli, uczuć i życzeń najlepszych. Pragnę też raz jeszcze gorąco podziękować – nie wiem czy mój list wówczas pocztą wysłany, dotarł do rąk Jego Świątobliwości – za okazaną mi w czasie ciężkiej mojej choroby życzliwą pamięć. Choruję zresztą w dalszym ciągu i już zapewne nigdy będzie mi dane dotrzeć do Italii, by pokłonić się Jego Świątobliwości. Pragnę też powiedzieć, jak bardzo odwiedziny Jej Świętobliwości w Polsce spełniły nasze oczekiwania, o których w poprzednim liście pisałam. To były dla nas błogosławione i niezapomniane dni uniesienia i skupienia, nadziei i miłości, co szczególnie ważne – dni prawdy, kiedy słowa tak często z ust kłamliwych sponiewierane, odzyskały swój sen i przekazywały ludziom najgłębiej przeżyte treści. Czyniły to słowa i przemilczenia, czynił to każdy gest, uśmiech, spojrzenie.

    Trudno o tych rzeczach pisać, zechcę więc już tylko wyrazy najgłębszej  mojej czci, podziwu i wdzięczności posłać[6].

    Jan Paweł II odpisał na oba listy Dąmbskiej 25 września 1979 roku. Czytamy w nim:

    Proszę Boga, ażebym dalej mógł służyć Kościołowi i Polsce również. A dla Pani Profesor proszę o zdrowie i siły, tak bardzo potrzebne, aby dawać „świadectwo prawdzie”[7].

    Niestety władze komunistyczne, przeszło dwa lata później, dokonały kolejnego zamachu na uciemiężonym narodzie. 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny. Nastąpiły aresztowania, a w oczach spragnionego wolności narodu zagościł znów terror i strach. W tym czasie Dąmbska napisała kolejny swój list. Obok życzeń świątecznych donosiła:

    Jego Świątobliwość – Najczcigodniejszy i umiłowany Ojcze święty!

    Zechce Jego Świątobliwość przyjąć życzenia i myśli moje najlepsze z okazji Świąt Bożego Narodzenia i na rok nowy – oby mniej okrutny i haniebny niż ten, który tu przeżywamy. Jak w wierszu ostatnim – rzecz jasna nie opublikowanym – napisał Zbigniew Herbert:

    Patrzymy w twarz głodu,

    Twarz strachu i twarz śmierci.

    Najgorsza z wszystkich i twarz zdrady

    I tylko sny nasze nie zostały upokorzone.

    W tym apokaliptycznym świecie środowe słowa Jego Świątobliwości, choć głoszone i tłumione przez stosowną rządową aparaturę, docierają jednak do nas, niosąc pociechę i życzliwą pomoc w codziennej naszej walce o zachowanie twarzy (Z goryczą natomiast odbieramy niekiedy wypowiedzi obecnego ks. Prymasa – jak te do studentów, by nie mieszali się do spraw robotników lub tę do aktorów, by występowali w jakże zakłamanej telewizji i radiu).

    Równocześnie z troską i niepokojem myślimy o nieustannym pośpiechu i heroicznym wysiłku Jego Świątobliwości w pełnieniu Jego misji światowej apostoła pokoju i sprawiedliwości. Może nie całkiem głupio radził stary Solon mówiąc:  Μηδὲν ἄγαν.

    Przepraszam, że ośmielam się tak pisać, ale niedobrze jest, by ktoś tak światły potrzeby spalał się przedwcześnie. Załączam wigilijny opłatek, który lepiej niż nieporadne słowa wyrazi to, co czuję[8].

    W 1983 roku Jan Paweł II miał przyjechać kolejny raz do Polski. Było to w okolicznościach zawieszenia stanu wojennego. Ostateczne jego zniesienie nastąpiło 22 lipca 1983 roku. W Polsce dalej jednak panował terror i strach. Dąmbska czekała bardzo tej pielgrzymki papieża do umordowanej ojczyzny. Będąc już bardzo chorą pisała w kolejnym liście:

    Oby podróż Jego Świątobliwości do Polski mogła się odbyć w lepszych warunkach niż te, które są tutaj wciąż źródłem naszej udręki i moralnego sprzeciwu[9].

    Z kolei wraz z życzeniami z okazji Zmartwychwstania pisała:

    Zechce Wasza Świątobliwość przyjąć jak co roku z okazji nadchodzących Świąt Zmartwychwstania moje najlepsze życzenia, myśli i uczucia towarzyszące na stałe Waszej Świątobliwości w Jej ofiarnym trudzie budzenia w ludziach całego świata wiarę, nadzieję i miłość. – Towarzyszy też Waszej Świątobliwości wielka wdzięczność za troskę z jaką śledzi nasze polskie napięcia i walki o życie w wolności, sprawiedliwości i prawdzie zagrożonych wciąż zewsząd i nie tylko[10].

    Niestety druga pielgrzymka Jana Pawła II do Polski zbiegła się z umieraniem Dąmbskiej. Przekroczyła Styks 18 czerwca 1983 roku, a więc podczas jej trwania. Papież dowiedział się o jej śmierci i objął serdeczną modlitwą. Pisał do jej siostry Aleksandry:

    Szanowna Pani!

    Dowiedziałem się o śmierci Siostry Pani śp. Prof. Izydory Dąmbskiej.

    Bardzo wiele zawdzięczam Jej życzliwości, a nade wszystko budującemu umiłowaniu prawdy.

    Proszę przyjąć wyrazy mojego współczucia. Zmarłą polecam Ojcowskiej dobroci Boga[11].

    Gdy papież wracał z Polski do Rzymu, spojrzał pewnie w kierunku Rzeszowa i Rudnej Wielkiej, gdzie pochowano Panią Profesor. Być może wspomniał ją potem czule. Na pewno nie zapomniał o niej.

    Listy Dąmbskiej z Janem Pawłem II pokazują jej odwieczną niepewność w lepsze jutro. Nie lubiła myśleć o tym, co będzie. Przychylała się raczej do tego, co jest hic et nunc. Jej wiara była poszukiwaniem prawdy i wspierała się na nadziei oraz miłości. Była „filozofem nie byle jakim”. Należała do „miłujących prawdę”. Okazała się „chwalebnie uzdolnioną” – jak zapisano na jej świadectwach szkolnych[12]. Bardzo ciekawie wypowiedział się Kotarbiński o Dąmbskiej. Pisał do niej w liście:

    W Pani towarzystwie (pierwsza próba – podróż z Kopenhagi) czuję się tak bardzo dobrze. Obcowanie jest takie proste, szczere i bezpośrednie. Tak bardzo się z Panią zgadzam w sprawach rdzennych. Taka Pani jest bezwzględnie sympatyczna, że to mnie z siłą nie znoszącą oporu popycha do tych oznajmień. Proszę o darowanie otwartości. Gorąco ściskam dłoń Pani i bardzo bym chciał kiedy jakimś czynem okazać, jak intensywnie się ku Pani garnie jeszcze jedna monada[13].

    Dąmbska ukształtowała się w szkole lwowskiej Kazimierza Twardowskiego. Gdy po II wojnie światowej Kazimierz Ajdukiewicz upomniał się od niej o deklarację przynależności do jego szkoły, z niezwykłym oddaniem dla swojego Mistrza odpowiedziała:

    Po prawdzie właściwym moim Nauczycielem filozofii był ten, „z którego pełności wszyscyśmy wzięli” i Pan, i Witwicki, i Kotarbiński, i tylu, tylu innych: Kazimierz Twardowski![14].

    To przywiązanie do Twardowskiego i jego szkoły było szczególnie ważne w jej życiu. Zaważyły na nim lata lwowskiej formacji filozoficznej, a także bycie ostatnią asystentką Profesora. Zawsze oddana i szczera w rozmowach, dała się od razu poznać z dobrej strony. I choć karierę mogła zaledwie zacząć doktoratem, to była „najlepszą z dobrych” – jak nazwał ją Władysław Tatarkiewicz[15].

     

    [1] Zob. List Tadeusza Kotarbińskiego do Izydory Dąmbskiej z Łodzi z 18 lipca 1946 roku. „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109. Listy te przytaczam dzięki pozwoleniu, którego udzieliła Pani Profesor Barbara Judkowiak, spadkobierczyni materiałów archiwalnych po Izydorze Dąmbskiej.

    [2] Zob. List Tadeusza Kotarbińskiego do Izydory Dąmbskiej z 13 grudnia 1949 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [3] Zob. List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 13 czerwca 1963 roku, Zob. List Tadeusza Kotarbińskiego do Izydory Dąmbskiej z 25 lutego 1939 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [4]  Zob. List Izydory Dąmbskiej do Tadeusza Kotarbińskiego z 2 maja 1970 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [5] Zob. Brulion listu Izydory Dąmbskiej do Jana Pawła II z 30 kwietnia 1979 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109. List Wielkanocny Jana Pawła II, za który Izydora Dąmbska dziękuje, zachował się w „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [6] Zob. Brulion listu Izydory Dambskiej do Jana Pawła II z 12 sierpnia 1979 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [7] Zob. List Jana Pawła II do Izydory Dąmbskiej z 25 września 1979 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109. Były też kolejne listy pisane przez Dąmbską. Świadczy o tym chociażby list Jana Pawła II do niej z 25 września 1981 roku. List ten znajduje się w: „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [8] Zob. Brulion listu Izydory Dąmbskiej do Jana Pawła II z 16 grudnia 1982 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [9] Zob. Brulion listu Izydory Dąmbskiej do Jana Pawła II z 19 marca 1983 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [10] Zob. Brulion listu Izydory Dąmbskiej do Jana Pawła II (list bez daty), „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [11] Zob. List Jana Pawła II do Aleksandry Rudeckiej (siostry Izydory Dąmbskiej) z 22 czerwca 1983 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [12] Zob. świadectwa szkolne w „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [13] Zob. List Tadeusza Kotarbińskiego do Izydory Dąmbskiej z 25 lutego 1939 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [14] Zob. List Izydory Dąmbskiej do Kazimierza Ajdukiewicza z 15 lutego 1946 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

    [15] Zob. List Władysława Tatarkiewicza do Izydory Dąmbskiej z 4 grudnia 1972 roku, „Archiwum Nauki Polskiej Akademii Nauk i Polskiej Akademii Umiejętności”, „Archiwalia Izydory Dąmbskiej”, K III–109.

     

    Komentarze (0)

    Czytaj także

    Z historii stalinowskich krucjat przeciwko Szkole Kazimierza Twardowskiego. Atak Henryka Hollanda

    Jeszcze w latach czterdziestych ubiegłego wieku stalinowcy zaczęli ofensywę ideologiczną skierowaną w stronę „burżuazyjnej”, „imperialistycznej” i „idealistycznie” ukształtowanej szkoły lwowskiej Kazimierza Twardowskiego.

    Radosław Kuliniak

    20 min

    Refleksje nad polską recepcją marksizmu

    Filozofię polską po II wojnie światowej poddano terapii szokowej. Dokonała tego grupa próbujących filozofować stalinowców, związanych z partyjnym obozem władzy, całkowicie zależna od „wielkiego brata” ze Wschodu.

    Radosław Kuliniak

    7 min

    Dyskusje nad kształtem polskiego marksizmu

    Tematem przewodnim w powojennej filozofii polskiej stał się marksizm[1]. Doszło do pierwszych dyskusji na jego nadrzędną rolą w kształtowaniu szeroko pojętej rzeczywistości naukowej. Stało się to po nieudanych próbach wprowadzenia marksizmu przez partię „pod strzechy”.

    Radosław Kuliniak

    12 min