(artykuł złożony w 2024 r. jako Емпірія проти культури – за Станіславом Лемом, w ukraińskim wydawnictwie Навчальна книга – Богдан (Тернопiль) do książki Лем Станiслав, Фантастика i футурологiя (Sześcioksiąg Lemowski, t. 6) [1].
Książka Lema Fantastyka i futurologia z 1970 r. to w zamyśle dwutomowa monografia światowej literatury science fiction. Zamieszczony w pierwszym tomie Wstęp: empiria i kultura (będący formalnie wprowadzeniem do rozdziału III.) może wszak funkcjonować jako osobna, niezależna rozprawa. Lektura innych partii dzieła nie ma wpływu na rozumienie tego tekstu; mają raczej Dialogi i Summa. To ważny głos filozoficzny [2]. Język artykułu Lema nastręcza poważne trudności. Po pierwsze, nie jest jasny w warstwie słów (odbiega, na przykład, zupełnie od kanonu językowego szkoły lwowsko-warszawskiej, zwłaszcza od pięknego stylu Kotarbińskiego). Naszpikowany został bowiem wielką ilością wyrażeń zaczerpniętych z terminologii naukowej: technicznej, medycznej, cybernetycznej. (Mają być one przy tym zrozumiałe same przez się, bez definicji). Oto próbka stylu, tylko z pierwszej strony tekstu: „całość reguł takiej gry – biosfery z nekrosferą – zawarta jest w teorii homeostazy”; albo: „dobro i zło występują jako przeciwczłony rachuby czysto instrumentalnej, według paradygmatyki, co ustanawia wzorce – optymalnego homeostatu żywego”. Przez tę gęstą tkankę obco brzmiących terminów czytelnikowi nie jest łatwo się przedrzeć. Po drugie, wywód autora nie jest czysty dedukcyjnie – jego główne tezy są jakoś ukryte, niejasno uwikłane w inne; wiele myśli się powtarza. Nie jest to więc, oceniając z marszu, język filozofii analitycznej, choć poruszana problematyka może się wydawać podobna do scjentystycznej. Nie jest to także język literacki, chociaż tok wywodu – żywy i wciągający – może robić wrażenie celowo tak skrojonego za pomocą nietypowych zabiegów artystycznych (na przykład naukowo-technicznej stylizacji). W krótkim i „ciemnym” tekście Lema znajduje się natomiast jasna myśl; odkrywcza – dlatego naprędce wyartykułowana. Da się ją wyrazić w postaci pięciu tez – wręcz porażających. Zanim je przytoczymy, uściślijmy formalnie rudymenty (czego autor poniechał, tak był zajęty materią zagadnienia). Najogólniej, według Lema, wiek XX stanowi bramę w jakąś otchłań – w coś absolutnie nieznanego dotychczasowym dziejom człowieka.
Pojęcia empirii i kultury – zasadnicze w tekście – autor traktuje jako pierwotne. Dobrze byłoby je sprecyzować, żeby uniknąć mylących wieloznaczności. „Empiria” nie jest u Lema terminem ogólnym, nie oznacza wyłącznie metody „poznania za pośrednictwem zmysłów” (Słownik języka polskiego), ale coś konkretniejszego – metodę naukową wcieloną w życie wraz z jej historycznymi owocami, czyli praktykę poznawczą opartą na teorii i zmysłowym doświadczeniu. Oto empiria w sensie Lema: działalność naukowo-techniczna wraz z jej wytworami, jak laboratoria, reaktory itd. Ona sama jest emanacją cywilizacji Zachodu (na przykład w starożytnym Egipcie tak rozumianej empirii nie było, gdyż nie dysponowano wówczas teoriami). Natomiast „kultura” – ma u Lema dwa znaczenia. Raz bywa rozumiana opisowo – jako „formacja kulturowa”, czyli oblicze historycznie pojętej społeczności z jej specyfiką intelektualną i moralną (na przykład kultura starożytnego Egiptu). W tym sensie mówi się o różnych kulturach czy o różnicach kulturowych. W drugim znaczeniu – normatywnym i tylko w liczbie pojedynczej – kultura to tyle, co ogół zrealizowanych powinności człowieka (wartości autonomicznych dla ludzi); coś absolutnego. „Formacje kulturowe” zawsze są tylko jakimiś jej przybliżeniami. I tak rozumiana – przeciwstawiana jest empirii. Otóż, Lem głosi następującą tezę.
1. B i o l o g i a s t a n o w i b a z ę w s z e l k i e j k u l t u r y, j e j t r w a ł ą p o d s t a w ę (s. 215; 222) [3]. Normy biologiczno-gatunkowe Homo sapiens są stałe i leżą u podstaw wszystkich historycznych formacji kulturowych. Określone reguły życia bowiem wcielone są w każdy żywy organizm. Z punktu widzenia biologii organizmy zachowują się „sensownie”, o ile nie samozgubnie. To, co służy ich trwaniu jest „dobre”. Człowiek dziedziczy „jądro reguł gry o przetrwanie” po przedkulturowym etapie antropogenezy. Te „instrukcje” przenoszone są genetycznie i pozostają niezmienne – jako „los gatunkowy” (s. 222), dola człowiecza. Zostały one inkorporowane do wszystkich kultur. Dlatego, powiada Lem, żadna kultura nie może kwestionować potrzeb biologicznych człowieka – jako takich – i żadna tego nigdy nie czyniła. Każda może jedynie ich zaspokajanie jakoś modulować (propagując ascezę w jakimś zakresie potrzeb, bądź „samorealizację”).
Druga teza Lema dotyczy przemian, jakie zachodzą w kulturach.
2. E k s p l o z j a e m p i r i i s p o w o d o w a ł a w s p ó ł c z e s n y r e l a t y w i z m k u l t u r o w y. Wcześniej, przez wieki, ba, przez 200 tys. lat panował w tym obszarze życia bezrelatywizm, co znaczy, że uznawane przez daną społeczność wartości uchodziły wewnątrz niej za absolutne. Górowała zaś na planie dziejów ta kulturowa formacja, za którą stały silniejsze instrumenty techniczne i duch ekspansji. Rozwój empirii wewnątrz cywilizacji Zachodu zmienił ten stan rzeczy – utwierdzając w tej ostatniej relatywizm [4]. Jest on wyrazem przekonania, że żadne zachowania ludzkie „nie mają charakteru właściwego podług sankcji metafizycznej” (s. 216). Nie da się bowiem takiej sankcji empirycznie uzasadnić (a właściwie w żaden sposób się nie da). Wszystko zatem, co empiria uzna za nieszkodliwe, to jest nienaruszające – wedle jej probierzy – zdrowia fizycznego i psychicznego ludzi, może być urzeczywistniane, o ile się to komuś podoba (np. homoseksualizm). Hegemonia empirii doprowadziła do tego, że wewnątrz kultury, co empirię zrodziła, kultury odmienne uznaje się za równoprawne – ani lepsze, ani gorsze jedna od drugiej („multi-kulti”). Natomiast na gruncie ich wszystkich nadal uznaje się jedną, „absolutną” biologię człowieka. Sam relatywizm kulturowy nie implikuje bowiem relatywizmu biologicznego: „trzon morfologiczno-funkcjonalny ludzkiego organizmu” pozostaje, jak dotąd, bezrelatywny. Nikt nigdy i nigdzie żadnych gatunkowych funkcji człowieka – na przykład motorycznych, zmysłowych, seksualnych – nie zastępował odmiennymi (s. 218-219). Jednak relatywizm może „wtargnąć w obręb dotychczasowej inwariancji biologicznej człowieka” (s. 219). Zanim sformułowana zostanie diagnoza – że rzeczywiście wtargnął, Lem stawia taką oto, kolejną i potężną tezę.
3. M o t o r e m e m p i r i i j e s t s a m o c z y n n a t e c h n o e w o l u c j a. Zdaniem autora bowiem (co głosi wszelki dysteleologizm): nieprawda, że „materialny świat został umyślnie przygotowany na nasze mieszkanie, a przez to także (...) kolejność, w jakiej zdobywamy porcje informacji (...), skorelowana z gradacją trudności jej uzyskania, specjalnie była planowana (...)” (s. 222-223). Empiria posuwa się w sposób nieprzewidywalny, można rzec – jak woda po podłodze w nieznanym pomieszczeniu. Napędzana zaś jest „od środka”. O technologicznym rozwoju Lem powiada dobitnie: jest „zmienną niezależną ziemskiej cywilizacji” (s. 223) [5]. Ten rozwój czyni nasze życie wygodniejszym, dostarczając pojedynczych innowacji (jak samochody, telewizja, komputery, sztuczne serca). Ale to tylko jeden aspekt sprawy, o którym bezwiednie się mówi, że „technologia ułatwia życie”. Otóż jednak: „im dokładniej dba technika o nas, tym staranniej trzeba o nią dbać” (s. 217). Jej eksplozja czyni nasz los tak skomplikowanym, że nie do ogarnięcia już przez jednostkę. (Kto dziś naprawdę wie jak, na przykład, „działa” wielkie miasto, nie mówiąc o państwie?). Rozwój technologii zagraża intelektualnej suwerenności osób; także – demokracji (koniecznością dyktatury ekspertów) (s. 218). Dalej Lem obwieszcza już swoją prognozę.
4. N i e u c h r o n n y m s k u t k i e m t e c h n o e w o l u c j i j e s t a u t o e w o l u c j a c z ł o w i e k a. Przede wszystkim dlatego, że „wzrastającym nieograniczenie w siły opiekunem naszych potrzeb okazuje się coraz jawniej technologia” (s. 217). Człowiek dopasowany lepiej do świata zewnętrznego, w tym technicznego, mógłby być doskonale szczęśliwą istotą. Jego biologiczne potrzeby byłyby niemal w dowolnym stopniu zaspokajane. I chociaż – jak pisze Lem – „gdy wszystko nazbyt łatwo przychodzi, nic nie jest warte” (s. 217), proces ten postępuje. Droga do „poprawiania człowieka” wiedzie przez etap „cyborgizacji organizmu” (s. 220). On się już odbywa: „dzisiaj można wymieniać serce na serce, wątrobę na wątrobę, płuca na płuca, nerki na nerki, ponieważ można wkładać w ludzkie ciało sztuczne naczynia krwionośne i sztuczne stawy, sztuczne stymulatory neuralne itd., itp.” (s. 221). Na razie dzieje się to według wzorców ewolucyjnych, to jest sztywnych standardów dla naszego gatunku. Ale i te można przecież kiedyś zmienić, „poprawić”: dołączyć do mózgu dodatkową pamięć, powiększyć znacznie mięśnie, „racjonalnie wykorzystać seks” (na przykład tak przebudować ustrój człowieka, by rozkoszy dostarczała praca) (s. 220). W obliczu współczesnych umiejętności technologicznych utrzymanie dawnych wzorców zdrowia jest utopią. Otwiera to wrota do autoewolucji. W swojej beletrystyce autor zapowiada ją w formie „proroctwa GOLEMA” i ocenia dwuznacznie, z nadzieją na wzrost rozumności. Oto to proroctwo:
(...) wejdziecie w wiek metamorfozy, (...) zdecydujecie się odrzucić całą swoją historię, całe dziedzictwo, cały ostatek naturalnego człowieczeństwa, którego obraz, wyolbrzymiony w piękną tragiczność, skupiają lustra waszych wiar – (...) wykroczycie, bo nie ma innego sposobu – i w tym, co teraz jest dla was skokiem w czeluść tylko, dopatrzycie się wyzwania, jeśli nie urody, i jednak po swojemu postąpicie – skoro, odrzucając człowieka, ocali się człowiek [6].
Ale czy człowiek może się w „tym skoku” ocalić? Nie ma żadnych gwarancji, że autoewolucja nie przyniesie ofiar. Byłaby natomiast procesem nieodwracalnym. Zdaniem Lema rozpędzona empiria zacznie zmieniać naszą biologię, to znaczy pochłonie ów „stały parametr cywilizacji” (s. 223). Wszystkie zrelatywizowane już dziś „formacje kulturowe” będzie można wtedy za jednym zamachem odrzucić jako nieadekwatne. Pozostanie jedynie zaspokajanie życiowych potrzeb, a te wciąż będą zmieniane. Prowadzi to do społecznego chaosu, a w końcu do totalizmu (którego próbkę Lem przedstawił w Kongresie futurologicznym).
Kolejna i ostatnia teza Lema jest równie enigmatyczna, co kategoryczna.
5. J e d y n y m r a t u n k i e m p r z e d a u t o e w o l u c y j n ą z a g ł a d ą j e s t k u l t u r a – z j e j a u t o n o m i c z n y m i w a r t o ś c i a m i (s. 223). Jak tę myśl rozumieć? Z grubsza tak, że to rozum, sumienie i tradycja mają decydować, w każdym konkretnym przypadku, czy jakąś nową technikę (na przykład medyczną) wdrażać w życie, czy nie. (Choćby: czy wolno przeszczepiać mózgi, czy nie wolno?). Ale ona, tak czy inaczej, „wdrażać się będzie sama” – mocą mechanizmu technoewolucji. Chodziło by więc o to, aby zaistniały takie realne siły, które mogłyby jakieś innowacje blokować, stawiać im skuteczny opór. Ale czy w ogóle w jakimkolwiek zakresie wolno dopuścić do autoewolucji?
I co to miałyby być za siły – hamujące ją? Jakimi wartościami miałyby się kierować? Jakimi metodami ją blokować: militarnie czy poprzez przemianę dusz ludzkich?
W tym miejscu myśl Lema w Fantastyce i futurologii się zatrzymuje.
Postscriptum: dwadzieścia lat później (2007)
Sprawa wygląda podobnie jak w przypadku Kanta, który mówił, że do dobrego życia wystarczy imperatyw kategoryczny. Przemilczał on bezwiednie fakt, że sam został ukształtowany przez moralność chrześcijańską (a nawet: pietystyczną) i że w tym duchu wyobraża sobie działanie imperatywu. Także Lem przez „autonomiczne wartości” rozumie takie, najbliżej których – przez wieki – stał świat chrześcijański. [Nie przypadkiem też swą ideę biotechnologicznej „inwazji w ciało ludzkie” po raz pierwszy przedstawił w katolickim „Znaku” (1969, nr 7-8)] [7]. Znalazło to po latach jasny wyraz w jego publicystyce: w zawartych w niej ocenach konkretnych wydarzeń – zwłaszcza w nauce, na przykład w sprzeciwie wobec klonowania. W późnej twórczości Lem na własną rękę realizował postulat zawarty w tezie 5. Zgodnie z jego antropologią, w świecie ludzkim publiczne wartościowanie pozwala osobom konsolidować się w grupy podobnie myślących i czujących. Takie zantagonizowane wspólnoty stale prowadzą zaś ze sobą walkę. Można zatem oczekiwać, że na tej drodze nastąpi społeczna reakcja przeciwko autoewolucji. Lem pisał (w 2001 r.) wręcz o zarzewiu wojny na tym tle: „(...) prawie na pewno dojdzie do podziału ludzkości na bogatą czołówkę, która będzie mogła pławić się w korzyściach płynących z autoewolucji oraz ubogą większość, której nie będzie stać na żadne klonacyjne lub rekombinacyjne operacje genowe” [8].
W Fantastyce i futurologii Lem oczekiwał jeszcze „etyki autokreatorów” [9]. Później zrozumiał, że byłaby to antyetyka. Zarys takiej myśli pojawia się już w jego beletrystyce z 1971 r., w Podróży dwudziestej pierwszej. Czytamy tam o inżynierii genowej.
(...) Wiedza unicestwia stopniowo dyrektywy, zwane przykazaniami objawionymi. Pozwala ona zabijać, nie zabijając, niszczyć, lecz tak, że to niszczenie stwarza, ulatniają się od niej osoby, jakim miała być należna cześć, choćby ojciec i matka, i padają od niej dogmaty (...). Tysiąc lat temu Kościół nasz bronił macierzyństwa, a wiedza zlikwidowała pojęcie matki (...) [10].
W 1996 roku Lem mówił o tej prozie: „są to moje rzetelne i rzeczywiste przekonania (...), (choć) podane w postaci groteskowej” [11]. Można by dodać, że także natchnione przez Parakleta – Ducha Prawdy. W obliczu bowiem zupełnie nowych warunków życiowych (natury technologicznej) i moralnego w nich zagubienia muszą zostać objawione ludzkości jakieś dalsze przykazania – poza Dekalogiem. („Potrzeba nam nowych cywilizacyjnych treści, a to znaczy przewodnich wartości w różnych dziedzinach życia …” [12]). Jedno z nich wyłania się z przytoczonego fragmentu. Mogłoby tak brzmieć: (Jedenaste) Nie pozwól, by ktokolwiek nie miał nigdy ojca i matki. Jeszcze w Fantastyce autor pisał, mając na myśli Kościół rzymski: „mamy teraz koegzystencję (nauki – przyp. P.O.) z wiarą, ale to nie jest stan trwały” [13]. Późny Lem daje do zrozumienia, że w przypadku konfliktu z empirią o powstrzymanie autoewolucji byłby gotów stanąć po stronie Kościoła.
Postscriptum: trzydzieści siedem lat później (2024)
W ciągu ostatnich kilkunastu lat życia, co miało już miejsce po upadku ZSRR, Stanisław Lem parał się przede wszystkim publicystyką. Rzec można – iż głównym jej tematem była krytyka merkantylnego Zachodu z jego obliczem konsumeryzmu i konsumpcjonizmu. Lem poddał krytyce własną cywilizację za szerzenie przez jej przywódców „pentalogu biolatrycznego” [14], czyli kultu życia, i szerzenie się postaw hedonistyczno-roszczeniowych wśród jej mieszkańców. Całkowita likwidacja kary śmierci wraz z zupełnym zakazem eutanazji, połączone z totalnym przyzwoleniem na aborcję, transplantacje i biotechnologię humanoidalną (oto przykazania nowego „pentalogu”) służą bowiem wyłącznie konsumpcji. Nie „życie” – jak się pięknie powiada (a po co ono samo?) – lecz życie konsumenta staje się powszechnie najwyższą wartością. Tym samym karty naszego losu rozdaje wielki kapitał, a rządy państw – jakie by nie były – tylko mu wtórują, w zamian za wysokie podatki i dostęp do nowych technologii (niczym nieograniczonych w rozwoju).
W 2023 roku w dwóch laboratoriach – w Anglii i Izraelu – sworzono „syntetyczny embrion ludzki” na bazie mieszaniny komórek macierzystych [15]. Reklamuje się to wydarzenie jako wielki krok do poprawy zdrowia i szczęścia ludzkości, kiedy w istocie jest ono kolejną próbą obejścia oporów moralnych na drodze do niebotycznych zysków z nowych technologii. Komórki macierzyste bowiem nie są syntetyczne, ale żywe i zawłaszczone; zawsze czyjeś, osobnicze. Przerabia się zatem ludzkie ciało na co chce, udając – że bariera „do 14 dnia życia embriona” coś tutaj znaczy. Z komórek macierzystych będzie kiedyś można tworzyć osobnicze organy do przeszczepów (co się ogłasza jako postęp względem tykania zwłok). Ale skoro da się zrobić struktury tak wyrafinowane, to i wszelkie prostsze, choćby żywą „galanterię humanoidalną”, czy wytwarzać wręcz takie istoty dla przemysłu pornograficznego. Kto ów proces powstrzyma? Kościół milczy, zajmując się miłosierdziem i działalnością charytatywną. Nie milczałby Lem. W 1998 roku pisał:
Niepokojące jest, że dzisiaj dziedziczność człowieka zaczyna traktować się jak ciasto, z którego cukiernik może wycisnąć, co mu się podoba. (…) Otwierają się wrota do piekielnych poczynań [16].
Komórki macierzyste to właśnie takie „ciasto”, a „wrota” rzeczywiście są piekielne. Jeżeli zwłoki nie są już święte, a nawet fabrykować można ludzkie ciało, nic świętego już się ostać nie może. Taki natomiast był sens tabu kanibalistycznego – by nie wolno było żyć za wszelką cenę.
Intencją Lema nie było malkontenctwo i „gderanie”, co wielu do dziś mu zarzuca, ale pobudzenie „aparatu immunologicznego” w organizmie Zachodu, czyli we własnym domu. Widział on bowiem jasno potężniejące zagrożenie ze strony obcych – zwłaszcza islamu i Chin (które nie dopuszczają życia jednostki za wszelką cenę, a tylko w zgodzie z Allahem albo yin i yang). I wiedział, że tej potędze cywilizacji Wschodu najrychlej gotów się przeciwstawić, co najwyżej, własny totalizm – torowany rozwydrzeniem technologii i kapitału. Relatywizm kulturowy jest złudzeniem albo szalbierstwem, gdyż cywilizacje walczą na śmierć i życie.
A relatywizm biologiczny (zmienianie ludzkiego genomu) prowadzi nieuchronnie, co najmniej, do totalizmu światowego. Jeżeli odrzucimy dany nam od niebios DNA, przejdzie on w gestię piekieł – tak powiedziałby dziś Lem.
[1] Na podstawie referatu wygłoszonego 23 kwietnia 1986 r. w IF UW na proseminarium z Epistemologii, u doc. Zbigniewa Musiała; pierwotna wersja tekstu w: P. Okołowski, Materia i wartości, Warszawa 2010, s. 459-465.
[2] Tekst dostępny jest w Internecie, także w wersji angielskiej: https://deliberatio.eu/en/archive-of-polish-thought/empiricism-and-culture
[3] Odsyłamy do paginacji z: S. Lem, Fantastyka i futurologia, t. 1, wyd. III, 1989 (dalej w przypisach jako FF).
[4] Empiria jako twór dynamiczny, ale część kultury Zachodu, pobudzana była i temperowana przez określony system wartości. Otóż ona się z niego niejako wydostała, stając się „monokulturą” nakierowaną jedynie na własny rozwój. (Dopisek z 2007 r.)
[5] Nazywamy tę myśl Lema, obecną w każdej jego książce dyskursywnej, jego tezą główną. (Dopisek z 2007r.)
[6] S. Lem, Wielkość urojona (1973); także: Golem XIV, w: tenże, Biblioteka XXI wieku. Golem XIV. Dzieła, t. XVIII, Warszawa 2009, s. 263.
[7] Tekst zamieszczony także w Archiwum myśli polskiej – na „Deliberatio”
[8] S. Lem, Sex Wars, Kraków 2004, s. 425.
[9] Por.: FF, II, 205.
[10] Tenże, Dzienniki gwiazdowe. Kraków 1982, s. 254-255.
[11] W: M. Oramus, Bogowie Lema, Warszawa 2006, s. 118.
[12] S. Lem, Rozum i sieć, w: tenże, Moloch. Dzieła t. XXX, Warszawa 2010, s. 252.
[13] FF, II, 199.
[14] Por. nasz artykuł: Technologia i aksjologia: pentalog biolatryczny według Stanisława Lema, w: Głos Pana Lema, Kraków 2021, s. 392-398; wersja rosyjska: Tiechnołogia i aksjołogia: bijołatriczieskij pientałog po Stanisławu Liemu, pieriewod – W. Jaźniewicz, w: Stanisław Liem i razum. Fiłosofskije etiudy, Minsk 2022, s. 143-151.
[15] Por. np.: https://holistic.news/naukowcy-wyhodowali-ludzki-embrion-bez-plemnikow-i-komorki-jajowej/
także: https://www.bbc.com/news/health-66715669?utm_source=pocket_saves
[16] S. Lem, Otwierają się wrota do piekielnych poczynań, „Rzeczpospolita” 31.10./ 1.11. 1998, s. 29.
Czytaj także
Legenda o Eschatologicznym Narkotyzerze. Wokół Kongresu futurologicznego Stanisława Lema
Kongres futurologiczny Stanisława Lema należy do najatrakcyjniejszych jego dzieł, jest jednocześnie omijany przez krytykę bądź dla niej nieuchwytny.
Paweł Okołowski
Nieziemski urok biurokracji. Klęska humanistyki i uniwersytetu na Zachodzie
Artykuł niniejszy na poły tylko jest analityczny, na poły zaś publicystyczny[2]
Paweł Okołowski
Humanizm Lema – summa politologiae
W zbiorowym tomie Humanistyka przełomu wieków (red. J. Kozielecki, Warszawa 1999) znalazł się artykuł Stanisława Lema Krótkie uwagi o humanizmie (s. 336-339). Są te Uwagi enigmatyczne i zagadkowe.
Paweł Okołowski
Metafizyczna gnoma Lema
Nie Stanisław Jerzy Lec jest autorem recenzowanej książki, a Stanisław (zawżdy) Lem.
Komentarze (0)